Miejsce przywitania
Wątek zamknięty z powodu braku aktywności od ponad 180 dni.
Witam Was wszystkich serdecznie. Bardzo się cieszę, że dzisiejszej nocy tutaj trafiłam. Zamknęłam komputer o 3-ciej nad ranem, a rankiem zmolestowam męża, aby mi w tym tygodniu zrobił taki ulik - przynajmniej jeden na początek. Uffff... zgodził się.
Nie wiem, jak to się stało, że szukając naturalnie prowadzonych pasiek (bez ramek) trafiałam na barcie, kłody....itd, co nie do końca mnie przekonywało, aby to to "coś" było dla mnie.
Więc Mateusz wielkie, wielkie dzięki że utworzyłeś takie miejsce i że we wspaniały sposób dzielisz się z innymi swoją pasją.
Dziękuję również Wam wszystkim, którzy tu jesteście, zadajecie pytania i opowiadacie o swoich sukcesach, wątpliwościach i potknięciach
w tego rodzaju "pszczelarzeniu".
Moja przygoda z bzyczkami trwa 3 lata. Mam 6 uli Wp. Teren - okolice Nowego Sącza.
I żeby nie było tak słodko - pytanie:
Czy o tej porze, tzn w tym tygodniu przesiedlenie małej rodzinki z Wp do L nie jest zbyt późną porą? Czy raczej powinnam to przełożyć
na przyszły rok. Nadmieniam, że chodzi o przesiedlenie całej rodzinki i jeszcze wymyśliłam łączenie na pierścieniu pomiędzy Wp a L,
ale to rozkminię, jak będę miała korpus L gotowy.
Póki co, pozdrawiam Was. Pa.
Cześć Jola, witaj na naszym skromnym forum! Cieszę się, że zainteresowała Cię tematyka którą tu poruszamy.
Barcie są fajne, jeśli nie chcemy niczego robić przy pszczołach - tzn. nie pobieramy żadnego miodu, nie zaglądamy rodzinie w plastry, a pszczoły żyją sobie dziko, wyrajają się kiedy mają ochotę itd... Przy czym w takim kontekście chyba równie dobrze można trzymać trzmiele, to w końcu też pszczoła, też fajnie zapyla różne rzeczy, a przynajmniej w towarzystwie można zabłysnąć (no i odchodzi przykry problem warrozy).
Czy teraz jest jeszcze czas na przesiedlanie? Nie wiem. Tzn. "wiem, że nic nie wiem" :) To zależy od regionu, pogody w danym sezonie, woli pszczół, dostępnych pożytków, itd... Czy w Twoim regionie pszczoły w ulach jeszcze się obecnie wyrajają? Jeśli tak, to widocznie jeszcze można. Wydaje mi się, że one wiedzą najlepiej.
Dwa lata temu zdarzyło mi się przenieść jedną rodzinę właśnie z samym końcem czerwca. Rodzina przezimowała na toczku, ale wymagała dokarmienia podczas zimy bo w sezonie zdążyła zabudować ledwie jeden korpus. Gdybym znów miał taką rodzinę, to rozważyłbym zimowanie w stebniku. Ale to u mnie (góry, 800 m.n.p.m). W Nowym Sączu klimat jest łagodniejszy, więc i sezon pewnie dłuższy.
Alternatywne podejście to dostawić korpusy Warre na obecny ul Wielkopolski, w nadziei że pszczoły zaczną je zabudowywać... Ale w takiej sytuacji pszczoły mają dużo mniej motywacji niż przy sztucznym wyrojeniu, więc szansa że zabudują cokolwiek do końca lata mając do dyspozycji obecny, duży ul, jest wg mnie niewielka.
Mateusz
Dodam jeszcze: dostawienie korpusu na (lub pod) obecny ul ma obecnie już niespecjalnie dobre rokowania w kontekście samoistnego przesiedlenia w tym sezonie, ale pozwoliłoby mieć korpus Warré "pachnący pszczołą" na następny rok, a to duży plus.
Natomiast decydując się na sztuczne wyrojenie, ponosisz podwójne ryzyko z racji późnego już okresu oraz tego, że Twój ul będzie nowy, a więc mało atrakcyjny dla pszczół.
Mateusz
Dzięki za info. Dam znać na co się zdecydowałam i co z tego wynikło. Póki co mąż wrócił z pracy i rozkminia co i jak.
Pozdrawiam.
Jolu ja trafilam tutaj ponieważ ucząc się teoretycznie przed zakupem pszczół naroiło sie w mojej głowie mnóstwo pytań o sens i faktyczną korzystniść rożnych zabiegów i zaczęłam szukać informacji czy w ogóle można gospodarować bardziej naturalnie, bez tych ton cukru i wątpliwej skuteczności chemii na warrozę. Z wykształcenia jestem zootechnikiem zwolennikiem systemów ekstesywnych więc staram się ważyć korzyści zwierzęcia i utrzymującego. Czytając Ostrowską doszłam do wniosku że takie pszczelarstwo wcale mi się nie podoba i nie jest dobre dla pszczół i zaczęłam szukać. I naprawdę wielkie dzięki dla Mateusza że tłumaczy książkę i prowadzi to forum! Ja tylko w takim podejściu widzę szansę dla pszczół bo puki co wydaje mi się że ludzie swoją selekcją prowadzą je na drogę zguby.
Hej Jola,
W wątku obok wspominasz o obawach dot. liczebności swoich dwóch rodzin.
Jeśli faktycznie potraciłaś sporo pszczół w rodzinach za sprawą przeprowadzek itd, to sugeruję rozważyć połączenie obu rodzin na zimę. Tym bardziej, jeśli w każdej jest ledwie jeden korpus zapasów. Wszak lepiej po zimie mieć jedną silną rodzinę, niż dwie martwe... Zimą pszczoły muszą ogrzać się w kłębie, a przy naprawdę małej rodzince to po prostu niemożliwe.
Mateusz
Zobaczę jak wyglądają ilościowo od góry i podejmę decyzję - może nawet dzisiaj bo póki co słoneczko jest ale jeszcze zimno. Łączenie to będzie ostateczność bo po pierwsze co zrobić z jedną nową matką - nie zamierzam absolutnie jej uśmiercać, a po drugie nie wiem jak łączy się rodzinki w tego typu ulach i przy moich przybitych snozach.
W kwestii decyzji musisz zdać się na swoją intuicję, nie zawsze jest to oczywiste... Jeśli o łączenie uli chodzi, to jest to operacja bardzo prosta:
- zdjąć daszek i poduszkę z silniejszej rodziny
- przykryć dwoma stronami jakiejś gazety
- na to nałożyć korpus z gniazdem słabszej rodzinki
- przykryć całość poduszką i daszkiem
Istotne nr 1: gazeta musi być z normalnego, gazetowego papieru, typu "Wieczór Wybrzeża", nie żadne z tych obecnych świecących pisemek.
Istotne nr 2: gazetę należy wcześniej podziurkować. Dziurki malutkie, np. drutem, żeby pszczoły nie dały rady przejść.
Chodzi o to, że podziurkowana gazeta pozwoli wymieszać zapachy rodzin i zanim pszczoły się przegryzą przez gazetę, to już się do siebie przyzwyczają.
Gazety nie potrzeba potem wyciągać, pszczoły same ją rozgryzą i wyrzucą.
Jedną z matek można uśmiercić aby zoptymalizować proces, ale nie jest to konieczne - bez tego jedna z matek zostanie zabita przez drugą.
Istnieje jakieś niewielkie ryzyko, że matki zabiją się nawzajem albo że matka która przeżyje będzie uszkodzona i niezdolna do czerwienia. Rzadkie to, ale zdarza się - wówczas rodzina powinna jeszcze być w stanie wyhodować sobie nową matkę, ale na dwoje babka wróżyła. Dlatego pewniej jest samemu wyszukać którąś z matek i ją zlikwidować.
Tak czy siak - łączenie rodzin jest operacją którą należy wykonać tylko wtedy, kiedy ryzyko utraty rodzin jest naprawdę wysokie. W żadnym wypadku nie zachęcam do jakiegoś profilaktycznego łączenia.
Mateusz
Dzięki Mateusz za info.
Czyli łączenie jak w wpl. A co do matki to jak szukać w korpusie z przybitymi snozami :) Zrobiłabym im całkowitą demolkę no i niestety nie potrafiłabym uśmiercić. Raczej pozostawiłabym je obie niech zadecydują inne czynniki niż śmierć z mojej ręki.
Zaglądnęłam dzisiaj i cóż, nie ma ich dużo - w korpusie dwie snozy wolne. Na dokładkę nie wiem czy to możliwe, ale za dużo kręcą mi się rano ptaki przy tych ulach - czy mogą wyłapywać wylatujące poranne pszczoły? Oj chyba nie będzie wesoło z nimi w tym sezonie. Myślę jednak o łączeniu, bo do domu na zimę ich przecież nie wezmę :). Chyba że wezmę i zrobię sobie w domu terapię zapachową :).
A swoją drogą Mateusz jak łączyć - to kiedy? Pewnie jak najszybciej.
Pozdrawiam.
Poszukiwanie matki w ulu Ludowym jest ambitnym przedsięwzięciem, zgadza się. Czasem sama wpada w ręce, ale jak nie to z reguły trzeba zdać się na naturę. Czy snozy przybite czy nie to już bez większego znaczenia. Ja nie przybijam, ale plastrów i tak nie jestem w stanie wyciągnąć bo pszczoły budują sobie różne fikuśne wywijasy:
https://imgpile.com/images/Tlg324.jpg
Z tym łączeniem zapomniałem o jednej ważnej sprawie: sposobem na gazetę pod żadnym pozorem nie wolno łączyć osieroconej rodziny, bo trutówka niemal na pewno wykończy prawilną matkę. Przy sierotach procedura łączenia jest zupełnie inna.
Ptaki żerujące na pszczołach to dość powszechna sprawa, u mnie też przy ulach kręcą się czasem jakieś sikorki, kawki czy inne drobne ptactwo... Nawet jeśli porwą kilkanaście pszczół dziennie to dla zdrowej rodziny to i tak żadna strata. To samo ptactwo zjada również osy i szerszenie, więc nie mam żalu.
Słusznie podejrzewasz - jeśli łączyć, to teraz. Pszczoła zimowa już się wykluwa. Jej męczyć nie wolno, a takie połączenie rodzin to jednak spora reorganizacja. Kiedy w przeszłości łączyłem, to właśnie z początkiem września, kiedy uznałem że bez tego rodzina nie ma szans na przezimowanie (typowy przypadek to późna rójka - innych sytuacji nawet nie próbuję ratować).
Jak oszacować, kiedy warto połączyć rodzinę, niestety nie podpowiem... To w dużej mierze kwestia intuicji, a przynajmniej ja nie znam żadnych naukowych metod takiego szacunku. Swoją drogą - co znaczy "dwie snozy wolne"? Jeśli ul ma tylko sześć zabudowanych plastrów, to taka rodzina na 100% zemrze - albo z zimna, albo z głodu. Krytyczne minimum to 8 skończonych plastrów, a "standardowa" rodzina powinna ich mieć 16.
Mateusz
Wolne dwie snozy tz z plastrami, ale nie zajęte przez pszczółki. Pszczółki obsiadają 6 plastrów.
No to luzik - pszczoły nie muszą obsiadać wszystkich plastrów, gniazdo (czerw) i tak znajduje się tylko na kilku środkowych.
Ewentualne łączenie uli należy więc rozważyć tylko w kontekście liczebności rodzin i tu, jak wspominałem wcześniej, wszystko opiera się na intuicji pszczelarza.
Opat miał w tej kwestii bardziej bezpośrednie podejście: łączył każdą rodzinę, która nie miała dwóch w pełni zabudowanych korpusów (tj. 16 plastrów) i wymagał od każdego ula, by zawierał co najmniej 12 kg zapasów, czyli 6 pełnych plastrów.
Mateusz
Zapytam tutaj trochę w temacie a trochę nie. Ponieważ z ula warre nie wyciąga się ramek a przez takie zawijasy trudno coś wypatrzeć w środku to czy są jakieś wskazówki jak obserwacją zachowania pszczół zgadnąć czy matka nie jest czasem strutowiała?? Czy wtedy jedynie kratę i dymić?
Albo jak się połączy rodziny ale żadnej matki nie uśmierci, bo też bym nie potrafiła, to po jakim czasie widać że pszczoły jednak są bezmateczne??
To są właśnie jak dla mnie trudności prostego ula;)
Bo ten prosty ul polega na tym, żeby do niego właściwie nigdy nie zaglądać, a Ty go co rusz rozbebeszasz i zaglądasz mu we wszelkie otwory. :)
Na rozpoznanie ula z trutówką znam dwie metody. Ja korzystam z tej łatwiejszej, ale mniej jednoznacznej. Przykładam ucho do ula i stukam, wtedy:
- Przy zdrowej rodzinie słychać krótkie "BZZZZz"
- Przy trutówce lub sierocie słychać przeciągłe, żałosne "BZZZZzzzzzzzz zzzzzz zzzzz zzzz zzz zz z"
Z tego co się orientuję chodzi tu o to, że w czasie nagłego stresu w rodzinie matka zaczyna wydzielać jakieś feromony i to natychmiast uspokaja pszczoły. Ale to sposób wymagający pewnej wprawy i osłuchania.
Druga metoda to otworzyć ul, postawić korpus z gniazdem na boku (plastry w kierunku ziemi) i delikatnie rozchylać uliczki by zajrzeć do komórek:
- brak jajeczek = sierota
- po dwa albo więcej jajeczek w części komórek = trutówka
- obecność zasklepionego czerwiu robotnic = wszystko gra
Ja tej drugiej metody unikam, bo nie lubię otwierać ula.
Mateusz
Fenomenalne:) jak ja lubię takie "patenty"
W moich ulach napewno było energiczne krótkie bzzz! A ta druga metoda to raczej na ten moment nie dla mnie:)
Rzeczywiście fajna metoda. Też zapukałam. Odpowiedziały że jest ok.
Wczorajszej nocy czytałem wyrywkowo (któryś już raz) Ciesielskiego, i trafiłem na wzmiankę tej właśnie metody. Widać patent znany był już 120 lat temu. :)
"Otworki, czyli przetchlinki służą także - jak to badania wykazały - do wydawania głosu, za pomocą którego pszczoły wzajem porozumiewać się zdołają, a w którego rozmaitym dźwięku wprawne ucho uważnego bartnika czyto smutne, czy radosne, dobre lub złośliwe usposobienie swych wychowanek z łatwością odróżnia. Komuż nieznane owe żałosne, przeciągłe głosy (zwane powszechnie wyciem), które wydaje pień osierociały, zwłaszcza jeżeli doń zastukamy, podczas kiedy posiadający matkę odzywa się w podobnym razie ogólnem, raźnem, krótkiem zaszumieniem?"
(źródło: "Bartnictwo, czyli Hodowla pszczół dla zysku", T. Ciesielski, Tom I, str. 21)
Wątek zamknięty z powodu braku aktywności od ponad 180 dni.