Wątek zamknięty z powodu braku aktywności od ponad 180 dni.
Za zimno żeby tam szperać i bardziej dociekać ale to na 99% wygląda na wodę z ula. Cały ul ma pochył w stronę wylotka. Czy to dobrze czy źle?? Wilgoci w poduszce nie spodziewam się bo osypana szafka też miała dach z płytki i tam wszystko było ok po otwarciu ula.
Od kilku dni nie wiedzę kropelki wody a za to widzę pleśń. Wydaje mi się że ten ul jednak osypie się zupełnie. Przypuszczam że jest tam garstka pszczół. Przestałam być o niego spokojna gdy od jakiegoś czasu zbyt dużo pszczół zaczęło wypadać z ula. Gdy pisałam o pszczołach w śniegu wypadały z niego pojedyńcze pszczoły. Od kąd snieg stopniał i zrobiła się pogoda wilgotna i na plusie pszczoły osypane co rusz zasłaniały wylotek. Potem znowu na jakiś czas był śnieg i pszczoły nadal się sypały. Od paru dni widzę że już prawie nie wypadają z ula.. Wczoraj postanowiłam ich posłuchać i nie jestem pewna czy je słyszę. Coś tam bzyknęło i tyle. Nie jestem pewna czy słyszę szum z otoczenia czy szum pszczół. Nie chcę za bardzo im gmerać. Za to ten drugi ul na jednym korpusie ryczy jak flota radzieckich samolotów. Wystarczy tylko lekko zbliżyć wężyk do wylotka i już je słychać. I tm jesli coś wypadnie przed wylotek to pojedyńcza pszczola.
Mam takie wnioski, że możliwe jednak, że pełne dennice przy takiej pogodzie jak mi się trafiła, czyli plus kilka stopni, błoto i jeszcze raz bloto, są naprawdę złe dla pszczół. Liczyłam że skoro tyle pokoleń ludzie mieli pełne dennice to będzie ok jeśli tak zostawię je na zimę. Prawdopodobie ta rodzina mogła zmagać się z różnymi problemami zimowli ale myślę że wilgoć przechyliła szalę na ich niekorzyść. Choćby to, że to właśnie ona była rabusiem. Sporo pszczół z ula rabowanego przeszło do niej (sypały się "kolorowe" pszczoły). Jeśli dalej utrzyma się taka pogoda to szanse że mogą się uratować są znikome lub to co przeżyje nie da rady się rozwinąć. Oblotu dalej nie było.> Co do syropu to napewno nie ma sensu bo one miały dużo zapasów.Nie chodziło mi o zapasy, tylko o pozasezonowe pobudzenie czerwienia. Ale to ma sens wyłącznie w połączeniu z zapewnieniem odpowiedniej temperatury - dlatego wspominałem o wstawieniu ula gdzieś w suche miejsce. Taka patologiczna symulacja wiosny... Przy garstce pszczół w środku zimy to jedyna nadzieja (aczkolwiek nikła). No i wymaga, żeby pszczoły miały zapasy pierzgi, bo obecnie nie znajdą pyłku, poza jakimiś symbolicznymi ilościami z leszczyny.
> Może pleśń pojawiła się z powodu zbyt małej liczby pszczół.Tak, to bardzo prawdopodobne. Ale jak to często bywa, powodów może być kilka, i dopiero jak się nałożą to jest nieszczęście. Mokra pogoda + słaba rodzina + pełna dennica + wietrzna lokalizacja... Być może gdyby jeden z tych elementów odjąć to byłoby zupełnie inaczej, ale możemy tylko gdybać.
> na podmianę dennic zdecydowała bym się tylko w czasie oblotuW warunkach, które opisujesz, jakikolwiek oblot jest mało prawdopodobny. Ta niewielka ilość pszczół, która jeszcze żyje, będzie do końca chronić matkę (jeśli ta w ogóle jeszcze jest), ściśle przylegając do niej, aż sobie tak wspólnie zapleśnieją. Niektóre robotnice spróbują schować się do komórek, tam umrą, i również zapleśnieją. A z nimi plastry. (kilka lat temu już to przerabiałem...)
> I pod siatkę w dennicy dała bym nieco słomy żeby nie było bezpośrednich podmuchów wiatru w ul.Raczej niedobry pomysł, bo słoma przesiąknie od gruntu i będzie wiecznie parować pszczołom w siatkę. Sporadyczne podmuchy wiatru są nieszkodliwe, kiedy rodzina jest zabudowana na dwóch korpusach, bo dolne plastry chronią i izolują gniazdo. Do tego taka leżąca słoma to fajna przynęta na wszelkie gryzonie. Reasumując, jeśli w ogóle chcesz cokolwiek robić z tą rodziną, to po mojemu masz dwie opcje: a) wersji łatwa: podmiana dennicy na osiatkowaną w nadziei, że poprawa warunków w ulu pozwoli pszczołom agonizować do pierwszych słonecznych dni, a wtedy może odżyją. b) wersja trudna: przenieść ul do garażu, wymienić dennicę na osiatkowaną, zdjąć daszek, w poduszkę wmontować okrągłą podkarmiaczkę (taką z dziurą w środku i przeźroczystym wiekiem) i od czasu do czasu dolewać im pół szklanki rzadkiego syropu. Dzięki podkarmiaczce z przeźroczystym wiekiem łatwo zobaczyć czy rodzina jeszcze żyje i na ile aktywnie pszczoły pobierają syrop. Mateusz
> Ktoś tu ostatnio nawet przypominał, chyba Ty, że im mniej razy rusza się pszczoły zimą tym wieksza szansa że doczekają wiosny.To racja, ale Twoja rodzina najwyraźniej i tak umiera. Skoro ledwie ją słyszysz, to pszczół jest tam naprawdę niewiele, a taka rodzina ma niewielkie szanse doczekać wiosny. Tym bardziej, jeśli zżera ją pleśń. Wymiana dennicy to desperacki krok, bo nawet jeśli uda się tym zabiegiem podsuszyć ul na tyle, by ograniczyć pleśń, to pszczół może być już zwyczajnie za mało, żeby zacisnąć się w dostatecznie ciepły kłąb. W każdym razie w takiej podbramkowej sytuacji myślę, że zapewnienie lepszej wentylacji przez wymianą dennicy na osiatkowaną pomoże bardziej, niż zaszkodzi. Taka wymiana dennicy pozwoli również wyciągnąć wszystkie leżące (i gnijące) zwłoki, które nie przyczyniają się do zdrowej atmosfery ula. Przy okazji można te zwłoki dokładnie obejrzeć i może czegoś się dopatrzeć. A jeśli to ul dwukorpusowy, to można od razu podsunąć trzeci korpus na dół, żeby jeszcze bardziej oddalić rodzinę od wilgotnej ziemi i wzmocnić "efekt komina". Czy to uratuje agonizującą rodzinę? Wątpliwe. Ale zostawiając ją tak, jak jest, zemrze raczej na pewno. Mateusz
W ulu było słychać że są pszczoły gdy dłutem odkleilam dennicę ale nie widzę dla nic nadziei. Na zdjęciu jest osyp już przeze mnie pomieszany. Matki nie znalazłam. Raczej tak jak pisze Mateusz jest chroniona przez garstkę pszczół.
Ten osyp chyba wskazuje na problem już od jesieni. Bo sa w nim nieposprzątane wieczka od komórek z których wyszły pszczoły, kilka jasnych niedorozwiniętych czerwi. Możliwe że to wskazuje na długo przeciągające sie czerwienie. Były też warrozy ale nie jakoś bardzo dużo.
Porażka totalna....
Po tym widoku to już zaczęłam się bać co jest na dennicy tego ula który wydaje mi się w dobrej formie...
Nie wyobrażam sobie zrobić taki błąd na 10ulach...
W piątek ma być pogoda na oblot. Zobaczymy.> Nie wyobrażam sobie zrobić taki błąd na 10ulach...Nie nazwałbym tego błędem. Choć uważam, że osiatkowana dennica jest znacznie korzystniejsza od pełnej, to silna rodzina powinna sobie poradzić na każdej dennicy. Sądzę, że problemów musiało być więcej, a dennica to tylko jedna mało optymalna część układanki. Dużo bardziej martwi obecność widocznego dręcza, bo jeśli obecnie jesteś w stanie go zobaczyć, to jesienią musiało go być naprawdę dużo... Jeśli dobrze pamiętam, to ta rodzina jest tegorocznym zsypańcem który utworzyłaś na podstawie jakiegoś dużego ula ("rupcia")? Jeśli tak, to bardzo mnie dziwi tak duża obecność dręcza, bo w rodzinach wyrojonych do pustego Warré pierwszy rok jest zazwyczaj zupełnie wolny od dręcza. Może to anormalnie długie czerwienie pozwoliło dręczowi na rozwój, albo wystąpił dryf pszczół - czy obok tego ula jest/była jakaś porażona rodzina, z której pszczoły mogły się przenieść i wprowadzić masowe ilości dręcza? Nie chcę tu oczywiście rozdrapywać świeżej rany, ale wydaje mi się że warto dojść do tego, co się stało. Trudno mi uwierzyć żeby ta nieszczęsna pełna dennica była w 100% odpowiedzialna.
> Porażka totalna....Zakładając, że ta zapleśniała rodzina osypie się do końca, czy dobrze liczę na palcach że zostaje Ci już tylko jedna zimująca rodzina? Z pięciu żywych jesienią? Jeśli dobrze pamiętam to stan jesienią był taki: - 2x ule ramkowe - 2x Warré tegoroczne - 1x Warré dwuletni I z tego: - jeden ramkowiec poległ zadręczony (DWV) - drugiego ramkowca zjadła ryjówka - warré dwuletni został obrabowany wczesną jesienią (za duży wylotek? A może matka umarła od KM i pszczoły nie miały o co walczyć?) - jeden z dwóch tegorocznych obecnie dogorywa, prawdopodobnie za sprawą tajemniczego pojawienia się dręcza + słabe warunki mieszkaniowe (pleśń, pełna dennica) na pewno nie pomogły Na polu bitwy zostaje jeden Warré, tegoroczny. Tj. 80% strat. Dużo - tyle zdarza się w nieleczonych pasiekach. Jeśli to wszystko dobrze mam poskładane, to wychodzi na to że 50% Twoich strat wynika z dręcza. Reszta to przypadki losowe (ryjówka, rabunek). Czy dobrze to wszystko pamiętam? Mateusz
> Nie wykluczam że dach z płytki może im szkodzić pomimo poduszki. Może słoma w poduszce to złe rozwiązanie.To łatwo sprawdzić, bez przeszkadzania rodzinie - wystarczy delikatnie unieść płytkę (dach) i położyć rękę na zawartości poduszki. Jeśli jest wilgotna/mokra to wiadomo, że źle.
> jak zdarzyło mi się widzieć ostatnio parę razy pszczołę która wypadła z tego ula któremu dziś wymienialam dennicę, to ta pszczoła nie była w stanie lecieć nawet kawałka i miała bardzo duży odwłok.No to do listy problemów należałoby dopisać nosemozę (lub chorobę majową, ale ta wynika z niedoboru wody, co nie za bardzo pasuje do Twojej sytuacji). Powodem nosemozy natomiast jest niedobór białka i/lub niedostateczna wentylacja ula. Czyli na liście Twoich tegorocznych utrapień mamy: 1. Dręcz 2. Nosemoza (czy tam inna jelitówka) 3. Rabunki 4. Ryjówka Sporo tych problemów Ci się namnożyło... Szczerze współczuję i rozumiem smutek oraz przybicie. Mogę tylko Ci życzyć by ta jedna rodzina która Ci się ostała dotrwała do wiosny i pozwoliła Ci kontynuować przygodę. Mateusz
Wątek zamknięty z powodu braku aktywności od ponad 180 dni.