> Muszę koniecznie nauczyć dzieci robić zdjęcia....Mój najstarszy (lat 7) nie ma problemu z robieniem zdjęć tak ogólnie, ale nie w rękawicach. W rękawicach to i ja mam duży problem. On za to bardzo skutecznie pełni rolę operatora podkurzacza. Mateusz
> A jeszcze pytanie. Jak pszczoły zajmują dwa korpusy to robią mateczniki rojowe na dole drugiego czy w pierwszym, (górnym znaczy) też mam zawsze patrzeć? Bo co innego zajrzeć pod ostatni budowany korpus a co innego rozbierać ul.Moim zdaniem możesz przyjąć takie założenie mocno uproszczone. Zaglądasz pod korpus na dół i jeżeli na dole plastrów nie ma mateczników, to przyjmujesz, że na 90% nie ma także wyżej i ryzykujesz. ;) To jest nawet metoda zawodowców gospodarujących na samych niskich korpusach, którzy nie mają czasu przeglądać każdą podejrzaną o nastrój rojowy rodzinę. Wspomnę jeszcze o jednym czynniku, który zaburza powyższe uproszczenie, a o czym nie wspomnieli przedmówcy. Pszczoły mogą chętniej budować mateczniki na świeżym wosku niż przerabiać stary plaster. Na takim plastrze jeżeli byłby np. jeden młody a reszta mocno stare, to można się spodziewać na tym świeżym większości mateczników. A to widzę Mateusz, że trochę tych ramek też stosujesz. Czytałem kiedyś, że stosujesz do osadzenia nowej rójki. Ja poza tym faktem widzę np. takie plusy: Można zrobić inspekcję, jak nie wiadomo o co chodzi, a jest podejrzenie, że może się dziać coś, co byśmy nie chcieli np. XXXX. Zamiast X wstawić dowolne słowo - do wyboru np. rójka (jeżeli ktoś nie chce puszczać wolno pszczół), choroba np. czerwiu, sprawdzenie, czy są jaja. Może być też przydatne jeżeli ktoś stosuje jakąś selekcję i robi np. testy na higieniczność. Kilka rzeczy pewnie by się jeszcze znalazło, co nie miałoby wiele wspólnego z eksploatowaniem produkcyjnym pszczół i chęcią manipulowania i prowadzenia pszczół w tym kierunku. Swoją drogą można by założyć wątek: ramki w systemie Warre: za i przeciw. ;)
> A to widzę Mateusz, że trochę tych ramek też stosujesz.Stosowałem. Dziś już nie stosuję (zdjęcie jest sprzed paru lat). Tzn. w obecnych korpusach może jeszcze jakieś ramki się gdzieś znajdą, ale jeśli są to wylecą jak tylko korpus do mnie wróci.
> Czytałem kiedyś, że stosujesz do osadzenia nowej rójki.Nie nie. To jest jeden ze sposobów, które przetestowałem (raz). Nazywam to sposobem "ramki w ramkach". Nie polecam. Zbudowałem to: https://imgpile.com/images/NehmpG.jpg To są ramki Dadantowe, w które wmontowałem rameczki Warré. Włożyłem te ramki do paru Dadantów z początkiem maja. Po dwóch tygodniach węza była już rozszerzona i zawierała czerw oraz trochę zapasów. Wtedy przeniosłem wszystko do Warré (razem z obsiadującymi pszczołami). Zadziałało, ale co się narobiłem to moje. Dziś nie widzę w ramkach sensu. Tzn. rozumiem, dlaczego ktoś może chcieć ich używać - bo kontrola, zaglądanie, ciekawość, ratowanie trutówek, wymiana zapasów między ulami, itd. Ale to wszystko czynności, których ja tak czy inaczej nie chcę robić - bo zasadniczo wybrałem Warré właśnie po to, żeby takimi rzeczami nie uprzykrzać sobie życia. Poza tym, wkładając ramki do snozowego Warré zmniejszamy pojemność ula o 15%. Jeśli kto pasjonuje się ramkami to oczywiście fajnie i gites, ale jeśli już upierać się na ramkowy ul ludowy, to Emil Warré podpowiada, że ul należałoby powiększyć o 3 i pół centymetra z każdego boku a ilość plastrów (tj. ramek) zwiększyć z 8 do 9. Wtedy jest dodatkowe miejsce na same ramki, a także trochę więcej zapasów (Emil twierdzi, że rodzina w ramkowcu zjada więcej miodu, niż taka sama rodzina w snozowcu - czy ten konkretny punkt jest prawdą przyznam, że nie wiem). Mateusz
> Poza tym, wkładając ramki do snozowego Warré zmniejszamy pojemność ula o 15%.Jak wiesz, nie uważam to za szczególny problem. Emil był mocno przywiązany do swoich wymiarów ula. Rozumiem to (każdy twórca jest przywiązany do swojego pomysłu, na bazie którego powstało dzieło, które uważa za lepsze rozwiązanie od innych), ale sądzę, że w tym wypadku rodzina pszczela jako superorganizm charakteryzuje się dużą elastycznością. A zatem dzieło to można rozwijać, zmieniać, testować inne manipulacje. Pszczoły powinny mieć po prostu wystarczające zapasy, do których mogą mieć dostęp zimą, aby móc przetrwać do pierwszych większych pożytków na wiosnę. To można osiągnąć za pomocą różnych kształtów. Zresztą spontanicznie pszczoły też wybierają bardzo różne struktury. Np. w Galicji hiszpańskiej zaobserwowano, że dziko żyjące pszczoły bytują w dość wąskich słupach telegraficznych: https://warroza.pl/dobre-siedliska-dla-pszczol/
> Zadziałało, ale co się narobiłem to moje.Fakt, tu się narobiłeś, ale zaplanowałeś to sobie jako takie przedsięwzięcie. Ja bym po prostu wstawił ramkę z pokarmem do korpusu Warre. To miałem na myśli. Co ciekawe, ja stosuje ramki głównie dokładnie z tego samego powodu, co Ty głównie nie stosujesz. Z powodów Leniwego Pszczelarstwa (Lazy Beekeeping). Czyli, aby nie narobić się, a pszczołom zapewnić możliwie dużo spokoju i "kultury" podczas jakiś zabiegów. Testowałem zresztą dziką zabudowę nie raz i nie dwa w ulach o rozmarach zbliżonych do Warre, japończyków, kószce, lub ulach typu KTBH, i taki sposób wydawał mi się w efekcie bardziej problematyczny (to znaczy miałem przy nim więcej niechcianej pracy).
> Pszczoły same z siebie budują ciaśniej.W zależności od rozmiaru komórki budują różnie i ramki, które stosuję to uwzględniają. Ale w pewnym zakresie pszczoły jak mniemam, są dość mocno elastyczne i mają sporo możliwości, aby budować plastry po swojemu. W końcu węzę stosuje tylko połowicznie i nie mieszam im, a mają w pewnym ograniczonym zakresie pokrzywione plastry i tak. p.s. Ciekawostka. To, że mniejsza komórka niż większa sprzyja oporności na dręcza, nie zostało empirycznie potwierdzone dotychczas.
> Gdzieś czytałem ostatnio, że to prawda w ramkowcu są większe puste przestrzenie do ogrzania między ramkami.Tak 100 lat temu twierdził Emil. Dziś jednak wiemy, że pszczoły nie ogrzewają wnętrza ula, a tylko środek kłębu. Dlatego nie jestem przekonany co do szkodliwości ramek w kontekście stricte termicznym.
> W końcu na tej zasadzie najpierw opracowano snozy, a później ramki. Na obserwacji struktur powstających spontanicznie.Tu fajny przykład spontaniczności na snozach: ja suwmiarką mierzę każdą snozę, kontroluję rozstaw żeby było wszystko prościutko i równolegle, nawet potrudziłem się o zrobienie kilku snoz z profilem w kształcie litery "V", żeby zachęcić pszczoły do prostych plastrów... a one i tak mi na złość w poprzek robią. :-) https://images92.fotosik.pl/717/3ea5c72dfadbf4b2.jpg Zastanawiam się zresztą nad testowaniem korpusów bez snoz, tylko z patyczkami od szaszłyków na wylot, jak w japończykach. Może w przyszłym roku.
> Fakt, tu się narobiłeś, ale zaplanowałeś to sobie jako takie przedsięwzięcie. Ja bym po prostu wstawił ramkę z pokarmem do korpusu Warre.Hmm, ale tę ramkę to skąd byś miał? Bo tutaj chodziło o przeszczepienie pszczół z Dadantów do Warré. :-)
> Czyli, aby nie narobić się, a pszczołom zapewnić możliwie dużo spokoju i "kultury" podczas jakiś zabiegów.Różnica w naszych podejściach rozbija się jak sądzę o "jakieś zabiegi" - bo ja zabiegów wewnątrz gniazda (już) nie robię. Obecnie to już nawet nie podnoszę przekładki ani nie rozdzielam korpusów. Ale nie zawsze tak było - moje pierwsze Warré były w 100% wypełnione ramkami, bo tak byłem nauczony po Dadantach. Wydawało mi się wtedy, że tak będzie prościej, no bo jak to tak, bez ramek działać. No i zaglądałem okresowo do uli, liczyłem ilość miodu na plastrach, oglądałem czerw, czasem przenosiłem ramki między ulami. Z czasem, powoli rezygnowałem z takich działań i stopniowo ograniczałem ilość ramek w ulach. Np. dwa lata temu jeszcze używałem sporadycznych ramek po bokach uli, żeby łatwo zabrać pszczołom nieco zapasów - albo dla siebie, albo dla innych pszczół. Ale dziś nie robię już zupełnie nic w gniazdach, a ule traktuję jak "czarne skrzynki". Raz albo dwa w roku zaglądam pod najniższy korpus, czasem przechodząc przy ulach zerknę na wylotek, czasem coś wyroję wiosną, a jesienią zdarza mi się zabrać jakiś korpus miodu. I tyle. Sposobów na pszczelarstwo jest wiele, i każdy pszczelarz ma swoje podejście. Mi taka ekstremalnie ograniczona wersja bardzo odpowiada. Jedyne, co jeszcze nieco mnie uwiera, to leczenie (bo czasochłonne), ale pracuję nad tym. Mateusz
> Tu fajny przykład spontaniczności na snozach. :-)Ot kolejny fajny przykład. Mamy skłonność jako organizmy do polegania na tym co częściej obserwujemy jako na prawidłowościach nawet robimy z tego prawa naturalne (choć to możliwości), a z kolei rzadsze przypadki uznajemy za aberracje. Jak pszczoły dostaną takie puste pudełko, na chłopski rozum wynika, że o wiele większe jest prawdopodobieństwo, że pobudują niezgodnie z życzeniem pszczelarza. Co nie znaczy, że jakby im akurat wyszło zgodnie, to by było jakoś źle. No leczenie to już właśnie jakiś zabieg jak najbardziej.
> Zastanawiam się zresztą nad testowaniem korpusów bez snoz, tylko z patyczkami od szaszłyków na wylot, jak w japończykach. Może w przyszłym roku.Testowałem. Dla mnie to tragedia. ;) Nic się nie da z tym zrobić, o ile chce się coś zrobić. Przecinanie drutem dzikiej zabudowy i uszkadzanie przy tym pszczół oraz ich stresowanie to nie dla mnie zabawa. ;) Dodam, że staram się robić coś przy pszczołach tak, aby nie uszkodzić ani jednej pszczoły.
> Ale nie zawsze tak było - moje pierwsze Warré były w 100% wypełnione ramkami, bo tak byłem nauczony po Dadantach. Wydawało mi się wtedy, że tak będzie prościej, no bo jak to tak, bez ramek działać.To moja droga jest odwrotna. hehe :) Zaczynałem od dzikiej zabudowy, później braku węzy, a skończyłem na ramkach i nie gardzę także węzą jako dodatek. :) Z tym że wciąż wydaje mi się, że teraz mniej przeszkadzam pszczołom. Nie upieram się jednak, że zatoczę kiedyś koło i wrócę do całkiem pustych pudełek. O ile nic nie trzeba będzie robić przy pszczołach, aby cieszyć się nimi w ogrodzie. Na razie w Polsce mamy moim zdaniem jedne z najgorszych warunków na świecie do tego typu przedsięwzięcia.
> Czy ktoś już coś wyroił w tym roku?Ja czekam. Dwa dni temu spadł u mnie śnieg... W nocy -3, w dzień 8.
> Zastanawia mnie kiedy ogólnie będzie dobra pora na wyrojenie rodziny.Nie ma pośpiechu, daj jej najpierw zabudować 2 pełne korpusy. Poczekaj, aż snozy trzeciego korpusu zapełnią się od spodu pszczołami. Jak wyroisz za małą rodzinę, to na zimę zostaniesz z dwoma słabiakami. A do wyrojenia trzeba ze dwa dni dobrej pogody, więc cierpliwości - za dwa, trzy albo cztery tygodnie na pewno trafi się okazja.
> Snozy zakupiłem od sympatycznego pszczelarza, który robi korpusy warre na sprzedaż z pasieki Pszczółkowo. Wczoraj z córką robiliśmy startery woskowe na snozach, co by się zabezpieczyć przed meandrującymi plastrami.Tak, startery działają bardzo dobrze. Pytanie tylko, czy proste plastry są do czegokolwiek potrzebne? Najlepiej ich nie ruszać, a pszczołom dać spokój. W tym kontekście wszystko jedno, czy siedzą na prostych, czy powykrzywianych plastrach. Mateusz
> Snozy zakupiłem od sympatycznego pszczelarza, który robi korpusy warre na sprzedaż z pasieki Pszczółkowo.To ta pasieka: https://pasiekapszczolkowo.pl Na ich stronie nie znalazłem nic o Warre. Być może to ktoś inny. Dlatego pytam bo snozy by mi się przydały. Edit: Już znalazłem. To ci od ula ze snozami a'la Hoffmanowskimi. https://www.olx.pl/d/oferta/ul-warre-ul-bezramkowy-ul-snozowy-CID757-IDWelTZ.html?reason=seller_profile
>Pytanie tylko, czy proste plastry są do czegokolwiek potrzebne?Pszczoły wiedza lepiej jak budować. Uważam, że gołe deski są wystarczające. Na pewno je dobrze ogarną. :)
> Zastanawia mnie kiedy ogólnie będzie dobra pora na wyrojenie rodziny.U mnie ta odpowiedź jest prosta. Wtedy kiedy zobaczę pierwsze zasklepione rojowe mateczniki, czyli w zaawansowanym stadium rojowym. Uważam, że przy jakichkolwiek podziałach to jest zdecydowanie najlepszy termin. Jak nie ma takich mateczników, to nie dzielę wcale. Bywa tak, że pojawiają się miseczki i jaja, ale w międzyczasie rodzina rezygnuje z chęci rojenia się (wydaje mi się z powodu pogody lub kwestii pożytków, ale to moje gdybanie). Dlatego nie sugeruje się miseczkami i jajami w miseczkach. Spróbuję w tym roku metody opisanej na tym forum. Jej idea spodobała mi się, choć mimo wszystko nie nazywałbym tego sztuczną rójką, a takim pakietem plus. ;) Nie mamy bowiem żadnej pewności, a można mieć wątpliwości, że pszczoły podzielą na rojowe i macierzakowe tak jak same by się podzieliły. A co piszą na ten temat Francuzi Mateuszu? Czy oni uważają, że w tej metodzie głównie robotnice rojowe idą z matką na górę?
> U mnie ta odpowiedź jest prosta. Wtedy kiedy zobaczę pierwsze zasklepione rojowe mateczniki, czyli w zaawansowanym stadium rojowym.To jest bez wątpienia najlepsza pora, bo w pełni zgodna z pszczelim nastrojem. Ja tego jednak nie praktykuję, bo wymagałoby to ode mnie bezustannej kontroli wszystkich uli od wczesnej wiosny do początku lata. Wyrajam więc wtedy, kiedy mi to odpowiada (w rozsądnych warunkach), a pszczoły muszą się nieco dostosować. Czasem udaje się akurat trafić w nastrój rojowy, ale zazwyczaj nie. I też działa. :-)
> Bywa tak, że pojawiają się miseczki i jaja, ale w międzyczasie rodzina rezygnuje z chęci rojenia sięWydaje mi się, że miseczki wcale nie wiążą się z nastrojem rojowym, a tylko wskazują na jakiś potencjał rodziny do wyrojenia. Pszczoły je budują na zaś, czasem wydawałaby się - dla żartu. Francuzi mówią na nie "amusettes", czyli "igraszki". Chyba trafnie.
> można mieć wątpliwości, że pszczoły podzielą na rojowe i macierzakowe tak jak same by się podzieliły. A co piszą na ten temat Francuzi Mateuszu?Podział z pewnością nie jest dokładnie taki sam, jak przy naturalnej rójce, bo bądź co bądź mocno ingerujemy w ten proces i stresujemy pszczoły, więc w pośpiechu robią co mogą. Ale metoda działa bardzo dobrze, przypuszczam więc, że optymalność tego podziału jest przynajmniej dostateczna. Obiegowa opinia u Francuzów jest taka, że za matką podążają głównie bardzo młode pszczoły, tj. karmicielki i woszczarki. Nie sądzę jednak, by ktokolwiek to rzetelnie badał i analizował, to raczej wniosek oparty na obserwacji podobnej do mojej - "fajnie działa, więc musi być dobrze". Budowa plastrów w nowym ulu następuje błyskawicznie, w (bardzo) dobrych warunkach bywało, że pszczoły zabudowały mi cały korpus od zera w raptem dwa tygodnie. W macierzaku natomiast budowa plastrów z reguły zupełnie ustaje, i zostaje wznowiona dopiero następnej wiosny. Mateusz
> To jest bez wątpienia najlepsza pora, bo w pełni zgodna z pszczelim nastrojem. Ja tego jednak nie praktykuję, bo wymagałoby to ode mnie bezustannej kontroli wszystkich uli od wczesnej wiosny do początku lata.Ja bardzo rzadko rozdzielam korpusy i robię to właśnie głównie wtedy, ale zwykle na czuja jeden lub dwa razy i to tylko rodzinom, które rokują w tym kierunku. Biorę pod uwagę pewne ułomne wskazówki, np. obserwuję przez siatkę na dennicy od dołu silną latarką czy dużo młodych robotnic wisi na ramkach na dole. Czy noszą mniej pyłku. Zajrzenie, aby sprawdzić mateczniki zresztą sprowadza się tylko do podniesienia korpusu, bo zakładam, że w 90% będą na dole plastrów. Po za tym nie mam problemu z tym, że pszczoły sobie gdzieś polecą. Nie nazywam tego ucieczką, gdyż nie mam się za ich właściciela. Skoro staram się traktować pszczoły podmiotowo, to po części także w wyborze nowej miejscówki do życia. Oczywiście szkoda mi jeżeli akurat wybiorą taką, gdzie np. zostaną zlikwidowane, przeniesione do pasieki towarowej z wymianą matki. Ale cóż... nad tym już nie mam kontroli. Jest to jakiś kompromis, ale także pewien dylemat do rozmyślań. Niemniej jedno z piękniejszych mocnych doświadczeń, jakie miałem z pszczołami z moich uli, to właśnie wtedy jak mogłem obserwować, jak zawiązują rój i nagle podrywają się wszystkie, aby sobie polecieć w siną dal (z mojej perspektywy). Podsumowując. Wolę trochę grzebnąć w ulach przy niektórych rodzinach i rozmnożyć sztucznie te, które są w nastroju rojowym w trakcie moim zdaniem najbardziej optymalnego momentu, niż ryzykować sztuczne podziały w bardziej niesprzyjających okolicznościach lub np. robić to rodzinom, które nie miały takiego zamiaru. Biorąc jednocześnie pod uwagę, że część pszczół znajdzie sobie spontanicznie inne miejsce niż moja pasieka, w której zresztą są tymczasowymi gośćmi.
> Wydaje mi się, że miseczki wcale nie wiążą się z nastrojem rojowym, a tylko wskazują na jakiś potencjał rodziny do wyrojenia.Zgadza się, ale chodziło mi też o jaja w miseczkach. One też mogą być jeszcze zlikwidowane, jak wskazuje moje doświadczenie.
> Podział z pewnością nie jest dokładnie taki sam, jak przy naturalnej rójce, bo bądź co bądź mocno ingerujemy w ten proces i stresujemy pszczoły, więc w pośpiechu robią co mogą.Dziękuję za odpowiedź. Dlatego to dla mnie taki "pakiet plus". ;) Nie wiem właśnie, czy pszczoły negatywnie stresują się bardziej przy pakietach czy przy odkładach typu odstawienie korpusu z matecznikami lub starą matką i ewentualnie dołożenie ramki z pokarmem z miodem i pierzgą.
> Nie wiem właśnie, czy pszczoły negatywnie stresują się bardziej przy pakietach czy przy odkładach typu odstawienie korpusu z matecznikami lub starą matką i ewentualnie dołożenie ramki z pokarmem z miodem i pierzgą.Trzeba by ich zapytać, ew. zaproponować im jakieś referendum. Z mojej perspektywy mogę tylko powiedzieć, że przy sztucznej rójce (przepukiwanie części rodziny w górę do nowych pustych korpusów) przeniesiona rodzina żwawo buduje plastry i nosi pyłek. Przy podziale tej dynamiki nie widzę, pszczoły wydają się leniwe - jakby nie zauważyły, że im się rodzina i zapasy skróciły o połowę. Przy czym to żwawe budowanie to może właśnie jakiś efekt dodatkowego stresu - tego nie umiem ocenić. Ale ja cham jestem i nie przejmuję się pszczelim samopoczuciem, zadowolony jestem jak budują, noszą, i przeżywają zimę. :-P Mateusz