Wątek zamknięty z powodu braku aktywności od ponad 180 dni.
> Muszę koniecznie nauczyć dzieci robić zdjęcia....Mój najstarszy (lat 7) nie ma problemu z robieniem zdjęć tak ogólnie, ale nie w rękawicach. W rękawicach to i ja mam duży problem. On za to bardzo skutecznie pełni rolę operatora podkurzacza. Mateusz
> A jeszcze pytanie. Jak pszczoły zajmują dwa korpusy to robią mateczniki rojowe na dole drugiego czy w pierwszym, (górnym znaczy) też mam zawsze patrzeć? Bo co innego zajrzeć pod ostatni budowany korpus a co innego rozbierać ul.Moim zdaniem możesz przyjąć takie założenie mocno uproszczone. Zaglądasz pod korpus na dół i jeżeli na dole plastrów nie ma mateczników, to przyjmujesz, że na 90% nie ma także wyżej i ryzykujesz. ;) To jest nawet metoda zawodowców gospodarujących na samych niskich korpusach, którzy nie mają czasu przeglądać każdą podejrzaną o nastrój rojowy rodzinę. Wspomnę jeszcze o jednym czynniku, który zaburza powyższe uproszczenie, a o czym nie wspomnieli przedmówcy. Pszczoły mogą chętniej budować mateczniki na świeżym wosku niż przerabiać stary plaster. Na takim plastrze jeżeli byłby np. jeden młody a reszta mocno stare, to można się spodziewać na tym świeżym większości mateczników. A to widzę Mateusz, że trochę tych ramek też stosujesz. Czytałem kiedyś, że stosujesz do osadzenia nowej rójki. Ja poza tym faktem widzę np. takie plusy: Można zrobić inspekcję, jak nie wiadomo o co chodzi, a jest podejrzenie, że może się dziać coś, co byśmy nie chcieli np. XXXX. Zamiast X wstawić dowolne słowo - do wyboru np. rójka (jeżeli ktoś nie chce puszczać wolno pszczół), choroba np. czerwiu, sprawdzenie, czy są jaja. Może być też przydatne jeżeli ktoś stosuje jakąś selekcję i robi np. testy na higieniczność. Kilka rzeczy pewnie by się jeszcze znalazło, co nie miałoby wiele wspólnego z eksploatowaniem produkcyjnym pszczół i chęcią manipulowania i prowadzenia pszczół w tym kierunku. Swoją drogą można by założyć wątek: ramki w systemie Warre: za i przeciw. ;)
> A to widzę Mateusz, że trochę tych ramek też stosujesz.Stosowałem. Dziś już nie stosuję (zdjęcie jest sprzed paru lat). Tzn. w obecnych korpusach może jeszcze jakieś ramki się gdzieś znajdą, ale jeśli są to wylecą jak tylko korpus do mnie wróci.
> Czytałem kiedyś, że stosujesz do osadzenia nowej rójki.Nie nie. To jest jeden ze sposobów, które przetestowałem (raz). Nazywam to sposobem "ramki w ramkach". Nie polecam. Zbudowałem to: https://imgpile.com/images/NehmpG.jpg
> Poza tym, wkładając ramki do snozowego Warré zmniejszamy pojemność ula o 15%.Jak wiesz, nie uważam to za szczególny problem. Emil był mocno przywiązany do swoich wymiarów ula. Rozumiem to (każdy twórca jest przywiązany do swojego pomysłu, na bazie którego powstało dzieło, które uważa za lepsze rozwiązanie od innych), ale sądzę, że w tym wypadku rodzina pszczela jako superorganizm charakteryzuje się dużą elastycznością. A zatem dzieło to można rozwijać, zmieniać, testować inne manipulacje. Pszczoły powinny mieć po prostu wystarczające zapasy, do których mogą mieć dostęp zimą, aby móc przetrwać do pierwszych większych pożytków na wiosnę. To można osiągnąć za pomocą różnych kształtów. Zresztą spontanicznie pszczoły też wybierają bardzo różne struktury. Np. w Galicji hiszpańskiej zaobserwowano, że dziko żyjące pszczoły bytują w dość wąskich słupach telegraficznych: https://warroza.pl/dobre-siedliska-dla-pszczol/
> Zadziałało, ale co się narobiłem to moje.Fakt, tu się narobiłeś, ale zaplanowałeś to sobie jako takie przedsięwzięcie. Ja bym po prostu wstawił ramkę z pokarmem do korpusu Warre. To miałem na myśli. Co ciekawe, ja stosuje ramki głównie dokładnie z tego samego powodu, co Ty głównie nie stosujesz. Z powodów Leniwego Pszczelarstwa (Lazy Beekeeping). Czyli, aby nie narobić się, a pszczołom zapewnić możliwie dużo spokoju i "kultury" podczas jakiś zabiegów. Testowałem zresztą dziką zabudowę nie raz i nie dwa w ulach o rozmarach zbliżonych do Warre, japończyków, kószce, lub ulach typu KTBH, i taki sposób wydawał mi się w efekcie bardziej problematyczny (to znaczy miałem przy nim więcej niechcianej pracy).
> Pszczoły same z siebie budują ciaśniej.W zależności od rozmiaru komórki budują różnie i ramki, które stosuję to uwzględniają. Ale w pewnym zakresie pszczoły jak mniemam, są dość mocno elastyczne i mają sporo możliwości, aby budować plastry po swojemu. W końcu węzę stosuje tylko połowicznie i nie mieszam im, a mają w pewnym ograniczonym zakresie pokrzywione plastry i tak. p.s. Ciekawostka. To, że mniejsza komórka niż większa sprzyja oporności na dręcza, nie zostało empirycznie potwierdzone dotychczas.
> Gdzieś czytałem ostatnio, że to prawda w ramkowcu są większe puste przestrzenie do ogrzania między ramkami.Tak 100 lat temu twierdził Emil. Dziś jednak wiemy, że pszczoły nie ogrzewają wnętrza ula, a tylko środek kłębu. Dlatego nie jestem przekonany co do szkodliwości ramek w kontekście stricte termicznym.
> W końcu na tej zasadzie najpierw opracowano snozy, a później ramki. Na obserwacji struktur powstających spontanicznie.Tu fajny przykład spontaniczności na snozach: ja suwmiarką mierzę każdą snozę, kontroluję rozstaw żeby było wszystko prościutko i równolegle, nawet potrudziłem się o zrobienie kilku snoz z profilem w kształcie litery "V", żeby zachęcić pszczoły do prostych plastrów... a one i tak mi na złość w poprzek robią. :-) https://images92.fotosik.pl/717/3ea5c72dfadbf4b2.jpg
> Fakt, tu się narobiłeś, ale zaplanowałeś to sobie jako takie przedsięwzięcie. Ja bym po prostu wstawił ramkę z pokarmem do korpusu Warre.Hmm, ale tę ramkę to skąd byś miał? Bo tutaj chodziło o przeszczepienie pszczół z Dadantów do Warré. :-)
> Czyli, aby nie narobić się, a pszczołom zapewnić możliwie dużo spokoju i "kultury" podczas jakiś zabiegów.Różnica w naszych podejściach rozbija się jak sądzę o "jakieś zabiegi" - bo ja zabiegów wewnątrz gniazda (już) nie robię. Obecnie to już nawet nie podnoszę przekładki ani nie rozdzielam korpusów. Ale nie zawsze tak było - moje pierwsze Warré były w 100% wypełnione ramkami, bo tak byłem nauczony po Dadantach. Wydawało mi się wtedy, że tak będzie prościej, no bo jak to tak, bez ramek działać. No i zaglądałem okresowo do uli, liczyłem ilość miodu na plastrach, oglądałem czerw, czasem przenosiłem ramki między ulami. Z czasem, powoli rezygnowałem z takich działań i stopniowo ograniczałem ilość ramek w ulach. Np. dwa lata temu jeszcze używałem sporadycznych ramek po bokach uli, żeby łatwo zabrać pszczołom nieco zapasów - albo dla siebie, albo dla innych pszczół. Ale dziś nie robię już zupełnie nic w gniazdach, a ule traktuję jak "czarne skrzynki". Raz albo dwa w roku zaglądam pod najniższy korpus, czasem przechodząc przy ulach zerknę na wylotek, czasem coś wyroję wiosną, a jesienią zdarza mi się zabrać jakiś korpus miodu. I tyle. Sposobów na pszczelarstwo jest wiele, i każdy pszczelarz ma swoje podejście. Mi taka ekstremalnie ograniczona wersja bardzo odpowiada. Jedyne, co jeszcze nieco mnie uwiera, to leczenie (bo czasochłonne), ale pracuję nad tym. Mateusz
> Tu fajny przykład spontaniczności na snozach. :-)Ot kolejny fajny przykład. Mamy skłonność jako organizmy do polegania na tym co częściej obserwujemy jako na prawidłowościach nawet robimy z tego prawa naturalne (choć to możliwości), a z kolei rzadsze przypadki uznajemy za aberracje. Jak pszczoły dostaną takie puste pudełko, na chłopski rozum wynika, że o wiele większe jest prawdopodobieństwo, że pobudują niezgodnie z życzeniem pszczelarza. Co nie znaczy, że jakby im akurat wyszło zgodnie, to by było jakoś źle. No leczenie to już właśnie jakiś zabieg jak najbardziej.
> Zastanawiam się zresztą nad testowaniem korpusów bez snoz, tylko z patyczkami od szaszłyków na wylot, jak w japończykach. Może w przyszłym roku.Testowałem. Dla mnie to tragedia. ;) Nic się nie da z tym zrobić, o ile chce się coś zrobić. Przecinanie drutem dzikiej zabudowy i uszkadzanie przy tym pszczół oraz ich stresowanie to nie dla mnie zabawa. ;) Dodam, że staram się robić coś przy pszczołach tak, aby nie uszkodzić ani jednej pszczoły.
> Ale nie zawsze tak było - moje pierwsze Warré były w 100% wypełnione ramkami, bo tak byłem nauczony po Dadantach. Wydawało mi się wtedy, że tak będzie prościej, no bo jak to tak, bez ramek działać.To moja droga jest odwrotna. hehe :) Zaczynałem od dzikiej zabudowy, później braku węzy, a skończyłem na ramkach i nie gardzę także węzą jako dodatek. :) Z tym że wciąż wydaje mi się, że teraz mniej przeszkadzam pszczołom. Nie upieram się jednak, że zatoczę kiedyś koło i wrócę do całkiem pustych pudełek. O ile nic nie trzeba będzie robić przy pszczołach, aby cieszyć się nimi w ogrodzie. Na razie w Polsce mamy moim zdaniem jedne z najgorszych warunków na świecie do tego typu przedsięwzięcia.
> Czy ktoś już coś wyroił w tym roku?Ja czekam. Dwa dni temu spadł u mnie śnieg... W nocy -3, w dzień 8.
> Zastanawia mnie kiedy ogólnie będzie dobra pora na wyrojenie rodziny.Nie ma pośpiechu, daj jej najpierw zabudować 2 pełne korpusy. Poczekaj, aż snozy trzeciego korpusu zapełnią się od spodu pszczołami. Jak wyroisz za małą rodzinę, to na zimę zostaniesz z dwoma słabiakami. A do wyrojenia trzeba ze dwa dni dobrej pogody, więc cierpliwości - za dwa, trzy albo cztery tygodnie na pewno trafi się okazja.
> Snozy zakupiłem od sympatycznego pszczelarza, który robi korpusy warre na sprzedaż z pasieki Pszczółkowo. Wczoraj z córką robiliśmy startery woskowe na snozach, co by się zabezpieczyć przed meandrującymi plastrami.Tak, startery działają bardzo dobrze. Pytanie tylko, czy proste plastry są do czegokolwiek potrzebne? Najlepiej ich nie ruszać, a pszczołom dać spokój. W tym kontekście wszystko jedno, czy siedzą na prostych, czy powykrzywianych plastrach. Mateusz
> Snozy zakupiłem od sympatycznego pszczelarza, który robi korpusy warre na sprzedaż z pasieki Pszczółkowo.To ta pasieka: https://pasiekapszczolkowo.pl Na ich stronie nie znalazłem nic o Warre. Być może to ktoś inny. Dlatego pytam bo snozy by mi się przydały. Edit: Już znalazłem. To ci od ula ze snozami a'la Hoffmanowskimi. https://www.olx.pl/d/oferta/ul-warre-ul-bezramkowy-ul-snozowy-CID757-IDWelTZ.html?reason=seller_profile
>Pytanie tylko, czy proste plastry są do czegokolwiek potrzebne?Pszczoły wiedza lepiej jak budować. Uważam, że gołe deski są wystarczające. Na pewno je dobrze ogarną. :)
> Zastanawia mnie kiedy ogólnie będzie dobra pora na wyrojenie rodziny.U mnie ta odpowiedź jest prosta. Wtedy kiedy zobaczę pierwsze zasklepione rojowe mateczniki, czyli w zaawansowanym stadium rojowym. Uważam, że przy jakichkolwiek podziałach to jest zdecydowanie najlepszy termin. Jak nie ma takich mateczników, to nie dzielę wcale. Bywa tak, że pojawiają się miseczki i jaja, ale w międzyczasie rodzina rezygnuje z chęci rojenia się (wydaje mi się z powodu pogody lub kwestii pożytków, ale to moje gdybanie). Dlatego nie sugeruje się miseczkami i jajami w miseczkach. Spróbuję w tym roku metody opisanej na tym forum. Jej idea spodobała mi się, choć mimo wszystko nie nazywałbym tego sztuczną rójką, a takim pakietem plus. ;) Nie mamy bowiem żadnej pewności, a można mieć wątpliwości, że pszczoły podzielą na rojowe i macierzakowe tak jak same by się podzieliły. A co piszą na ten temat Francuzi Mateuszu? Czy oni uważają, że w tej metodzie głównie robotnice rojowe idą z matką na górę?
> U mnie ta odpowiedź jest prosta. Wtedy kiedy zobaczę pierwsze zasklepione rojowe mateczniki, czyli w zaawansowanym stadium rojowym.To jest bez wątpienia najlepsza pora, bo w pełni zgodna z pszczelim nastrojem. Ja tego jednak nie praktykuję, bo wymagałoby to ode mnie bezustannej kontroli wszystkich uli od wczesnej wiosny do początku lata. Wyrajam więc wtedy, kiedy mi to odpowiada (w rozsądnych warunkach), a pszczoły muszą się nieco dostosować. Czasem udaje się akurat trafić w nastrój rojowy, ale zazwyczaj nie. I też działa. :-)
> Bywa tak, że pojawiają się miseczki i jaja, ale w międzyczasie rodzina rezygnuje z chęci rojenia sięWydaje mi się, że miseczki wcale nie wiążą się z nastrojem rojowym, a tylko wskazują na jakiś potencjał rodziny do wyrojenia. Pszczoły je budują na zaś, czasem wydawałaby się - dla żartu. Francuzi mówią na nie "amusettes", czyli "igraszki". Chyba trafnie.
> można mieć wątpliwości, że pszczoły podzielą na rojowe i macierzakowe tak jak same by się podzieliły. A co piszą na ten temat Francuzi Mateuszu?Podział z pewnością nie jest dokładnie taki sam, jak przy naturalnej rójce, bo bądź co bądź mocno ingerujemy w ten proces i stresujemy pszczoły, więc w pośpiechu robią co mogą. Ale metoda działa bardzo dobrze, przypuszczam więc, że optymalność tego podziału jest przynajmniej dostateczna. Obiegowa opinia u Francuzów jest taka, że za matką podążają głównie bardzo młode pszczoły, tj. karmicielki i woszczarki. Nie sądzę jednak, by ktokolwiek to rzetelnie badał i analizował, to raczej wniosek oparty na obserwacji podobnej do mojej - "fajnie działa, więc musi być dobrze". Budowa plastrów w nowym ulu następuje błyskawicznie, w (bardzo) dobrych warunkach bywało, że pszczoły zabudowały mi cały korpus od zera w raptem dwa tygodnie. W macierzaku natomiast budowa plastrów z reguły zupełnie ustaje, i zostaje wznowiona dopiero następnej wiosny. Mateusz
> To jest bez wątpienia najlepsza pora, bo w pełni zgodna z pszczelim nastrojem. Ja tego jednak nie praktykuję, bo wymagałoby to ode mnie bezustannej kontroli wszystkich uli od wczesnej wiosny do początku lata.Ja bardzo rzadko rozdzielam korpusy i robię to właśnie głównie wtedy, ale zwykle na czuja jeden lub dwa razy i to tylko rodzinom, które rokują w tym kierunku. Biorę pod uwagę pewne ułomne wskazówki, np. obserwuję przez siatkę na dennicy od dołu silną latarką czy dużo młodych robotnic wisi na ramkach na dole. Czy noszą mniej pyłku. Zajrzenie, aby sprawdzić mateczniki zresztą sprowadza się tylko do podniesienia korpusu, bo zakładam, że w 90% będą na dole plastrów. Po za tym nie mam problemu z tym, że pszczoły sobie gdzieś polecą. Nie nazywam tego ucieczką, gdyż nie mam się za ich właściciela. Skoro staram się traktować pszczoły podmiotowo, to po części także w wyborze nowej miejscówki do życia. Oczywiście szkoda mi jeżeli akurat wybiorą taką, gdzie np. zostaną zlikwidowane, przeniesione do pasieki towarowej z wymianą matki. Ale cóż... nad tym już nie mam kontroli. Jest to jakiś kompromis, ale także pewien dylemat do rozmyślań. Niemniej jedno z piękniejszych mocnych doświadczeń, jakie miałem z pszczołami z moich uli, to właśnie wtedy jak mogłem obserwować, jak zawiązują rój i nagle podrywają się wszystkie, aby sobie polecieć w siną dal (z mojej perspektywy). Podsumowując. Wolę trochę grzebnąć w ulach przy niektórych rodzinach i rozmnożyć sztucznie te, które są w nastroju rojowym w trakcie moim zdaniem najbardziej optymalnego momentu, niż ryzykować sztuczne podziały w bardziej niesprzyjających okolicznościach lub np. robić to rodzinom, które nie miały takiego zamiaru. Biorąc jednocześnie pod uwagę, że część pszczół znajdzie sobie spontanicznie inne miejsce niż moja pasieka, w której zresztą są tymczasowymi gośćmi.
> Wydaje mi się, że miseczki wcale nie wiążą się z nastrojem rojowym, a tylko wskazują na jakiś potencjał rodziny do wyrojenia.Zgadza się, ale chodziło mi też o jaja w miseczkach. One też mogą być jeszcze zlikwidowane, jak wskazuje moje doświadczenie.
> Podział z pewnością nie jest dokładnie taki sam, jak przy naturalnej rójce, bo bądź co bądź mocno ingerujemy w ten proces i stresujemy pszczoły, więc w pośpiechu robią co mogą.Dziękuję za odpowiedź. Dlatego to dla mnie taki "pakiet plus". ;) Nie wiem właśnie, czy pszczoły negatywnie stresują się bardziej przy pakietach czy przy odkładach typu odstawienie korpusu z matecznikami lub starą matką i ewentualnie dołożenie ramki z pokarmem z miodem i pierzgą.
> Nie wiem właśnie, czy pszczoły negatywnie stresują się bardziej przy pakietach czy przy odkładach typu odstawienie korpusu z matecznikami lub starą matką i ewentualnie dołożenie ramki z pokarmem z miodem i pierzgą.Trzeba by ich zapytać, ew. zaproponować im jakieś referendum. Z mojej perspektywy mogę tylko powiedzieć, że przy sztucznej rójce (przepukiwanie części rodziny w górę do nowych pustych korpusów) przeniesiona rodzina żwawo buduje plastry i nosi pyłek. Przy podziale tej dynamiki nie widzę, pszczoły wydają się leniwe - jakby nie zauważyły, że im się rodzina i zapasy skróciły o połowę. Przy czym to żwawe budowanie to może właśnie jakiś efekt dodatkowego stresu - tego nie umiem ocenić. Ale ja cham jestem i nie przejmuję się pszczelim samopoczuciem, zadowolony jestem jak budują, noszą, i przeżywają zimę. :-P Mateusz
> No i mam stresa z tymi trutniami.Ale że boisz się, że trutówka? Niepotrzebnie, bo nawet jeśli to jest trutówka to i tak jest skazana i nic z tym nie zrobisz. Najwyżej podzielisz strutowiałą rodzinę. Podczas wyrojenia należałoby tylko upewnić się czy jest jakikolwiek czerw (żeby się nie okazało, że matka odleciała dwa tygodnie temu z rójką), ale to powinnaś bez trudu zobaczyć od góry jak odsłonisz przekładkę. Mateusz
> Jakby co wyrojenie zrobione. Tym razem chyba się udało.Super. :) No to teraz tylko czekać aż przesiedlona część rodziny zbuduje sobie plastry, a ta pozostała w starym ulu wychowa sobie matkę ratunkową. A dlaczego "tym razem"? Był jakiś wcześniejszy, nieudany raz? Co wtedy poszło nie tak?
> Po wyrojeniu zajrzałam dokładniej w plastry i był tam zwarty czerw pszczeli więc nic więcej nie sprawdzałam.O to właśnie chodziło.
> i tak poproszę o wyjaśnienie co za przekladka i co to za nią wskazuje na to że rój zwiał."Przekładka" to krata do propolisu leżąca na snozach górnego korpusu i oddzielająca rodzinę pszczelą od zawartości poduszki. Po jej zdjęciu mamy widok na snozy oraz uliczki górnego korpusu. O tej porze roku gniazdo powinno być jeszcze dość wysoko, więc zaglądając wnikliwie w uliczki od góry z reguły da się dostrzec, czy trochę niżej w plastrach znajduje się czerw. Jeśli jest - to zakładamy, że matka nadal jest. Ale tak czy siak: skoro po wyrojeniu pszczoły wylazły ze starego ula na przednią ściankę, a te w nowym ulu siedziały cicho, to matka na bank była (a teraz jest w nowym ulu). Mateusz
> Jak upewnić się że matka jest w nowym?? Wyciagać snozę i szukać jajek?Ja bym się nie upewniał, bo i po co. Jak nie ma to to, co lotne, wróci do macierzaka. Po paru dniach ul będzie niemal pusty, a tę garść wegetujących pszczół wystarczy wtedy wysypać przed macierzak i znajdą drogę. Jeśli naprawdę chcesz cudować, to możesz na dennicy położyć czarny papier na pół godziny. Teoretycznie powinny spaść jajeczka, bo matka nie potrafi przestać czerwić (przestaje dopiero, kiedy robotnice ją głodzą). Jako, że nie ma jeszcze plastrów, to jajeczka spadają... Ale to nie jest sposób na 100% pewny, więc brak jajeczek nie musi oznaczać braku matki. Pszczoły mogły np. już planować rójkę i głodzić matkę. A teraz brzęczą w tej piwnicy, bo zimno, a plastry same się nie zbudują. Więc działają.
> Dodam że pamietam jak to powinno wyglądać z Twoich zdjęć. To aż tak nie wyszły na pewno.Ale moje rodziny są bardzo silne kiedy je wyrajam. Twoja jest już po przejściach w tym roku, więc ilość pszczół mniejsza. Ja bym się nie stresował, tylko postawił nowy ul na swoim docelowym miejscu i zajrzał za tydzień albo dwa, żeby zobaczyć jak wyglądają plastry. Chyba, że dałaś im jakiś korpus ze starą zabudową, to wtedy zajrzałbym do nich dopiero przed zimą (a w międzyczasie tylko zerkał czasem na wylotek, żeby upewnić się, że jest ruch). Nowa rodzina jest malutka, więc warto ją wspomóc kapką syropu. Mateusz
> Mojemu nowemu ulowi chyba zaszkodził pobyt w spiżarni. Zrobiły oblot rzadką kupą...Ciekawe. Ja nigdy czegoś takiego nie zaobserwowałem. Czyżby nawrót choroby majowej, o której niedawno pisałaś? Przy czym to raczej nie przez pobyt w tej spiżarni, bo zamknięte były przecież zaledwie parę godzin. Te pszczoły nie mają już żadnego czerwiu do wychowu, więc jeśli to rzeczywiście choroba majowa, to powinno im szybko przejść. Gorzej, jeśli to nosemoza - ale to oznaczałoby, że albo macierzak jest zakażony, albo pszczoły zaraziły się od jakichś starych plastrów.
> W spiżarni miały syrop 1:1. Mało go wzięły.Podczas wyrojenia pszczoły zostały zestresowane i nabrały zapasów w wole. Powinno im to wystarczyć na jeden albo dwa dni. Nic zatem dziwnego, że pobrały niewiele syropu. Syrop (ew. ciasto) służy do tego, żeby miały co jeść później, w razie słabej pogody. Tym bardziej, że część tych nielicznych zbieraczek, które się złapały, powróci do macierzaka. Mateusz
> Wystaw, nakarm, obserwuj, jak za tydzień będą się dziwnie zachowywać to dopiero reaguj.Podzielam to zdanie. :-) Mateusz
> Ejjj ten ul nie lata!. Dziś piekana pogoda a tam przez 15minut jedna pszczoła wyszła i jedna weszła.No ale kto ma latać, skoro nie ma zbieraczek? Wyrojona rodzina to matka i młode pszczoły: woszczarki, robotnice, karmicielki... A te kilka zbieraczek które przypadkiem się trafiły już dawno wróciły do macierzaka. Pszczoły się zestarzeją, to zaczną latać. A potem przyjdzie nowe pokolenie. Mateusz
> U mnie też się nie udało. Dupa! Stwierdziłam że zaglądamy. I co? W nowym ulu kłębik pszczół na pustych snozach. Siedzą i jedzą.I po paru dniach żadnego zaczątku plastra, nic? No to faktycznie klapa.
> Więc: powiecie że źle, ale nie będę się certolić. Górny korpus- który też miał czerw - po krótkim ostukaniu dolnego, dla wiekszej liczby pszczół, i w nadziei że może matka do niego wlezie powędrował nad nieszczęsny kłębik pszczół bez matki. Za kilka dni sprawdzę co się w obu dzieje.Nie powiemy, że źle - a przynajmniej ja tego nie powiem. To, co zrobiłaś, to klasyczny podział, w wariancie "z jednego ula bez szukania matki". Przy takim podziale jedynym wymogiem jest to, żeby w obu korpusach był otwarty czerw. Taki podział z reguły działa, ale wg. moich obserwacji (w moich warunkach) tak podzielone rodziny słabo się rozwijają i potrzebują wspomagania przed zimą. Ciekawe, jak u Ciebie będzie. U mnie leje od rana, i tak ma być co najmniej tydzień, jak nie dwa. Podejrzewam, że chcąc nie chcąc też zrobię wkrótce jakiś podział, bo na wyrojenie już raczej nie będzie okienka. Podział zresztą też jest mocno niepewny, bo muszę do tego znaleźć jakąkolwiek rodzinę, która ma czerw i zapasy. A najlepiej dwie. Mateusz
> Zbieraczki dziś widziałamPo jednym dniu? Szybko. Czyli albo jakieś zostały w przeniesionym ulu, albo młode pszczoły poczuły presję i naprędce zmieniły zawód. Ale to tym lepiej, super. Trzymam kciuki za dalszy rozwój. :-) Za 3-4 dni powinno już być widać (od spodu) spore plastry, a za 10 dni powinny mieć zabudowane pół korpusu, albo więcej. Ale skoro matka jest, to nie ma o co się stresować, będzie dobrze. Sytuacja kryzysowa tak naprawdę jest nie w tym ulu, tylko w macierzaku. Musi zdołać sobie odchować nową matkę (ratunkową, więc z definicji gorszą), a ta musi odbyć lot i wrócić z niego żywa, nieuszkodzona i unasienniona. Pewność co do przyszłości tej rodziny będziesz mieć za jakieś 30 dni. A do tego czasu pozostaje już tylko być dobrej myśli. Jak nowa matka zacznie czerwić (za miesiąc), to pszczoły prawdopodobnie ją zlikwidują w ramach cichej wymiany. Ale tutaj już stres jest mniejszy, bo cały proces będzie pod kontrolą pszczół. Mateusz
> Dziś jest trzeci dzień. Niedziela pierwszy, poniedziałek i dziś wtorek. Moim zdaniem po prostu wzięły się w garść i pszczoły które i tak za chwilę były by zbieraczkami stały się nimi szybciej.A to po trzech dniach to już normalniejsza sprawa. I tak, zapewne jest właśnie tak, jak piszesz - młode szybciej dorosły, żeby iść do pracy w polu.
> I one przed podziałem chyba nie były aż takie średnio słabe skoro obsiadały na ful dwa korpusy a Czarkowe na trzech zaczynające czwarty to potęga.Ciężko powiedzieć bez wizji, ale pamiętam zacięte walki z warrozą, kropienie, przesiedlanie... Lekko nie miały :) Stąd założenie, że raczej nie były we wzorcowej sile. Ale żyją, rozwijają się - widać mają chęć życia. Takie na pewno warto mnożyć. Myślę, że na Twoim miejscu zrobiłbym dokładnie to samo. Mateusz
> Trochę szkoda, że nie udało się rozmnożyć rodzin, ale nie wiem czy dobre jest zmuszanie je do tego.U mnie tak samo, w tym roku niczego nie rozmnożyłem. Rodziny osłabione, głodne, pogoda parszywa... Zrobiłem dwie próby: jedno rozrojenie, a potem w akcie desperacji jeden podział. Obie się nie powiodły (co nie było zaskoczeniem, bo w obu przypadkach rodziny nie wróżyły dobrze). Straciłem też dwie rodziny wczesną wiosną, za sprawą agresywnych rudnic. Czyli zamiast powiększyć pasiekę do 10 pni, ta zmniejszyła mi się do 5. Bywają takie lata, trzeba się pogodzić. Rad jestem, że powiększyłem pasiekę w ostatnich 2 latach, bo gdybym pozostał przy 2-3 ulach tak jak to przez pierwsze lata robiłem, to taki rok jak ten mógłby być tragiczny. Mateusz
> Czyli zamiast powiększyć pasiekę do 10 pni, ta zmniejszyła mi się do 5Czasem tak bywa. Generalnie ciągłe zwiększanie pasieki jest paradygmatem towarowego pszczelarstwa, którego imperatywem musi być wieczny wzrost w którym pszczoły są narzędziem do osiągania tego celu. Cały kultura i normy takiego pszczelarstwa są ułożone tak, że sukces pszczelarza to zwiększenie wydajności i ilości, a akcpetacja umiaru to fakt, którego należy się wstydzić. Zmniejszenie jest zwykle uznawane za jakieś zewnętrzne wraże siły, które nie są elementem ekosysystemu pasieki i sieci życia. W subkulturze leniwego pszczelarstwa nie musimy podążać tym paradygmatem i się tym przejmować moim zdaniem..
>Generalnie ciągłe zwiększanie pasieki jest paradygmatem towarowego pszczelarstwa, którego imperatywem musi być wieczny wzrost w którym pszczoły są narzędziem do osiągania tego celu. Cały kultura i normy takiego pszczelarstwa są ułożone tak, że sukces pszczelarza to zwiększenie wydajności i ilości, a akcpetacja umiaru to fakt, którego należy się wstydzić. Zmniejszenie jest zwykle uznawane za jakieś zewnętrzne wraże siły, które nie są elementem ekosysystemu pasieki i sieci życia. W subkulturze leniwego pszczelarstwa nie musimy podążać tym paradygmatem i się tym przejmować moim zdaniem..To powinno wisieć na głównej stronie forum oprawione w ramkę :) Co do powiększania pasieki to ten rok w ogóle jakiś dziwny jest pszczoły jakieś nierojliwe i mam wrażenie że już powoli się do zimy szykują. 10 uli w pasiece to chyba takie optimum przy hobbystycznym/leniwym pszczelarstwie. Zawsze można 1-2 rodziny rozmnożyć, a w przypadku gdy padnie nawet połowa to jest z czego wystartować. U mnie w tej chwili stoi 9 pni w tym dwa Warre. Te ostatnie rozwijają się tak fajnie, że pewnie w przyszłym roku będzie kilka więcej kosztem wielkopolskich. W tym roku miodek zabrałem tylko z trzech rodzin średnio po 10-12 kg. Wydajność jak z ludowego a przy moich pożytkach większej nie będzie. A skoro tak to po co się przepracowywać.
> W subkulturze leniwego pszczelarstwa nie musimy podążać tym paradygmatem i się tym przejmować moim zdaniem..Zgadzam się oczywiście w 100%, i nie boli mnie, że pasieka mi się w tym roku zmniejszyła. Dzikie kolonie też mają cykle rozwoju i kurczenia w zależności od pożytków i warunków w danym roku. Dochodzę natomiast do twardego wniosku, że hobbystyczne pszczelarstwo z jednym, dwoma czy trzema ulami w ogródku za domem jest, w kilkuletniej perspektywie, mało realistyczne. Właśnie za sprawą tej cykliczności, przeplatania się lat tłustych i ubogich. Być może 100 lat temu klimat był stabilniejszy, ale dziś tych zawirowań jest na tyle dużo, że wymieranie części rodzin jest nieuniknione.
> 10 uli w pasiece to chyba takie optimum przy hobbystycznym/leniwym pszczelarstwie.Też mi się tak wydaje. Podobnie pisał zresztą MarcinG, kiedy jeszcze był aktywny na forum - ostatnio niestety nie zagląda, pewno mocno zajęty swoimi sprawami. Ja dziesięciu rodzin jeszcze nigdy nie miałem, ale teraz mam 5 i poniżej zacząłbym już się stresować, więc będę nadal dążył do tego, by zwiększyć pasiekę do 10 uli. Przy sprzyjających warunkach to kwestia jednego sezonu. W tym roku już jest dla mnie po ptakach, a czy w przyszłym się uda... Czas pokaże. Swoją drogą - Kropaśkowa, co u Ciebie? Jak wyglądają losy Twojej rodziny po podziale? Mateusz
> ale dziś tych zawirowań jest na tyle dużo, że wymieranie części rodzin jest nieuniknione.Wymieranie pasieki to inna sprawa, która by impikowała innego rodzaju rozważania. Tutaj mi chodziło o brak rojenia się, lub niewyłapanie rójek. Towarowe pszczelarstwo oparate o paradygmant ciągłego wzrostu przy ograniczonych zasobach i problemach z przezywalnością niechybnie musi prowadzić do ciągłej intensyfikacja namnażania. W takim paradygmacie rzeczywiscie rodzinę, która nie nadaje się do rozmnożenia lub nie zamierza tego robić moglibyśmy postrzegać jako jakąś "gorszą" lub "słabszą". Niekoniecznie musi być tak, że rodzina, która nie roi się danego roku nie jest w najlepszej kondycji. Moim zdaniem przynajmniej. Oczywiscie w jakimś zakresie towarowe kryterium "siły rodziny" będzie odpowiadało kondycji, ale tylko w pewnym zakresie.
> Ta rodzinka była bardzo silna i w padłem na pomysł by ja rozroić. I to był chyba błąd.Trudno powiedzieć, czy błąd... Ten rok jest z jakichś powodów porażką, jeśli chodzi o wyrojenia. Tzn. pszczoły nie chcą się roić - przynajmniej u mnie. Jeszcze tak słabego sezonu nie miałem.
> Z tego co u mnie: Moje oba ule po podziale żyją i pracują.Super :-) Oby nazbierały sobie czego trzeba przed zimą. Sezon powoli się kończy, niedługo zaczną się już przygotowania do zimowli... Mateusz
> lepiej jak tydzień temu znaleźliśmy w nim matecznik wygryziony, ale nawet dziś nie było na plastrach jajek ani larwMłoda matka mogła nie wrócić z lotu godowego. Albo jeszcze go nie odbyła (czasami lot się może opóźnić, np. jeśli pogoda jest parszywa).
> Czyli jeśli dobrze zgaduje to z pustego wyszedł drużak?Dlaczego drużak? Tzn. wcześniej już z niego jakaś rójka wyszła? Czy to ten ul, który dwa tyg. temu rozrajałeś? Ale generalnie to tak, objawy które opisujesz mogą wskazywać na to, że rodzina zwiała razem z zapasami, i zostawiła za sobą tylko garść robotnic i jakąś młodą matkę. Jeśli tak, to znaczy że 2 tyg. temu na bank był matecznik (a prawdopodobnie kilka). A jeśli wtedy był, to teraz też powinien być - tyle, że wygryziony. Łatwo sprawdzić. A jeśli nie ma, to: Alternatywa 1: rodzina zwiała z dnia na dzień, a to co zostało to są zbieraczki które były w polu kiedy rodzina się wyprowadziła. To się czasem zdarza, kiedy rodzina doznaje silnej presji - np. ataki szerszeni, ekstremalne zawszenie, b. mocny upał... Alternatywa 2: ostry przypadek dryfu pszczół (możliwe jeśli ule są ustawione ciasno w rządku). Alternatywa 3: zatrucie jakimś ŚORem (w takiej sytuacji widziałbyś dużą ilość martwych pszczół pod wylotkiem) więcej pomysłów nie mam.
> Czy ktoś ma problem z dodawaniem zdjęć do fotosika bo mi wywala błąd przy próbie dodania??Fotosik chyba umarł, już ze dwa miesiące temu zauważyłem, że nie da się dodawać nowych zdjęć. Obecnie używam zazwyczaj zapodaj.net: https://zapodaj.net/ Mateusz
> To ja tylko wtrącę co u mnie. Głód!Ha, czyli podobnie, jak u mnie. Paskudny ten rok. U mnie lipa się dopiero zaczyna, ale pszczoły zbierają pożytki głównie z ostów. Tzn w tych krótkich przerwach, kiedy nie leje. Nie karmię, ale to głównie z filozofii, lenistwa i braku czasu, bo obiektywnie patrząc to pszczołom na pewno ułatwiłoby to życie... W Twojej sytuacji rójka jest zaiste mało prawdopodobna. Żeby do niej doszło to podczas podziału musiałby już być matecznik. Na pewno zauważyłabyś go. A w założenie matecznika po podziale jakoś nie wierzę. Super, że w ogóle udał Ci się ten podział. Teraz pozostaje czekać na jesień, dopilnować zapasów i... trzymać kciuki za przyszły rok. Chude lata przeplatają się zazwyczaj z tłustymi, więc mamy statystyczne powody do optymizmu. :) Mateusz
> Matka jest napewno bo larwy i jajeczka widzieliśmy, za to matecznika na dole plastrów nie było. Ten ul ma zabudowany korpus w 90% na plastrach bardzo mało zapasów.To nie brzmi, jak rodzina która się wyroiła. Bardziej jak rodzina, która z głodu przestała czerwić i się załamała.
> Teraz dwa ule ludowe zasiedlone w zeszłym roku. Oba mają zabudowane po dwa korpusy i na razie nie widać by coś zaczęły w trzecim. W najwyższych korpusach zapasów na spokojnie jest około 8kg.8 kg o tej porze roku to jest tyle co nic. Do jesieni będzie mniej i dokarmić będziesz musiał tak czy inaczej. Zabierać im tę resztkę jedynego dla nich zdrowego pokarmu, które sobie z trudem uciułały jest wg mnie nieco smutne. Oczywiście da się, bo przecież towarowi pszczelarze nierzadko tak robią. Tj. możesz zabrać im górny korpus, wyskubać/wyrzucić z niego larwy, zmiażdżyć plastry i odsączyć miód, a pszczoły zakarmić sacharozą lub jakąś przemysłową glukozą... ale dla pszczół, jakości ich życia i szans na dobrą zimowlę to z pewnością nie jest korzystne. Poza tym, skoro nie zajęły się zabudową wiatrołapu to znaczy, że zabierając im górny korpus skazałbyś je na zimowlę na tylko jednym korpusie. Noc Kupały już za nami, więc pszczoły budować już nie będą. Słowem - ryzykowne posunięcie. Mateusz
>To nie brzmi, jak rodzina która się wyroiła. Bardziej jak rodzina, która z głodu przestała czerwić i się załamała.To gdzie podziała się pszczoła bo trupów ani w okolicy ula ani na dennicy.
> To gdzie podziała się pszczoła bo trupów ani w okolicy ula ani na dennicy.Letnia pszczoła w szczycie sezonu żyje ok 3-4 tygodnie. Zapracowuje się na śmierć i umiera poza ulem, z reguły daleko od niego. Jeśli ta pszczoła nie jest na bieżąco odnawiana, to populacja rodziny pszczelej może bardzo szybko się załamać - wszak każdego dnia może umierać (z przyczyn zupełnie naturalnych, tzn. "starości") nawet parę tysięcy pszczół-zbieraczek. W razie przerwy w czerwieniu lub spowolnienia w składaniu jajeczek ten cały tłum zbieraczek zanika i zostają tylko te mniej przepracowane pszczoły, które żyją nieco dłużej. Oczywiście nie twierdzę, że na 100% to się wydarzyło u Ciebie i nie chcę brzmieć w jakikolwiek sposób autorytatywnie, tym bardziej że ciężko cokolwiek wyrokować tak na odległość (zresztą nawet będąc na miejscu często niełatwo odgadnąć co pszczołom chodzi po głowie). Stawiam tylko pewną hipotezę roboczą na podstawie opisów, którymi się podzieliłeś. :-) W skrócie: Tegoroczny zsypaniec, korpus zabudowany w 90%, brak zapasów, nagle pszczół ostro ubyło, ale matka jest i (jakieś) larwy też. Przy wyrojeniu raczej nie miałbyś nowych larw tak szybko, no i znalazłbyś jakiekolwiek pozostałości po mateczniku (a często wręcz po paru matecznikach). Przy nagłej chorobie lub zatruciu odnalazłbyś pszczeli grobowiec przed ulem. Przy ucieczce straciłbyś matkę, i nawet gdyby tej garści pozostałych zbieraczek udało się cudem wyhodować nową matkę na podstawie niedobitków porzuconego czerwiu, to pierwsze larwy zobaczyłbyś dopiero po miesiącu (tak samo zresztą przy trutówce). Skoro nie ma zapasów, to pszczoły głodują. Skoro głodują, to nie mają czym wykarmić czerwiu. Jak nie mają czym wykarmić czerwiu, to nie karmią też matki - w efekcie ta przestaje jajeczkować. Stare, spracowane pszczoły wymierają, zostają tylko te najmłodsze. Gdybym miał na cokolwiek stawiać, to stawiałbym właśnie na to. Następny etap, jeśli sytuacja żywieniowa rodziny się nie poprawi, jest taki, że matka schudnie. Dzięki temu odzyska lotność. W tym momencie wystąpi niezerowe ryzyko ucieczki całej rodziny. Podobny efekt można zaobserwować przy dryfie pszczół, dlatego o nim wcześniej wspominałem. Ale przy dryfie załamanie rodziny następuje raczej w dłuższym okresie czasu (typowo: cały sezon), więc tutaj musiałby mieć miejsce jakiś naprawdę ekstremalny dryf. Ja się z takim nie spotkałem, ale kto wie.
> Czyli mimo obecnych zapasów i tak na jesień czeka podkarmiania to słabo.Ten rok jest szczególnie podły dla pszczół. No ale cuda się czasem zdarzają - np. jeśli pogoda nagle dopisze i pszczoły znajdą jakieś niespotykane bogactwa pożytkowe na jeżynach, wrzosie czy bluszczu... Ale ja bym na to nie liczył. Realistycznie patrząc tegoroczny (mierny) sezon już się skończył, i od teraz będzie tylko gorzej. Mateusz
>Ten ul ma zabudowany korpus w 90% na plastrach bardzo mało zapasów. Drugi ul co był zasypany też tylko za budowany ma jeden korpus i trochę więcej zapasów na plastrach, ale też słaboNiestety ale trzeba karmić. Opat nie zalecał ale w jego czasach pożytki i rolnictwo w ogóle wyglądały nieco inaczej. Podpatrzyłem pewien sposób karmienia u jednego starego pszczelarza, udziela się od czasu do czasu na yutubach. Facet gospodaruje bez węzy więc jakaś tam analogia do ula ludowego jest. Generalnie jak baza pożytkowa nie ogranicza się nam do rzepaku i lipy to przynajmniej do końca sierpnia kwitną różnego rodzaju jak ja to mówię śmieci, jeżyny, w lesie zawsze coś, nawłoć. Zrób syrop 1:4, pszczoły potraktują go jak normalny nektar ze względu na wysoką zawartość wody. Podawaj im to w niewielkich ilościach 1-2 litry. To co podasz do ula wymieszają przez najbliższe dwa miesiące z tymi resztkami, które zbiorą sobie z natury. Wywołasz złudzenie stałego dopływu nektaru, matka będzie cały czas czerwić a pszczoły dalej pociągną plastry żeby miała miejsce na jajeczka. Taki wymieszany z naturalnym pokarm będzie o niebo lepszy od tego co i tak będziesz musiał podać przed zimą. Jeśli zaczniesz karmić na początku września tak jak pszczelarze towarowi to do zimy pójdą w zasadzie na samym cukrze czy tam innym inwercie. Wtedy ewentualnie uzupełnisz im zapasy ale to będzie 2-3 kg pewnie. Ja tak karmię swoje zsypańce od samego początku, podobnie tegoroczne odkłady i pszczółki budują mi plastry jak szalone. Przesypywałem w dziurze pomiędzy akacją a lipą do tej pory czyli przez ok 4 i drugi 6 tygodni mam zabudowane po jednym pełnym korpusie a pszczoły zaczynają schodzić na drugi.
>W najwyższych korpusach zapasów na spokojnie jest około 8kg. Jakie jest wasze zdanie zostawić im te zapasy na zimę dzięki czemu będą mieć dwa korpusy plastrów na następną wiosnę, czy zabrać i mieć miód, a rodzinki karmić na zimę.Ja bym nie brał. Zapasu tyle co zostawiam w korpusiaku po miodobraniu. Podkarm już, do zimy pójdą wtedy w dobrej formie a miodek weźmiesz w przyszłym roku. O zafałszowanie się nie martw, to co dasz upchają pod tym co jest obecnie więc zdążą go skonsumować do przyszłego roku. Jak zostawisz tak jak jest to ryzykujesz że to co mają to zjedzą do zimy.
> jak myślisz 1litr syropu na tydzień tym słabym dawać czy mniej??W Twojej sytuacji wydaje mi się, że warto podać ten litr, a za kilka dni sprawdzić czy pobrały. I jeśli tak - powtórzyć. Tomek bardzo słusznie podpowiada, że lepiej użyć rzadkiego syropu. Może uda Ci się je wystarczająco zastymulować, by dobudowały ten jeden nieszczęsny korpus do końca. Jeden w pełni zabudowany korpus to jest krytyczne minimum do zimowli. Jeśli nie dobudują, to będziesz musiał albo połączyć tę rodzinę przed zimą, albo zimować ją w stebniku, albo dokarmiać co miesiąc plastrem ciasta. Mateusz
> Nie dopatrzyłam się u nich wianka poszytego miodu u góry.U mnie podobnie. Pszczoły głodują na suchych plastrach, gonią trutnie po ulu i wyrzucają larwy - a się jeszcze czerwiec nie skończył. Złamałem właśnie ze swoją zasadą niekarmienia w sezonie: dziś rano zamówiłem 70kg syropu i będę po trochu dolewał każdej rodzinie aż do września. Liczę tylko na to, że ten rok jest wyjątkiem, a nie jakąś nową normą klimatyczną... Mateusz
Wątek zamknięty z powodu braku aktywności od ponad 180 dni.