Trudności prostego ula.
Wątek zamknięty z powodu braku aktywności od ponad 180 dni.
Czytam różne rzeczy..może stanę się mądrzejsza na przyszłość.
I o ile nie czytam o metodach stymulacji rozwoju rodzin do osiągania dużych ilości miodu czytam np o warrozie i zdrowiu pszczół.
I stwierdzam że wszystko co jestem w stanie wyczytać po polsku a jest uznawane za skuteczne nie nadaje się do ula Warre.
I tak np metoda (nie podoba mi się ale jest) wycinania czerwiu trutowego czy izolacji matek żeby wymusić okres bezczerwiowy i efekywniej pozbyć się warrozy są nie do zastosowania w bezramkowym Warre.
W ogóle wszelkie metody leczenia warrozy czy to naturalne czy nie opierają się na określeniu siły rodziny i odpowiednim dobraniu ilości preparatu. Po tym kontroli co się dzieje a w warre ramek nie ma.
Wchodzi na to że wszystko powinnam sama przetestować dopracowując do ula warrea. Bo obecnie postępuję na oko i po omacku.
Wiecej nie będę wyliczać.
Mateusz może mógł byś podpowiedzieć jakieś stronki francuksie które da się przetłumaczyć translatorem jak inni pszczelarze rozwiązują problemy prostego ula?
Chyba nie możliwe że większość nie leczy pszczół?
Bo żeby nie leczyć najpierw trzeba mieć inne pszczoły niż ja mam obecnie i inaczej zacząć niż ja zaczęłam.
Ciekawe jak Warre radził by sobie z obecnymi problemami pszczół..
Hey Kropaśkowa,
Wstępnie powiem tylko, że zdecydowana większość warreistów leczy pszczoły. Wieczorem postaram się wyszukać jakieś źródła o tym, jak to robią.
O zamykaniu matki nigdy nie słyszałem, jak teraz szybko w gugla wpisałem to widzę, że to faktycznie praktykowane w Polsce. Jak pomyśleć to ja w sumie robię to samo - tyle że nie zamykaniem matki w jakichś klamrach, tylko wyrajając rodziny, ale efekt ten sam: matka przestaje czerwić na jakiś czas.
Mateusz
Chyba jednak niespecjalnie pomogę, bo po godzinnym przewertowaniu francuskiego internetu nie znalazłem żadnego ścisłego opisu leczenia dla uli Warré. Na forach ludzie wspominają mimochodem o tym, co robią, ale bez żadnych szczegółów.
Najczęściej wymieniany jest kwas szczawiowy (w postaci syropu, gazu lub pasków glicerynowych), a po nim kwas mrówkowy (nasączona gąbka).
Ten drugi podawany jest raczej jako sposób na dramatycznie zawszone rodziny, na zasadzie "wóz albo przewóz". 10 ml kwasu mrówkowego 60% zostaje wlane na gąbkę, i gąbka wstawiona na snozy. Temperatura musi być poniżej 20 st.
W kontekście kwasu szczawiowego to bardzo zachwalany jest Varromed z racji łatwości aplikacji, ludzie mówią, że jest skuteczny, szczególnie jako leczenie zimowe.
http://www.ruchewarre.net/viewtopic.php?f=6&t=9307
http://www.ruchewarre.net/viewtopic.php?f=49&t=2956
http://www.ruchewarre.net/viewtopic.php?f=6&t=44
https://www.le-rucher-des-trois-vergers.fr/notre-traitement-a-lacide-oxalique-contre-le-varroa/
Sądząc po wypowiedziach, to "nieleczących" jest góra 5%.
Mateusz
Dziękuję za Twój poświęcony czas!:) poczytam jutro. Teraz znalazłam pewien blog kogoś kto ma ule snozowe i w tym ule warre:)!
Tej osoby chyba nie mam na tym forum. Postaram sie z nią skontaktować i zaprosić do podzielenia się wiedzą:)
https://m.facebook.com/100083209664871/
https://nasnozach.blogspot.com/2022/04/pszczoy-na-snozach.html?m=1
Cześć!
Mnie też mocno zastanawia kwestia leczenia warrozy w ulu Warré. Niedawno słuchałem webinaru pszczelarskiego, na którym weterynarz mówił,że nie można mówić o dobraniu metody leczenia warrozy jeżeli nie znamy dokładnego stopnia jej porażenia. W tym celu radził kontrolnie odsklepić 50 komórek z czerwiem i na tej podstawie proporcjonalnie oszacować stopień porażenia całej rodziny.
Jak wiadomo, w ulu snozowym może to stanowić trudność z uwagi na plastry przymocowane do ścian ula. Z drugiej jednak strony nic nie stoi na przeszkodzie, żeby te plastry poodcinać nożem od ścianek ula.
Czytam właśnie świetny podręcznik pszczelarski Juliana Lubienieckiego z połowy XIX wieku, w którym zachwala on zalety ula Jana Dzierżona, który był wynalazcą snoz. Uważa go za jedyny (na tamte czasy) racjonalny ul, bo wtedy w większkści gospodarowano w Polsce w barciach oraz różnego typu ulach kłodowych, które nie pozwalały na powtórne założenie plastra do ula lub przekładanie plastrów między ulami. Pisze tam wprost o "jedynej niedogodności", jaką jest konieczność odcięcia boków plastra od ścianek ula celem wyjęcia go.
Nie mam jeszcze co prawda rodzin w ulu Warré - kończę budowę swojego pierwszego ula i ciągle się dokształcam, ale nie wyobrażam sobie braku jakiejkolwiek możliwości oceny stanu rodziny, obecności matki, porażenia warrozą itp., bo obserwowanie samego wylotka jest moim zdaniem niewystarczające.
Dlatego myślę, że nie powinniśmy się bać używać noża do odcięcia plastrów od ścianek ula celem ich przejrzenia. I tak przeglądy uli Warré nie muszą być aż tak częste jak tych ramkowych :)
Słowem komentarza powiem tylko, że ja żadnych przeglądów plastrów nie robię. Obserwacja wylotka to jedno, ale również sporo można się dowiedzieć rzucając okiem na wierzch gniazda, po zdjęciu poduszki. Tj. oszacować liczebność, nastrój rodziny, stan czerwia, ilość zapasów...
Lubienickiego czytałem. Pisze bardzo sensownie, ale jakoś mi nie podszedł. Chyba z tego samego powodu, dla którego nie przekonuje mnie Ostrowska: oboje mają do pszczół stosunek bardzo akademicki, wszystko chcą zmierzyć, wszędzie zajrzeć, każdy problem naukowo rozwiązać, wyręczając w tym naturę. To niewątpliwie słuszne i chwalebne podejście dla badacza, ale ja nie mam ambicji doktoryzowania się z pszczół. Ot po prostu trzymam kilka rodzin i staram się możliwie najmniej wchodzić im w drogę. Znaczy samodzielne mają być, bo jak często powtarzam swoim dzieciom - ja wiecznie żył nie będę, i beze mnie też mają sobie poradzić. :)
Mateusz
Filipie może rozważ budowę dennicy higienicznej tylko wymiarów warre?? Było by z tym trochę zabawy ale można wtedy robić chyba najbardziej precyzyjne pomiary osypów warrozy czy to naturalnych czy po leczeniu. Pszczoły nie mają jej jak posprzątać a i inne stworzenia wiekszy problem porwać na posiłek. Pomiar na podstawie osypu naturalnego może i jest typowo szacunkowy ale dość dokładnie przebadany i wiarygodny.
I jeszcze możesz wstawić szybki w swoje korpusy. To by się czasem naprawdę przydało szczególnie początkującemu który dopiero uczy się co oznaczają poszczególne zachowania na wylotku.
Ja w ogóle waham się nadal czy w następnych ulach zrobić dennice w typie higieniczne czy takie jak opat Warre. Bo może jakaś tam warroza spadnie na ziemię przez siatkę ale równie dobrze jak nie będzie siatki mogą ją tak pożreć inne stworzenia. A leczenie to już inna kwestia.
Mateusz, ja też nie chcę za często ingerować życie rodzin, ale u mnie wiąże się to z tym, że moje pasieczysko jest oddalone o 160 km od mojego domu i nie mogę tam być w każdej chwili, a do tego ul Warré jest wyborem idealnym :) Jak wszystko dobrze pójdzie, to chciałbym go otwierać tylko do dwóch głównych przeglądów, miodobrania i ewentualnie podkarmienia przed zimą. Chcę zachować u siebie ruchomość snoz (albo snozów jak pisał Lubieniecki).
Kropaśkowa, mam już taką dennicę osiatkowaną :) Podpatrzyłem u kolegi w ulu wielkopolskim i zrobiłem sobie taką w formacie Warré :) Masz rację, kontrola osypu też bardzo pomaga :)
Kropaśkowa - z tymi szybkami to masz rację w kontekście dydaktycznym. Przez szybki naprawdę fajnie widać rozwój rodziny, budowę plastrów itd... ale zimą to jest koszmar: szyby przemarzają, roszą, a pszczoły gromadzą się po przeciwległej stronie korpusu, byle jak najdalej od szyby. Próbowałem kilku podejść, różnych metod izolacji, bezskutecznie - zimą pszczoły za nic nie chciały być przy szybie. Wg mnie szyby, przynajmniej w naszym klimacie, to przepis na słabą zimowlę.
Filip - a na czym konkretnie polegałyby te dwa przeglądy o których piszesz? Tzn do czego służą? Serio pytam, bo ja naprawdę nie mam potrzeby gmerać w ulach. Ja ule otwieram tylko w dwóch sytuacjach: podczas ich wyrajania i dla ewentualnego zbioru. No, w tym roku doszedł trzeci powód w postaci aplikacji varromedu.
A mobilność snoz nie jest taka oczywista, bo plastry mało kiedy są równiutkie i regularne... Trochę może pomóc malowanie linii wosku pod każdą snozą lub użycie snoz o przekroju w kształcie litery V, ale to też nie jest żadne panaceum. Gwarancja mobilności to tylko w ramkach.
Mateusz
O widzisz Mateusz! Dobrze że piszesz o wadach szyby! Taki kłopot to poważna sprawa a skoro tak to wolę obserwować już tylko wylotek.
Filipie myślę że przy rzadkich przeglądach uli nie da rady zachować ruchomych plastrów. Moje rodzinki dostały proste plastry na typowej węzie pszczelej a od góry widać że cuda tam dorobiły. Co jest w środku gniazda nawet nie chcę sobie wyobrażać:)
Fililie jeżeli to nie problem mógł byś pochwalić się dennicą;) choć ja na dziś dzień skłaniam się bardziej ku dennicy takiej jak u Warre i leczeniu według schematu to decyzja jeszcze nie zapadła i może mi się odwidzi:)
Mateusz, w trakcie przeglądu na wiosnę chciałbym się zorientować, jak czerwi matka i czy nie wymaga wymiany. To dla mnie ważne, bo potem może być za późno na podjęcie jakichś działań, a chciałbym mieć jak najsilniejszą rodzinę.
Podczas przeglądu na jesieni również interesuje mnie kondycja matki. Jestem zwolennikiem łączenia rodzin przed zimą i chciałbym wiedzieć, którą z matek ewentualnie można wycofać przed zimą :)
Do tej pory pracowałem tylko przy ulach wielkopolskich pomagając koledze w pasiece, więc będę musiał skonfrontować to z realiami uli Warré, ale myślę, że z czasem dojdę do swojego indywidualnego podejścia. Celuję w coś pomiędzy księdzem Warré oraz Lubienieckim, ale praktyka pokaże :)
Kropaśkowa, wrzucę zdjęcie jak wrócę rozjazdów :) Dennica to podstawa - dosłownie i w przenośni!
Ok rozumiem. Twoje podejście jest mocno techniczne (przeglądy, łączenie rodzin, hodowla matek...). Ja z tych powodów porzuciłem ul Dadanta, nie odpowiadała mi taka ingerencja w pszczele życia i wymóg grzebania w ulu w każdy weekend. Nie mam przekonania, czy w Twoim przypadku ul Warré jest słusznym wyborem. Sam zobaczysz w praktyce jak się sprawy ułożą, ale z tą mobilnością plastrów możesz doznać rozczarowania. Jak już wspomniała Kropaśkowa, to jest mobilność bardzo umowna i krótkotrwała, a przy plastrach w pełni naturalnych (bez węzy) to ich kształt jest zupełnie nieprzewidywalny. Niektórzy Warreiści używają w swoich ulach Ludowych dwóch ramek na samym środku każdego korpusu. Właśnie po to, by móc je sobie od czasu do czasu łatwo wyciągnąć i oglądać. Reszta korpusu zaopatrzona jest w zwyczajne snozy (sześć sztuk). Być może i dla Ciebie mógłby to być jakiś realistyczny kompromis.
Zresztą ja też używam kilku ramek w swojej pasiece (jedną albo dwie na cały ul). Nie po to, żeby je oglądać, tylko po to żeby mieć możliwość zabrania ich w czysty sposób podczas miodobrania, łatwego przechowania przez jakiś czas i podania w razie późniejszej potrzeby młodym rodzinom. Tych moich ramek nie wstawiam na środek, tylko nieco z boku korpusu właśnie dlatego, że nie o przeglądy mi chodzi, tylko o niewielką mobilność zapasów. Od dołu wygląda to tak:
https://imgpile.com/images/bIBZJa.jpg
Na upartego to plastry też można wyselekcjonować i przechować, ale z ramką jest po prostu dużo prościej i nie ma ryzyka uszkodzenia komórek podczas wyciągania i przechowywania.
Mateusz
Mateusz, zbyt surowo mnie oceniasz :) Szukam kompromisu między naturalnym chowem pszczół w barciach oraz współczesnymi, wielkotowarowymi pasiekami w styropianie, gdzie liczy się ilość.
Nigdy nie myślałem o hodowli matek, ale chciałbym mieć jakiś wpływ na to, co dzieje się w ulu choćby dlatego, by nie stracić rodziny z powodu choroby czy strutowienia itd. Czasem jeszcze jest szansa, by jakoś im pomóc.
Poza tym, tak jak pisałem, moje pasieczysko jest daleko od miejsca zamieszkania i chcę, żeby pszczoły w miarę możliwości same ogarniały większość rzeczy :)
Pomysł z ramkami jest ciekawy, ale bardziej myślałem o półramkach, bo częściowo zwiększają mobilność plastrów, a jednocześnie nie są tym co zwykłe ramki z węzą.
Nigdy o to nie pytałem, ale jak Ci się udaje uzyskać idealną szczelność połączeń między korpusami? Zbudowałem jak dotąd 5 korpusów i jedne przylegają do siebie perfekcyjne, a między innymi mam miejscami szczeliny na niecały milimetr.
Filip
Z hodowlą to faktycznie ja sobie dopowiedziałem. Pisałeś o "wymianie matek", stąd założyłem, że te zamienne matki sam sobie hodujesz... No ale równie dobrze można je kupić z zewnątrz.
Jeśli o korpusy idzie, to aby nie było szpar trzeba spełnić dwa oczywiste warunki: deseczki muszą mieć identyczną wysokość i muszą być idealnymi prostokątami.
Pierwszy warunek jest łatwo spełnić dysponując jakąkolwiek prowadnicą. Ustawiam sobie prowadnicę w pile na 21cm i docinam kolejno wysokość 4 deseczek, z których mam zamiar złożyć korpus. Sam wymiar 21cm nie musi być bardzo dokładny, ważne tylko aby wszystkie boki korpusu były identycznej wysokości.
Z drugim warunkiem jest trudniej, i bywa że kąty wychodzą mi słabe, przez co korpus po złożeniu "giba się" i pojawiają się niewielkie szpary. Dla mnie to w praktyce nie problem bo buduję korpusy z daglezji. To miękkie drewno jest i w ulu, pod wpływem ciężaru, układa się równiutko do sąsiada z dołu. Przy sztywnym drewnie, albo bardzo grubych ściankach, szpary mogą jednak się opierać... Wówczas pozostaje zeszlifować korpus (lub na bogato: wyrównać na strugarce-wyrówniarce), albo po prostu poczekać, aż pszczoły sobie zapropolisują szparę.
Mateusz
Też mam problem z tym gibaniem się i niekiedy pojawiają się szczeliny między korpusami. Ściskam je pasem ładunkowym z grzechotką i w większości to pomaga, ale czasem szczeliny zostają.
Zastanawiam się, do jakiej szerokości nie sprawia to dla pszczół problemu z zakitowywaniem.
Nad tym pytaniem nie ma potrzeby się zastanawiać, bo to temat ściśle obadany i udokumentowany. Bee space, tj. odstęp pszczeli, wynosi 6-9 mm. Tzn. odstęp do 6 mm pszczoły zakitują, a powyżej 9 mm zabudują. W praktyce można uznać, że jeśli pszczoła nie przelezie przez szparę to nie ma problemu.
Mateusz
Może ja zapytam tutaj;) Czytam posty Marcina na fb, bo konto "na snozach" to chyba raczej Ty Marcinie?. Więc: Jakie są sposoby stwierdzenia w takim ulu jak warrego gdzie nie wyjmujemy plastrów że matka strutowiała?? Mteuszową metodę z rozchylaniem plastrów już znam ale może są jeszcze jakieś sposoby? Pytam ponieważ po leczeniu kwasami będę się nad tym zastanawiać wiosną jeżeli moje milusińskie dotrwają do niej.
Na snozach, faktycznie moje. Jestem teraz na wyjeździe, ale jak tylko wrócę to na Facebooka zrzucę zdjęcia ekodennic i postaram odnieść się do innych tematów. Teraz w sprawie trutowienia matek, leczyłem KM i co roku kilka trutowiało. Metoda prosta na wiosnę rodzina podejrzana o trutowienia zawsze jest słabsza, ale robotnice noszą pyłek i nie mają jak wymienić matki. Matka wiosną czerwi w górnym korpusie więc biorę dłuto pasieczne podważam korpus, kładę na bok w tym kierunku żeby plastry były w pionie, (zawsze przy obracaniu korpusu należy tak go ustawić, do tego gdy przewozimy ule to również plastrami po długości w kierunku jazdy-to po to żeby się nie pozrywały) i wycinam kawałek środkowego plastra od dołu. Wtedy mogę sobie wszystko obejrzeć. Strutowiała matka czerwi tylko na trutnia, trutówki czerwią po kilka jajek z boków komórki i widać, że byle jak. Młode matki też potrafią złożyć po dwa jaja do komórki, ale widać że jaja leżą pięknie na dnie komórki Robotnice to uporządkują. No i w marcu nie ma młodych matek. Druga metoda: ściągam z górnego korpusu płótno, trochę dymu i środkowy plaster odcinam za pomocą podcinacza, na moim Fejsie jest jego zdjęcie. Trzeba wprowadzić go najpierw równolegle do plastra przy samej krawędzi, na trzpieniu mam zaznaczone na jaką głębokość, potem obracam prostopadle do plastra i odcinam plaster od krawędzi, następnie powtarzam to po drugiej stronie i ostrożnie wyciągam plaster.Pierwsza metoda działa zawsze druga tylko jak są ładne plastry.
Filipie, ul warré to zupełnie inna hodowla, w tym ulu się nie kopie. Mateusz napisał ci już na czym to polega. Tak naprawdę pszczoły robią wszystko za nas. To co do ciebie należy to wiosną podmieść dennice, potem dokładać korpusy, osadzać pojawiające się roje naturalne lub rozrajać rodziny, latem odebrać po górnym korpusie jeśli jest miód, dokarmić do końca sierpnia jeśli jest potrzeba i połączyć najsłabsze rodziny jeśli trzeba. Nie przejmuj się matkami, nigdy nie wyhodujesz ani ty ani nikt inny tak dobrej matki jak pszczoły. To co tutaj opisałem to wersja maks jeśli chodzi o gospodarkę w ulu warre. Można się ograniczyć do jednorazowego przeglądu w którym bierzemy miód i podkładamy korpusy. No ale trzeba osadzać rójki bo niestety przy warrozie jest duża śmiertelność. Jeśli nie potrafisz zaakceptować tej metody, to nie wchodź w ule warre. Wybór metody hodowlanej to trochę taki wyraz naszej filozofii życiowej. Jeśli masz potrzebę kontrolowania pszczół to szkoda twojej energii na warré. Zastanów się, może jednak ul ramowy? Są różne fajne ule. Może leżaki snozowe? To takie tradycyjne pszczelarstwo zorientowane na dobrostan pszczół, proste, tanie, ale masz pełną kontrolę nad rodziną. Szybciej się uczysz, możesz hodować matki, regulować nastrój rojowy. Jedyny problem, to nad tym ulem trzeba czuwać bo będzie się roił jak najęty. Na szczęście kontrola nastroju rojowego w tym ulu to banał warre jak nie wyroisz to praktycznie na bank się wyroi. 160 km to problem przy leżakach, co kilka dni coś do zrobienia. W tej sytuacji warré faktycznie wydaje się idealny, ale można przecież pszczoły hodować bliżej. Trochę się rozpisałem, a tak naprawdę nie liznołem nawet tematów które tu poruszacie.
Marcin
Moja sytuacja jest trochę specyficzna :) Po studiach wyemigrowałem do dużego miasta i mieszkam w bloku. Dwa lata temu zaczęliśmy budować mały domek letniskowy w rodzinnych stronach. Jest to jedyne miejsce, w którym mogę postawić pasiekę, ale jest daleko od mojego aktualnego miejsca zamieszkania.
Od dzieciaka marzyłem o pszczołach, bo podpatrywałem z daleka mojego sąsiada, starszego pana, który miał ule warszawskie (wtedy nawet nie wiedziałem jak to się nazywa). Długo zastanawiałem się nad wyborem odpowiedniego ula do moich potrzeb, pracowałem w pasiece z kolegą, który gospodaruje na wielkopolskich i ciągle sporo na ten temat czytam.
Chciałem mieć tradycyjne ule warszawskie, ale czytając o gospodarce na jakichkolwiek ulach ramowych przekonałem się, że nie zawsze będę mógł regularnie bywać w mojej pasiece, a to przecież konieczne przy tego typu ulu. Poza tym znalazłem więcej argumentów przeciw:
- ule ramowe wymagają sporej przestrzeni do składowania ramek i innego sprzętu, a tego nie mam na moim odludziu
- potrzeba miodarki, która jest droga i też nie miałbym gdzie jej trzymać
- konieczność regularnych zakupów wielu materiałów eksploatacyjnych jak ramki, węza itp.
- ule tego typu ogólnie są skomplikowane konstrukcyjne i dość kosztowne. Korpus ula Warre można sklecić niemalże "na szybko", bez wielu skomplikowanych narzędzi. Sam się o tym przekonałem, bo zbudowałem mój ul samodzielnie, a nie jestem jakimś tuzem stolarki
Odkrywając książkę ks. Warre wiedziałem już, że odpowiada ona na większość moich pytań i że ten ul pasuje do moich potrzeb. Uważam, że dokonałem świadomego wyboru.
Mam jeszcze kilka kwestii, nad którymi się zastanawiam jak je rozwiązać, np. wspomniane tu trutowienie.
Jeśli chodzi o mobilność plastrów i ich wyjmowane, to zastanawiam się nad jeszcze jedną rzeczą. Czytałem, że czasem w pasiekach zdarzają się wizyty weterynarzy, bo np. wykryto w okolicy jakąś chorobę. Wiem, że takie sytuacje są bardzo rzadkie, ale mimo wszystko warto pomyśleć o tym zawczasu i zaopatrzyć się w taki podcinacz do plastrów. Jak Ty postrzegasz tę kwestię, Marcin?
Przeczytałem książkę Juliana Lubienieckiego o gospodarce na dzierżonach i bardzo mnie zaciekawiła. Myślałem o budowie leżaka Dzierżona, więc może kiedyś spróbuję i z takimi ulami gdy już nabiorę doświadczenia z ulami Warre.
Filip
Filipie ul warré to nie tylko ul, to przede wszystkim metoda. Gospodarka korpusowa, bez takich przeglądów jak w ulach ramowych. Najważniejsza jest metoda Opata i jego filozofia. Ul to tylko skrzynka, przestrzeń dla pszczół. Jeśli nie gospodarujesz tą metodą to to nie jest ul warré.
Są wspaniali pszczelarze, których podziwiam, gospodarujący w ulach ramowych, Ale jest jedną wspólną cechą tego pszczelarstwa, to jest pszczelarstwo dla pszczół. I nikt z nich nie hoduje pszczół, oni je tylko trzymają.
Odnośnie tematów poruszonych prze ciebie.
1 W Polsce można mieć ule we wszystkich państwowych terenach leśnych zarządzanych przez lasy polskie. Idziesz do nadleśnictwa mówisz, że chcesz postawić pasiekę wybierasz wspólnie z lesniczym miejsce i stawiasz ule. Jedyny warunek nie mogą to być lasy chronione np PN. Sprawdzałem osobiście w LP, więc pasiekę możesz mieć pod domem.
2. Na szpaje w pasiece wystarczy przeznaczyć 1 ul.
3 węzy nie trzeba, a nawet nie należy używać. Nawet w ulach ramowych. Jeśli wsadzisz pusta ramkę między odbudowane ramki ZAWSZE masz ładnie odbudowane ramki. Pszczelarze powiedzą, ze tak się nie da bo odbudują tylko trucia zabudowę. Nie mają pojęcia o pszczołach, jakby tak było to gatunek by dawno wyginął. Tak się dzieje przy wezie, pszczoły potrzebują trutni i zawsze je hodują, jak na wezie mają zabudowę pszczelą to na pustych ramkach będą trutnie, jak wszystkie ramki będą bez węzy to wybudują to co im potrzeba
4. Miód powinno się uzyskiwać przez wycinanie plastra, daje to ładnie odbudowane zdrowe gniazdo. Miód w plastrach można wybić, rozsmarować z plastrem na chlebie czy toście, kiedyś tylko tak jedzono miód.
5 Trutowienie to margines marginesu żaden problem. Taką rodzinę się LIKWIDUJE i zabiera miód, bądź poddaje plastry czy korpusy innym rodzinom. Ratować nie warto. Jak rozpoznać wcześniej opisałem.
6 w sprawie chorób zwalczanych z urzędu to chodzi głównie o afb czyli zgnilec, forma patogenną występuje głównie w ulach ramowych, zauważył już to Opat, forma przetrwała występuje praktycznie we wszystkich rodzinach w Polsce. W moim terenie jest powszechny, wizyty weta już miałem, żaden problem. Obracasz korpus wycinasz kawałek środkowego plastra z czerwiem, przy ładnych plastrach podcinasz podcinaczem od góry i wyciągasz ostrożnie po poddymieniu, jak wszystko jest ok to po miłej rozmowie wet jedzie na następną pasiekę. Kontrole tylko końcem lata, bo wtedy największe problemy. Jak nie jest ok to ule do spalenia a ty dostajesz odszkodowanie. W ulach snozowych praktycznie NIE występuje forma patogenną, sama bakteria jest powszechna. Przy jakiejś okazji napiszę dlaczego tak jest.
7 Ekstensywna gospodarka w lezakach snozowych jest ... Trudno mi to opisać, ale kontakt z tym ulem to coś naprawdę niesamowitego, Możesz prowadzić gospodarkę taka współczesna, a możesz po prostu usiasc przed ulem z kubkiem kawy, piwem, czy co tam ci pasuje i patrzeć na ten wylotek cały dzień jak na płomień w ognisku. I co jest niesamowite, to przeglądy jeśli w ogóle chcesz je robić to ja przynajmniej robię je bez żadnych specjalnych ubiorów, kapeluszy, delikatnie z dymem i tyle. Ale uwaga, jak nabierzesz doświadczenia to będziesz wiedział kiedy wchodzić do ula i pszczoły nic ci nie zrobią, a kiedy lepiej się od nich trzymać z daleka. Z warre podobnie tylko tam się nie kopie w ulu.
Filipie, jak czytam twoje wpisy to zastanawiam się czy naprawdę warre jest dla ciebie. Nie chcę cię jakoś od nich specjalnie odwodzić, ale szkoda by było twojego zapału i pasji. Wydaje mi się, że już na początku lepiej dobrać sobie ul taki
którym będzie nam dobrze. Ja wolałbym nie być zmuszony do wyboru między warre i tbh oba w jakiś sposób pozwalają mi się realizować. Do czego cię chciałbym jednak gorąco zachęcić to do gospodarki dla pszczół, nie dla miodu.
A jeśli chodzi o wybór ula to pamiętaj, że jak potrzebujesz wozić ładunki to nie kupisz kabrio tylko dlatego, że ci się podoba. Kupisz półciężarówkę,
Ahoj drużyno,
Marcin jak zwykle bardzo celnie wszystko opisał, do niczego nie jestem w stanie się przyczepić.
O zgnilcu opat pisał przy dwóch okazjach:
https://ulwarre.pl/pszczelarstwo_dla_wszystkich_5/#s039
https://ulwarre.pl/pszczelarstwo_dla_wszystkich_5/#s135_hodowlane
Najbardziej podoba mi się ta część:
> (...) w tym samym czasie wprowadzono ul z nadstawkami, czyli ul przewymiarowany, w którym tak łatwo i często dochodzi do wychłodzenia czerwiu. Zaczęto wówczas również propagować metody, które także powodują wychłodzenie czerwiu oraz jego nieterminowy rozwój. To marnym ulom ramkowym i opacznym metodom ich zarządzania należy przypisać zgnilca.
W kwestii miodu i plastrów: w 100% się zgadzam, miód prosto z plastra jest nieporównywalnie lepszy. Problemem jest tu głównie jego składowanie... Bo trzymać 20 słoików w komórce pod schodami przez rok to żaden problem, a z plastrami jest zawsze kłopot, bo delikatne, raz napoczęte się lepią, itd. Dlatego w praktyce zdarza mi się zachować jeden plaster od czasu do czasu dla przyjemności, ale gros miodu trzymam jednak w słoikach, a plastry miażdżę i odsączam.
Co do Filipa i jego nieco fantazyjnych gdybań i wyobrażeń: Marcinie, my też kiedyś zaczynaliśmy, przypomnij sobie. ;-)
Zaczynając przygodę z pszczołami sam zadawałem sobie milion pytań, chciałem iść w kilku kierunkach naraz i skupiałem swoją uwagę na rzeczach zupełnie błahych, często nie dostrzegając w ogóle tych istotnych. Filip musi sam przejść swoją własną drogę poznawczą i po sezonie, dwóch albo trzech dojdzie do własnych wniosków i optymalnego dla swojej sytuacji podejścia. Tymczasem możemy mu to i owo podpowiadać czy sugerować, ale własnego doświadczenia nic nie zastąpi.
Mateusz
Marcin, Mateusz, dzięki za szczegółowe podpowiedzi.
Co do pasieki w lesie państwowym, to czytałem o tym trochę na forach, ale jeszcze nie zasięgałem informacji u źródła. Czy nadleśnictwo pozwala na ustawienie pasieki na stałe? Widziałem wypowiedzi ludzi, którzy pisali, że zgadzali się na okresy pożytkowe, a potem kazali zabierać ule. Może to uzależnione od rejonu.
Co do samej gospodarki ramkowej, to dodam jeszcze jeden argument Warre, który był dla mnie bardzo obrazowy i dał mi do myślenia, a mianowicie ten ogrzewaniu przez pszczoły pustych przestrzeni poza obrębami ramek. Moim zdaniem ta książka w ogóle stanowi konstruktywną krytykę uli ramkowych, bo ciężko się nie zgodzić z wieloma przytoczonymi tam tezami. Nawet dla osoby, która nie ma pszczół te argumenty są po prostu logiczne. Zauważyłem, że w Polsce gospodarka bezramkowa nie mieści się ludziom w głowie i może dla tego czasem i mnie ciężko jest wyjść poza niektóre schematy myślenia. Może też przez to pojawiają się te wątpliwości.
Marcin, być może tutaj nie wyraziłem jasno moich intencji: ul Warre nie jest dla mnie "mniejszym złem", bo wybrałem go świadomie, patrząc na moje potrzeby i poglądy. Popieram filozofię dawania pszczołom wolnej ręki (odnóża) oraz naturalnego pszczelarzenia, ale z tyłu głowy mam taką obawę, że jak w porę z czymś nie zainterweniuję, to stracę moje rodziny. Może to jest trochę tak jak z nauką pływania i obawą przed "głęboką wodą". I chyba też nie mogę się doczekać aż zapszczelę moje ule i będę mógł sam tego doświadczyć. Ale błędy też uczą :)
Jak wygląda w praktyce to odsączanie miodu po zmiażdżeniu plastrów? Czy po odsączeniu dużo jeszcze go zostaje w tych szczątkach wosku?
PS. Dzięki też za te wątpliwości, które zasiewacie w moim podejściu, bo to daje pokorę, mobilizuje do dalszej nauki i przygotowania do sezonu :)
Filip
O plastrach i miodobraniu: Plastry wrzucam do miski i rozkrawam kozikiem. Czasem wspomagam się drewnianym tłuczkiem. Potem przez noc odsączam przez sito do odstojnika. Takie odsączone plastry nie zawierają prawie w ogóle miodu, pod warunkiem że były dobrze rozkrojone (każda komórka otwarta). Tak czy inaczej tę miazgę podstawiam potem pszczołom pod ule do wylizania, więc żadna kropla się nie zmarnuje.
Mateusz
Mateuszu, w jednym ze swoich pierwszych wpisów na forum wspominałem jak chodziłem do mojego wujka dopytywać się go o wszystko i jak on mi powiedział, że każdy musi znaleźć swoją własną drogę. Pamiętam swoje początki z pszczołami bardzo dobrze. Z drugiej strony widzę zapał Filipa i nie chciałbym, żeby wszedł w coś co będzie dla niego nie do zaakceptowania. Ul warré to nie jest skrzynka 30 cm na 30 cm, to system, to filozofia pszczelarzenia. Albo ci to pasuje albo nie bierz się za to.
Inna rzecz, że nigdy nie miałem uli ramowych i po prostu niezrozumiałe jest jak ktoś może tak komplikować proste sprawy. Nawet Ostrowska dostrzega to że ramki są złym rozwiązaniem z punktu widzenia pszczół i przede wszystkim zimowli. Nie widzi jednak prostych rozwiązań które daje nam na talerzu nie tylko Warre, ale choćby Dzierzon.
Filipie z lasami można wszystko dogadać, ale musisz mieć alternatywę na wypadek robót leśnych, zabiegów ochronnych itd. Może to być inny las. Tam pracują normalni ludzie, jak będziesz z nimi normalnie rozmawiał to wszystko załatwisz. Przejdź się do nadleśnictwa pogadaj.
Co do twoich obaw o utratę rodziny pszczelej, każdy traci, ty też będziesz tracił. W naturze występuje śmiertelność rodzin pszczelich wynosząca ponad 50% rocznie. Z czego wynika to oszacowanie? Prosta kalkulacja każda rodzina wydaje co najmniej jedną rójkę, a w stabilnym ekosystemie utrzymuje się względnie stała liczba rodzin, więc ile powstaje nowych tyle musi też upaść. Do twoich zadań należy więc do kazdej zimowli doprowadzać tyle rodzin ile uważasz za stosowne, uzupełniając coroczne straty rozmnazając rodziny, które uważasz za najlepsze. Warto mieć więcej uli i w kilku miejscach by zapewnić sobie rezerwę. Ogólnie rzecz ujmując, jeśli przy pszczołach nie wiesz co robić, to najlepiej nic nie rób, dziewczyny sobie bez pszczelarza lepiej poradzą. Jakoś bez nas żyły 100 mln lat i radziły sobie z różnymi problemami doskonale. I pewnie gdy po ostatnich wytworach ludzkich rąk nie zostanie ślad to one dalej będą pracowicie zapylały kwiaty radząc sobie z kolejnymi problemami
Mateusz opisał typową metodę pozyskiwania miodu w małej przydomowej pasiece a tutaj
https://youtu.be/hn5OxMXCSz8 na 1h45min masz jak bije się miód z pasieki liczącej ponad 1000 pni. Warto ten film obejrzeć w całości, jest tam pokazana mega intensywna gospodarka w kószkach. Nie moja bajka, ale ta gospodarka generalnie polega na całorocznej stymulacji rodziny pszczelej do dwóch celów: intensywne rozmnażanie w celu odbudowy strat zimowych i wynikających z barbarzyńskich metod pozyskiwania miodu, oraz w celu uzyskania maksymalnej siły rodziny na okres późnoletnich zbiorów miodów wrzosowych. Czyli można intensywnie w kószkach? Można. Filipie, jeśli czujesz że warré to jest to, to nie kombinuj trzymaj się metody.
Dziękuję za odpowiedź:) i bardzo ciekawą dyskusję!:) takiego czegoś było mi trzeba:)
Obejrzałem dokument i tej gospodarce w kószkach, bardzo ciekawy, zwłaszcza to miodobranie.
Zauważyłem w sieci, że sporo ludzi wraca do kószek, ale to ciężka gospodarka jeśli chce się zadbać o pszczoły.
Dzięki za wszystkie wskazówki. Trzymam się metody i spokojnie czekam na sezon letni i start pasieki.
Filipie, gospodarka w kószkach wyglądała w ten sposób: na wiosnę podmiatało się kószki, czyli przegląd wiosenny, jak coś spadło to brało się wosk i miód jak był, potem maj czerwiec łapało się i osadzało roje. Jesienią trzeba było dźwignąć każdą kószkę, najcięższe i najlżejsze szły do zbioru, po zaduszeniu bądź wytrząśnieciu pszczół. Pszczoły, które przeżyły, jak miały farta i pobrany pokarm to się wpraszały do sąsiednich kószek i je zasilały. Likwidowało się najlżejsze bo by nie przezimowały i najcięższe bo był miód. Zima to remont kószek. Rodziny w kószkach były zdrowe, bo miały często wymieniane gniazdo, porządne matki rojowe, były lokalnych przystosowanych ras, roiły się co roku, nikt ich nie podkarmiał cukrem, nie było schemizowanego rolnictwa, a przede wszystkim były pożytki. Zachwaszczone pola, małe areały, bioróżnorodność. Tak naprawdę poświęcano im bardzo mało czasu i pracy. Ten film to na tamte czasy to super zaawansowane pszczelarstwo.
MarcinG
>>>>>Sam wymiar 21cm nie musi być bardzo dokładny, ważne tylko aby wszystkie boki korpusu były identycznej wysokości.<<<<
Mam deski 25mm na 200 mm czyli mogę użyć do budowy korpusa i innych elementów czy raczej dodać 10 mm listewki do pełnego wymiaru 210 mm wysokości?
RomW
Ktoś szukał możliwości kupna gotowego ula, ale .... (nie znam się, wydaje mi się i.t.d.) powałka ?
https://www.olx.pl/d/oferta/ul-warre-ul-bezramkowy-ul-snozowy-CID103-IDSSXIZ.html?isPreviewActive=0&sliderIndex=6
Powiedźcie coś o tym, bo wydaje mi się, że nie do końca ktoś, kto to robił, jest zorientowany w temacie. A może się mylę.
RomW
Witaj Romku,
> Mam deski 25mm na 200 mm czyli mogę użyć do budowy korpusa i innych elementów czy raczej dodać 10 mm listewki do pełnego wymiaru 210 mm wysokości?
Nie ma tu sztywnej zasady, eksperymentuj. :) Któryś z moich korpusów też ma 20 cm, i działa. Trzeba tylko pamiętać, że to bądź co bądź 5% pojemności mniej więc szacowanie zapasów należy odpowiednio dostosować.
Przy czym jeśli masz deski 20 cm, to prawdopodobnie i tak nic z tego, bo takie deski trzeba jeszcze okroić aby uzyskać równe, prostopadłe krawędzie, i po takim przygotowaniu zostanie Ci pewnie już tylko 18 albo 19 cm...
Możesz połączyć deski aby uzyskać pełne 21 cm: na ukryte wkręty, pióro/wpust, kołkami, klejem na ścisk bok do boku, itd. To żmudna robota, ale taki blat z łączonych desek mniej pracuje niż lite drewno.
Prostsza opcja to wykorzystanie takich pół-deseczek tylko na front i tył korpusu, a dla boków skołować pełnowymiarowe deski o wys. 21 cm. Wówczas nie ma potrzeby łączyć deseczek. Efekt wygląda tak (dolny korpus):
https://imgpile.com/images/5OTl1b.jpg
Kolejna alternatywa to wykonanie "pół korpusów" o wysokości 10,5 cm, snozy umocować na górnym "pół-korpusie" a rączki przytwierdzić do dolnego. Jeden z moich uli tak właśnie wykonałem:
https://imgpile.com/images/w3UkUN.jpg
Ul z olx który podlinkowałeś jest jakąś bardzo luźną interpretacją ula Warré. Być może mimo tego jest funkcjonalny, nie chcę nikogo oczerniać, ale wentylacja będzie niewątpliwie mierna a dolne plastry wejdą w dennicę. Do tego drewno wydaje mi się bardzo jasne, mam wątpliwości czy nadaje się do trzymania na zewnątrz. Snozy typu "Hoffmann" bardzo ładnie się prezentują, ale czy nie będą przeszkadzały pszczołom swobodnie poruszać się po ulu? Jak na mój gust trochę tu za dużo podejrzanych innowacji.
Mateusz
Dziękuję za wyczerpującą informację. Jednak poszukam tak, by zrobić 21cm bok.
Co do OLX-a miałem takie wrażenie, że za mało wentylacji (powałka zamiast poduszki) i dennica tez taka, żeby fajnie wyglądała, a nie była funkcjonalna. Czytam książkę, twoje tłumaczenia i całe forum — uczę się. Dzięki, że jesteście i to z taką dużą kulturą osobistą dla "uczniaków".
pozdrawiam wszystkich
RomW
Wrzucę swoje trzy grosze, najpierw deska 20 cm, miałem pierwsze korpusy 19cm i nie widziałem kłopotów, ilość miodu potrzebna do zazimowania rodziny to wg większości źródeł 12-16 kg, na 1 dcm obustronnie poszytego plastra mieści się do 350 g miodu, więc 1,9x3x0.35=ok 2kg przy 8 plastrach to 16 kg, a do tego plastry z miodem są pogrubiane przez pszczoły do minimalnego rozmiaru uliczki i pozostaje jeszcze dolny korpus, więc to nie jest problem. Zimowałem roje na 1 korpusie na dennicy osiatkowanej z podłożonym pustym korpusem jako wiatrołap i miejsce do uwiązania się kłębu, a przynajmniej jego części. Podobno jest większe zużycie na siacie, pasieka w górach, kilka nocy -35stopni i zazimowane z sukcesem. Uważam jednak, że warto trzymać się Opata i następne korpusy mam 21cm. Tutaj możesz deski ciąć po długości na trzy, kleić doczołowo z użyciem scisków, klejem D4, cztery listwy, dociąć na wymiar 21cm i będzie ok. Wszystkie leżaki mam tak zrobione, klejone tylko doczołowo bez żadnych dodatkowych wzmocnień, prędzej drewno pęka niż klejenie i nie skręcają się pod wpływem niekorzystnych warunków.
Tyle o desce 20, a ten ul z olx, Mateusza określenie luźna interpretacja jest w punkt, więc moje uwagi dennica: porażka murowana,plastry się przeciągną, snozy widzę na horyzoncie problem z przejściem do dolnego korpusu, prędzej się wyroją, wklejanie czegokolwiek w snozę nie ma sensu, a nawet jak pokręcą plastry to to jest gospodarka korpusowa i nie ma znaczenia jak zabudowany jest korpus, a jeśli chcielibyśmy jednak odciąć plaster podcinaczem to przy Hoffmanie nie da rady, korpusy bez rączek, powałka to pomyłka nawet nie ma sensu mówić dlaczego, pajączek można zastosować, ja podkarmiam podkarmiaczkami słoikowymi i działa to ok, ale zorganizowane jest inaczej. Ul wygląda ładnie, z tego co widzę robi to pszczelarz, ale o warre nie ma pojęcia. No i to na tyle, reszta jak za Mateuszem😉
Marcin
Też widziałem ten ul, a twórca promuje go również na kilku grupach pszczelarskich na fb.
Oprócz tego co napisali Mateusz i Marcin, można dodać, że ten ul jest zaprzeczeniem samej idei ula ludowego, bo jest koszmarnie drogi.
Ja zbudowałem swój pierwszy ul używając między innymi drewna odpadowego (tylko na korpusy kupiłem tarcicę sosnową) i wyszło mi ze wszystkim poniżej 200 zł.
Na drugi ul zamówiłem już sobie korpusy z wejmutki po 60 zł/szt., a daszki i dennice porobiłem z różnego drewna, które miałem.
Dzięki książce ks. Warré i podpowiedziom ww. Kolegów-praktyków udało mi się zmontować dwa kompletne ule i czekają już na nadchodzący sezon :)
Fajnie, że ul Warré zyskuje na popularności w Polsce.
Filip
Jeszcze jedno zagadnienie w temacie trudności. Pytanie może trywialne, ale jak robiliście wręgi w korpusach, albo w deskach do budowy korpusu? Wiem, że są frezarki i.t.p. ale nie każdy ma. Szukać stolarza? - niechętnie. Dłuto-boję się, że uszkodzę deskę. Na pewno temat dla wszystkich, którzy wejdą na forum teraz i za sto lat.
RomW
Nie mam pewności o jakie "wręgi" chodzi. Czy mowa o wyżłobieniach w górnej części korpusu, w które wchodzą snozy? Ja wykonuję je na pile stołowej. To tylko 2 cięcia, sprawa załatwiona w 30s. Trzeba jednak mieć piłę stołową o regulowanej wysokości ostrza.
Frezarkę też mam, ale w ogóle jej nie używam do uli. Wszystko robię piłą i wkrętarką. No, czasem zdarzy mi się skorzystać z grubościówki, ale to tylko przy krzywych deskach.
Mateusz
Ja z kolei używałem ręcznej pilarki tarczowej + listwa jako prowadnica. 3 równoległe przejazdy i rowek wycięty.
Nie jest to ultraprecyzyjne, ale kupiłem sobie blaszane grzebienie odstępowe do snoz we francuskim sklepie i one trzymają snozy w pożądanej płaszczyźnie.
Filip
Właśnie robię swój pierwszy ul. Dzięki waszej pomocy merytorycznej idzie robota do przodu. tylko napotkałem problem - poduszka wymiar zewnętrzny 360 na 360, a daszek 350 na 350. Tak ma być, że daszek mniejszy niż poduszka? Wiem Mateuszu, że masz płytę, ale chciałbym zrobić taki tradycyjny.
Pozdrawiam z placu boju.
Romek
Poduszka musi być mniejsza niż daszek i powinno być minimum 5 mm odstępu między zewnętrznym obrysem poduszki a wewnętrznym obrysem daszka.
U mnie jest po 1 cm z każdej ze stron, żeby zabezpieczyć się przed pęcznieniem drewna. Zobaczymy jak to zadziała w praktyce, na koniec maja osadzam dwa pierwsze pakiety :) Powodzenia!
Filip
Tak właśnie myślałem, zrobię korektę w wymiarach daszka - 420 (wyższy bok) na 370 (niższy bok). Chyba będzie dobrze, co myślicie ?
Też chciałbym osadzić w tym roku osadzić pszczoły w moim ulu.
Pozdrawiam
Romek
> poduszka wymiar zewnętrzny 360 na 360, a daszek 350 na 350. Tak ma być, że daszek mniejszy niż poduszka?
Nie, to pomyłka w schemacie - podstawa daszku powinna być co do zasady albo takiej wielkości, jak poduszka, albo ew. ciut większa. Postaram się wkrótce poprawić schemat na stronie.
> powinno być minimum 5 mm odstępu między zewnętrznym obrysem poduszki a wewnętrznym obrysem daszka.
Ale to w innej wersji daszku, niż ta przedstawiona w schematach. Wersja, o której piszesz, musi być na tyle duża, by obejmowała całość poduszki, nachodząc na nią, a w środku daszku powinien być jakiś system podpórek na których górne krawędzie poduszki się oprą. To nieco bardziej skomplikowany model. Korzystałem z niego na początku, ale nie zauważyłem żadnych zalet. Natomiast doświadczyłem dwóch wad:
1. po kilku dniach wilgoci miałem trudności by zdjąć daszek, bo drewno pracuje - zarówno od strony poduszki jak i od strony daszku. I nie chodzi tylko o pęcznienie, ale o deformację poduszki i daszku: z kwadratu mogą zmienić się czasem w romb, i jeśli daszek nie wypaczy się dokładnie tak samo, jak poduszka, to oba elementy się klinują. W efekcie próbując zdjąć dach często odrywałem wraz z nim poduszkę, niszcząc tym samym jej propolisową uszczelkę.
2. W razie mocnych wiatrów daszek nie odleci sam, tylko razem z poduszką, zupełnie odkrywając gniazdo.
Dlatego też jeśli już ktoś chce bawić się w daszki, to sugeruję raczej ten z moich schematów, który nie wgryzie się w poduszkę, a w razie wichury pofrunie sam.
Oryginalny daszek opata też miał zresztą podstawę o rozmiarach zbliżonych do poduszki (tj. nie obejmującą jej). Tyle, że opat obijał podstawę daszku malutką łatą, która miała symbolicznie obejmować poduszkę.
Mateusz
Wątek zamknięty z powodu braku aktywności od ponad 180 dni.