Pszczoły w śniegu
Wątek zamknięty z powodu braku aktywności od ponad 180 dni.
Mało mądra jestem to zamiast rozmyślac zapytam. Czy zjawisko pszczół w śniegu na wylotku i pod wylotem przy bardzo ujemnej temperaturze jest normalne/typowe/prawidłowe?? Jeśli tak to czy od jakiegoś stopnia nasilenia wchodzi w patologię??. To są pszczoły które dość bystre wytaczają się w wylotek po czym natychmiast krzepną na mrozie w śniegu. Warunków na oblot nie ma. Nie mogą się też one mylić bo od wylotka dmucha im mroźne a nie odwilżowe powietrze.
Pszczoły wypryskujące z ula zimą to normalna sprawa. Jeśli nie jest to związane z niepokojeniem rodziny przez ptaki, myszy czy inne czynniki to jest ok. Zawsze kilka pszczół wypryśnie. KILKA, a nie setki. Podobno to stara pszczoła i jest to zachowanie higieniczne.
Marcin
Dziś tam znowu zerknęłam. W jednym ulu "szafce", jest tego raczej napewno za dużo... W rupciu nie wiem. Mniej ale też raczej za dużo. W rabowanym wcale ale tam już pewnie wszystko leży na dennicy. W zsypańcu to są pojedyńcze pszczoły a w odkładzie z rupcia ze starą matką może dwie pszczółki na kilka dni. Niepokojenie to tylko sikorki które zbierają te pszczoły. Po śladach na śniegu oceniam że nie jest to intensywne. Myszy nie ma na pewno. Tamte ule w których jest tyle pszczół stoją z dala więc nic więcej nie powinno im przeszkadzać. Będzie to kolejne moje doświadczenie. Szafkę już spisuję na starty.
Bez zdjęcia trudno oszacować, ale jeśli przed ulem jest czarno od pszczół, to faktycznie może być coś nie tak. Jednak równie dobrze może to być efekt przedłużonego lata, gdzie matka czerwiła anormalnie długo i w ulu zrobiło się za ciasno aby wszystkie robotnice mogły zimować.
Tak czy inaczej, niezależnie od tego czy to dobrze czy źle, nic już nie zdziałasz. Pozostaje czekać do wiosny.
Z doświadczenia mogę tylko powiedzieć, że rodzina która ma się osypać, na 95% osypuje się przed końcem roku. Możesz zatem dozorować ule w tym miesiącu co jakiś czas, i jeśli w którymś nie zobaczysz już żadnego ruchu, a przykładając do niego ucho jest kompletna, głucha cisza, to odczekać na jakiś promyk słońca i go otworzyć aby a) potwierdzić zgon b) zabezpieczyć zapasy i c) wysnuć ew. hipotezę co do przyczyny.
Ja do moich uli to zupełnie nie zaglądam. Zerkam tylko z daleka, czy ule w ogóle stoją i czy im słomianki nie pospadały. Po nowym roku przejdę się ze stetoskopem żeby posprzątać ew. umarlaki, ale co ma być, to będzie.
Mateusz
Ja też nie zaglądam. Patrzę z kilku metrów. Jakoś nie jestem typem który chodzi z telefonem i wszystko wrzuca na relacje dlatego nie mam zdjecia a śnieg co jakiś czas je przyprusza😉 zresztą ul ten niepokoi mnie od dawna. Pomimo że niby wszystko poszło ok ( młoda matka, zapasy na ful itp) już jesienią uważałam że jest za dużo nieboszczyków i wadliwych pszczół pod ulem. Coś czuję że z 5uli zrobi mi sie 2😩 lub 3 będzie nie rokował następnej zimy.
Co do hioitez wydaje mi się że przesiedlenie pszczół do warre w sposób zmuszający je do budowy jest dla nich faktycznie bardzo uzdrawiający. Moje poprzednie warre były na używanych plastrach i źle z nimi. Te dwa z tego roku na razie wyglądają dobrze i bardzo dobrze. A te ramkowe to przecież ta sama rodzina co najzdrowiej wyglądający warre. To wygląda jakby one przenosząc sie do warre pozbyły się ważnego problemu.
> wydaje mi się że przesiedlenie pszczół do warre w sposób zmuszający je do budowy jest dla nich faktycznie bardzo uzdrawiający.
Chyba wielokrotnie już o tym tutaj pisałem :-) Pszczoły przenosimy zawsze same: bez plastrów, bez czerwiu. Dzięki temu:
- pozbywamy się dręcza (lotny odpada w większości podczas przeprowadzki, a ten pod zasklepem zostaje w starym ulu)
- z racji braku czerwiu, to robotnicom przypada dawka pszczelego mleczka, a to daje im niesamowitego kopa
- brak czerwiu oznacza również, że rodzina może w 100% skoncentrować się na budowie plastrów
Z tego samego powodu zresztą odradzam mnożenie rodzin przez podział. Dużo lepiej jest mnożyć rodziny poprzez sztuczne wyrojenie.
Jedyna wada takich "brutalnych" przeprowadzek to ryzyko, że rodzina wymrze jeśli dokonamy tego na rodzinie, która się sama wcześniej wyroiła lub która z innych powodów straciła matkę.
Mateusz
Widzisz Mateusz, czytając to co pisałeś Ty i Warre nie myślałam że te zjawiska można zaobserwować nawet w tak małej skali statystycznej jak u mnie.
Tak chciała bym żeby te rodzinki jednak jakoś przetrwały. Wywale do warre, dokarmię ziółkami i może się zregenerują. Ale raczej znowu wyjdzie że życie jest brutalne.
Marcin pisze o tych dziesieciu ulach... A mi nie widzi się znowu kupować rodzin i to z pakietem wirusów w gratisie które budzi stres zmiany pasieki. Chcialam jak u Warre. Tanio i dobrze dla pszczół. Przy okazji trochę prawdziwego miodu dla dzieci. Tak sobie myślę że jeśli mi się te pszczoły wykruszą to kolejnych kupować nie będę. Na siłę nie ma sensu. Może okolica nieodpowiednia lub lokalna populacja czymś poważnym obciążona. Musiała bym mieć szczęście,a raczej pszczoły, żeby z tego co mam obecnie dojść do dziesieciu rodzinek.
Ot takie dywagacje. Mam nadzieję że chociaż o te nowe warre nie bede się martwić następnej zimy.
Kropaśkowa, na spokojnie, 😉 pszczoły jeszcze w ulach a ty się poddajesz. Mój największy zjazd to z 30 uli do 3, a raz zostałem z jedną rodziną, ważne żeby coś lokalnego przetrwało, a będzie ok. W moim wypadku to trochę łatwiej bo jak była słaba zima, to przy leżakach i rezygnacji z miodu robię z jednego ula rójkę, a potem przed wyjsciem matek z mateczników podział na pół lotu. Mam trzy rodziny z jednej, w tym jedna bez dręcza ze starą matką, a dwie z przerwą w czerwieniu z dręczem podzielonym na pół i młodymi matkami. Wszystkie rodziny mają dużą szansę na przetrwanie. Warré czasem może być trochę trudniej z podziałem na pół lotu, w leżakach to moment.
Od kilku lat mam stabilną sytuację mimo braku leczenia i nie muszę dzielić pszczół tak intensywnie, więc rozrajam i tyle, mam nawet więcej rodzin niż potrzebuję, ale chętnych nie brakuje więc nie mam problemów z nadmiarem.
Tak więc, cytując mistrza, cierpliwy to i kamień ugotuje, nie robić głupot trzymać się metody i tyle, z czasem i doświadczeniem przyjdzie wiedza, praktyka i nabierzesz pewności siebie.
Marcin
> Marcin pisze o tych dziesieciu ulach...
Sam długo się przed tym broniłem: przez kilka lat ograniczałem się do 3 rodzin bo wydawało mi się, że tak będzie najprościej i najmniej czasochłonnie. Z perspektywy czasu widzę, że to był tylko niepotrzebny stres. Przy większej liczbie uli odchodzi trwoga, że po zimowli zostaniemy z niczym. W tym roku zrezygnowałem z miodu na rzecz powiększenie pasieki. Obecnie zimuję 7 rodzin. Liczę, że co najmniej 5 z nich przezimuje, co pozwoliłoby mi w przyszłym roku dobić do 10 rodzin.
> mi nie widzi się znowu kupować rodzin i to z pakietem wirusów w gratisie
Coroczne kupowanie rodzin z pewnością nie jest ani opłacalne, ani przyjemne, ani zdrowe dla pszczół. Ważne, by przeżyło Ci cokolwiek - wówczas na tej podstawie rozmnożysz pnie. Z czasem pszczoły stają się coraz lepiej przystosowane do lokalnych warunków, bo źle zachowujące się rodziny albo wymierają, albo uciekają i zostaję tylko te zaradniejsze, wytrwalsze, lub bardziej kompatybilne z Twoimi warunkami lokalnymi. Przy dwóch w miarę żywotnych rodzinach można realistycznie rozwinąć pasiekę do 10 uli w 3 sezony.
Mateusz
Witam.
W przyszłym roku chcę zasiedlić 3 ule więc zbieram wiedzę.
Mam pasiekę, ule styropianowe, wielkopolskie, klasyka.
Czytam Wasze posty i zastanawiam się jak podejść do zimowli w tych ulach, co według Was jest najważniejsze żeby uniknąć osypów ?
Cześć Darku.
Ty tak dla beki, czy na poważnie?
Marcin
Ok. A myślałem że strasznie ponury facet jestem.
Darku tak pytam, bo to w sumie forum poświęcone ulom warré i te twoje styropianowe wielkopolskie to trochę jak pytanie kapitana tankowca na forum dla kajakarzy, w końcu i to i to po wodzie pływa.
Marcin
Hej Darku,
Witaj na forum. Marcin nie chciał w żaden sposób Cię zaczepić i cieszymy się z każdej nowej duszy, ale faktycznie trochę niefortunnie trafiłeś. :-D
My tu o styropianowych ulach towarowych wiemy niewiele (a na pewno ja nic o nich nie wiem). Używamy uli w pewnym sensie prymitywnych, zaprojektowanych 100 lat temu przez francuskiego opata. Sami je wycinamy, skręcamy i składamy, a pszczoły traktujemy bardziej jak lokatorki, które od czasu do czasu mogą odwdzięczyć się miodem.
Jak sądzę o handlowych ulach Wlkp (styropianowych lub nie) oraz jak się nimi zajmować dużo więcej dowiesz się od uczestników któregoś z bardziej "współczesnych" forów. Gospodarka w ulu towarowym jest zupełnie inna niż to, co praktykujemy. Gdybyś jednak był ciekaw nieco bardziej rzemieślniczych alternatyw to oczywiście chętnie postaramy się doradzić czy wyjaśnić, co robimy i z jakim skutkiem.
Mateusz
Dzień dobry.
Myślę że zostałem źle zrozumiany.
Ule o których napisałem są na wyposażeniu pasieki którą prowadzę.
Latem zrobiłem 3 ule Warre posiłkując się rysunkami technicznymi z tego forum.
Najbardziej interesuje mnie jak przygotować pszczoły do zimowli w ulu Warre który zbudowany jest z "cienkiej" deski i jest nieocieplony.
Ocieplacie swoje ule czy dajecie tylko poduszkę pod daszek.
Osobiście jestem zdania że pszczołom w ulu zimno nie zaszkodzi w przeciwieństwie do wilgoci i warrozy.
Ciekaw jestem Waszego zdania
Darku, no to rzeczywiście mocne nieporozumienie, bo ja naprawdę byłem przekonany, że szukasz tutaj sposobów na ule styropianowe :)
Skoro swoje ule Ludowe zbudowałeś tego lata to zakładam, że póki co stoją niezasiedlone i planujesz je zapszczelić na wiosnę ?
Co do ocieplenia to też uważam, że zimno nie szkodzi pszczołom, przynajmniej w naszym klimacie (zwiększa jednak tempo spożycia zapasów, więc deska 24mm i dobra poduszka są obowiązkowe). Co innego wilgoć. Od zeszłego roku używam słomianek i jestem z nich bardzo zadowolony. Pisałem o tym tutaj:
https://ulwarre.pl/forum/1663431078
Od kilku tygodni leje u mnie non stop, ale dzięki słomiankom ule są suchutkie. Zapewniają również jakąś ochronę przed wiatrem, i trzymają ul razem więc nie rozpadnie się nawet gdyby został przewrócony.
Mateusz
PS. nie wahaj się zakładać nowych wątków, latwiej odnaleźć informacje kiedy wątki trzymają się swojego tematu.
Oj Chłopaki😏 ja od razu zrozumiałam o co Darkowi chodzi😊 i powiem że faktycznie każdy komu mówię jakie mam ule, wywala oczy, że jak te pszczoły mają przetrwać w tym ulu skoro tylko jedna deska. Mamy tak wbite w głowę żeby pszczoły nie zmarzły że taki ul wydaje się nierealny. Ja myślę że Darek nie czytał książki opata. Ją po prostu trzeba przeczytać żeby cokolwiek zaczynać z tymi ulami😉 tak ja myślę😊
Ps dziękuję za wcześniejsze odpowiedzi Mateusza i Marcina.
Witajcie, chciałbym odkurzyć temat pszczoły w śniegu.
Zajrzałem przy okazji ostatniego ocieplenia do mojej "pasieki jednego ula" i trochę się wystraszyłem, bo wylotek zapchany był pszczołami. Nastawiając się na najgorsze postanowiłem unieść lekko ul od strony wylotka od samego spodu. Na dennicy pszczoły tak ze trzy duże garście wygarnąłem. No nic pewnie po pszczołach. zajrzałem jeszcze od góry. Szmatka cała zapropolisowana, jak się przyłoży rękę od góry to nie czuć ciepła (takiego wyraźnego jak przy czerwiu) ale lodowate nie jest. Jak uchyliłem szmatkę to pszczół na górze nie widać ale coś pobzykuje. zdecydowałem się że zajrzę jeszcze od dołu telefonem.... no i są może nie za dużo bo na połowie plastrów wiszą od dołu dość zwarcie. I teraz pytanie do was czy to normalne, że tyle pszczoły się osypało (dwie pełne szklanki) sam nie mam doświadczenia bo to pierwsza moja zima i na dodatek tylko jeden ul więc nie mam do czego porównać.
PS.
matki w osypie nie znalazłem
Dwie szklanki osypu to nie tak dużo. To może się zdarzać, kiedy ciepła pogoda utrzymuje się przesadnie długo, a za nią nagle chwyci mróz, bo w takich warunkach rodzina jest patologicznie duża i nadmiar pszczół musi zginąć w krótkim okresie czasu. Trudno wyrokować, ale nie spisywałbym tej rodziny na straty. To, że pszczoły nie obsiadują wszystkich plastrów tylko trzymają się w zwartym kłębie jest najzupełniej normalne i pożądane. Czy pszczoły w osypie wyglądały normalnie? Tj. brak zdeformowanych skrzydeł lub karłowatych pszczół?
Błędem natomiast jest (było) otwieranie ula bez stuprocentowej pewności, że rodziny umarła. Każde otwarcie zimą to zawsze kilka procent szans mniej na dożycie wiosny. Na pocieszenie można tylko dodać, że skoro pszczoły nie są pod snozami, to najpewniej mają zapasy. Osyp warto wygarnąć z wylotka (np. zagiętym drucikiem), by nie blokować wyjścia reszcie pszczół - ale nic więcej nie grzebać.
Słowem: nie panikować, zostawić pszczoły w spokoju, a co ma być to i tak będzie i nic z tym nie zrobisz. Zimą uratować można tylko głodujące rodziny, a takie nie powinny mieć racji bytu jeśli jesienią upewniłeś się co do stanu zapasów rodziny.
Jeśli ciekawość naprawdę zżera lub stres nie daje spać w nocy, to zaopatrzyć się w rurkę lub stetoskop i w ten sposób monitorować rodzinę.
Mateusz
Cześć,
U mnie to też pierwsza zimowla i w moich dwóch rodzinkach podobna sytuacja jak u Dawida.
Na św. Szczepana wygarniałem patykiem martwe pszczoły z zatkanego wylotka, a wcześniej, po pierwszych śniegach podkładałem kawałek sklejki pod dennicę, żeby zobaczyć, gdzie aktualnie jest kłąb. Ze śmieci na deseczce wywnioskowałem, że był na ścianie od strony wylotka, więc pewnie idzie za zapasami w stronę "pleców" ula. Drugi raz wygarniałem pszczoły na św. Agnieszki (21.01) i było ich już o wiele mniej.
Też trochę mnie zaniepokoiła ta ilość osypanych pszczół, ale jak na spokojnie przemyślałem sobie to wszystko, to wydaje mi się, że przez ciepłą końcówkę lata matki jeszcze długo czerwiły i chyba w dużej mierze sypią się te późne pszczoły, które nie zdążyły nabrać "masy" do zimy i i tak by spadły.
W czasie mrozów widziałem też trochę szronu przy jednym z otworków w deskach przykrywających ocieplenie, więc wychodzi na to, że ocieplenie spełnia swoją funkcję, pochłania wilgotne powietrze wydychane przez pszczoły i trochę tej wilgotnej pary osadza się pod daszkiem.
Fajnie jest tak powymieniać doświadczenia z zimowli i widzieć, że podobne rzeczy dzieją się i u innych :)
Filip
A ja dziś stwierdziłam że rupeć jednak się posypał. Nic nie otwierałam ale osłuchałam. Skłoniło mnie do tego: brak zapachu na wylotku. Do tej pory gdy przyklękalam przed ulem żeby obejrzeć czy w szparkach zasówki wylotka nie ma śladów ryjówki czuć było zapach ula. A ostatnio nie było go czuć. Po osłuchaniu cisza😥
Mam więc tylko dwa ule warre. Rabowany oczywiście nie przetrwał, ramki się osypały/zjadła ryjówka czy co tam bądź.
No to mnie uspokoiliście. Z tego co pisze Mateusz to powinno by dobrze, osyp ok bez niepotrzebnych niespodzianek. Teraz tyko czekać wiosny. W marcu przy ładnej pogodzie zajrzę jeszcze raz czy nie brak pokarmu. Na razie biorę się za robotę bo chcę powiększyć stado do 3 uli a skrzynki jeszcze nie zbite.
> A ja dziś stwierdziłam że rupeć jednak się posypał.
Czy jesteś może w stanie wyciągnąć jakieś wnioski? Bo nie do końca mam pewność, ile tych uli miałaś łącznie... 4, 5, 6? "Rupeć" czyli jakiś stary Wielkopolski ze sklejki, "Szafka" czyli drugi wielkopolski ale chyba własnej budowy (?) no i 2x Ule Ludowe?
Rupeć zginął zjedzony przez mysz a Szafka dała się obrabować. Na polu bitwy zostają zatem zawodnicy Warré nr 1 i Warré nr 2 - dobrze kojarzę? Fajnie byłoby gdybyś była w stanie zwięźle przypomnieć co z kim się działo, dla potomności. :)
Mateusz
Tak więc mam dwa warre utworzone tego lata. Uli było 5 (dwa warre, warre dwuletni, rupeć i szafka).
Rupeć to stary ul na ramce wąsko wysokiej coś podobnej do warszawskiej. Miał kilkanaście ramek. Z niego zrobiliśmy zsypaniec ze starą matką do warrego, a to co zostało po założeniu mateczników podzieliliśmy na pół lotu. Jeden "lot" został w rupciu a drugi poszedł do zrobionego przez nas ula na wymiar tej właśnie ramki. Obie rodziny poszły do zimy z dobrymi zapasami i siłą. Z czym że na jesieni widocznie były pszczoły ze zdeformowanymi skrzydełkami. W szafce moim zdaniem za dużo w rupciu mniej.
Poza tym zakupiliśmy zsypañca do warre.(to jest drugi warre) Jak się okazało też ze starą matką pszczelarza.
Poza tym był ul dwuletni warre który został obrabowany. Szafka możliwe że i tak by nie przeżyła biorąc pod uwagę ilość zdeformowanych pszczół. Pomijając to, dreczyła ją ryjówka i to mogło się dziać prawie od poczatku zimy tylko ja nie wiedziałam o czymś takim i nie połączyłam kropek.
Wszystkie rodziny były leczone latem KM. Jesienią szafka i Rupeć dostały warromed ze względu na zdeformowane pszczoły. Wiele pszczół z warre rabowanego musiało przejść do zsypańca bo w jego osypie są kolorowe pszczoły i osyp ten wydaje jest zdecydowanie zwiększy niż w drugim warre. Poza tym obje rodziny sa wyraźnie słyszalne przy słuchaniu ich wężykiem. Ta wywodząca się z rupcia jest nawet bardzo głośna.
Moje wnioski sa takie że prawdopodobnie:
*Przenosiny rodziny na pusty warre uratowały ją (ta rodzina wyglądała jesienią naprawdę dobrze)
*nic nie daje długa przerwa w czerwieniu (Rupeć i Szafka) jeśli rodzina zostaje na starych plastrach
*przypuszczam że leczeenie KM w ulu leżaku jest mało efektywne. Pszczoły prawdopodobnie potrafią tak przeprowadzić opary żeby ominęły one gniazdo. W malym pionowym ulu mają to utrudnione.
*możliwe że dużą robotę robi syrop z olejkami i ziołami, ale chyba zakarmienie wyłącznie zimowe to za mało.
Co do tego zrabowanego przypuszczam że miała tam miejsce sytuacja podobna jak kiedyś opisał Marcin: pszczoły roją sie gdy tylko mogą mimo wszystko i tutaj tak zrobiły tyle że obie powstałe rodziny były zbyt małe żeby przetrwać.
Wątek zamknięty z powodu braku aktywności od ponad 180 dni.