Wątek zamknięty z powodu braku aktywności od ponad 180 dni.
> Czy one mogły znaleźć coś co im szkodzi i stąd ta nerwowa rewizja na wylotku??Na chorobę majową trochę za wcześnie, ale przy obecnych zachwianiach klimatycznych to kto wie... Jeśli rodzina silna i nie głoduje, to sobie poradzi. Alternatywna teoria: Czy jest szansa, że te niedobitki nie pochodzą z tego ula, tylko z tego obok, umierającego? Jeśli w tamtym matka już zeszła z tego świata, to pszczoły próbują znaleźć nowy dom... A że zbierać im się nie chce (lub nie mają sił), to nikt ich nie wpuszcza i tak sobie umierają przed wejściem. Mateusz
> Te które kupiłam już ich nie ma. Ta umierająca obecnie to były pszczoły na dechy.Tak, ale dręcz nie siedzi w jednym ulu. Wystarczy jedna mocno zawszona rodzina żeby się pasożyt rozpanoszył po sąsiednich ulach. Z tego zresztą powodu moje ule trzymam dość mocno rozproszone. A skoro zeszłoroczna rodzina już wykazuje objawy warrozy, to nie ma cudów - musiała się zarazić w ekspresowym tempie od którejś z rodzin obok.
> Do kogo teraz mam się zgłosić żeby powiedział mi jak mam leczyć?Nie mam pojęcia, bo ja w tym leczeniu zupełnie raczkuję, sam stosuję bardzo selektywnie i od niechcenia, bardziej w ramach asekuracji dla części pasieki (w tym roku: na 7 zimujących rodzin polałem Varromedem tylko dwie).
> Co do umarlaka to myślę że varromed może zdejmie im jakieś roztocza ale też bardzo zaszkodzi.Umarlakowi może zaszkodzi, ale jak wcześniej pisałem: wóz albo przewóz... Może go tym dobijesz, ale przynajmniej nie będzie Ci sypał dręczem dookoła.
> Pokropić je już? Raz? Czy więcej? Jaka temp na zewnątrz? Bo to nie lato przecież.Z ulotki wynika, że Varromedu można używać cały rok, niezależnie od temperatury. Ja pokropiłbym już 2 tygodnie temu, niedawno chyba o tym wspominałem. Najlepiej podczas w miarę ciepłego dnia, ale nie dla skuteczności preparatu, tylko aby nie wychładzać zanadto tej już i tak agonizującej rodziny. Ulotka zdaje się wspomina, że środek powinien być ciepły - tj. trzymać go do ostatniej chwili przy ciele, pod pazuchą. Teoretycznie Varromedem kropi się co 7 dni, aż dręcz przestanie spadać. Czasem wystarczy raz, czasem trzeba 3x. Czerwiu teraz mało, więc sądzę że raz wystarczy. Teoretycznie powinno się takie leczenie połączyć z liczeniem osypu dręcza, ale mi byłoby szkoda czasu... Ten umarlak i tak prawdopodobnie lada chwila zejdzie. Być może dla żywotnego ula warto rozważyć takie liczenie (biały karton wysmarowany tłuszczem wsunięty pod siatkę na 48h). Ponoć kwas mrówkowy jest bardzo skuteczny (skuteczniejszy od Varromedu?), ale sam nigdy nie próbowałem tego więc się nie wypowiem. Przy czy sama aplikacja wydaje się dość techniczna i potencjalnie niebezpieczna dla pszczelarza. Varromed o tyle fajny, że ma wszelkie atesty, fajną buteleczkę z dozownikiem i jasno napisaną ulotkę, więc trudno się z czymkolwiek pomylić. Jeśli zdecydujesz się leczyć tą żywotną rodzinę (a skoro już teraz widzisz niepokojące objawy warrozy, to sądzę że byłoby to rozsądne), to przy okazji możesz im dać nieco tego ciasta, o którym pisałaś - skoro i tak otworzysz gniazdo, to nie zaszkodzisz im tym, a może taki poczęstunek faktycznie je nieco posili. To ostatnia rodzina, więc chyba warto na nią chuchać i dmuchać... Mateusz PS. Jestem pod wrażeniem Twojej wytrwałości i analitycznego podejścia. Z takim bagażem jak Twój, niejeden początkujący już dawno popadłby w depresję i porzucił temat. Niezależnie od tego jakie będą dalsze losy Twojej pasieki - szacunek za wytrwałość!
> Umknęło mi że pisałaś że już kropisz?? Czy to nie na tym forum...Nie nie, chodziło mi o to, że kropienie sugerowałem Tobie już 2 tyg temu :) O tutaj: https://ulwarre.pl/forum/?thread=1707998677#1708032381 Ja sam nie kropię. Tzn. pokropiłem dwie rodziny na jesień, i tyle.
> W ogóle nie czytałam chyba tytaj Twoich wyników zimowli.Bo ich nie podawałem. Nie, że się ich wstydzę, czy coś, tylko sam ich tak naprawdę nie znam. Ostatnio przy ulach byłem jakoś zaraz po nowym roku. W każdym coś wtedy bzyczało, ale nic więcej nie oglądałem. Ja w ogóle mało interesuję się własnymi ulami. :-P No ale jest szansa, że będzie przeżywalność 100% (7/7), czyli tak, jak w zeszłym roku. Ale do wiosny zostało trochę czasu więc wszystko jeszcze może się wydarzyć. Na wielkanoc obejrzę ule dokładniej, wtedy nie omieszkam podać swoich wyników na forum. Wynik 100% przeżywalności dwa lata z rzędu byłby dla mnie nowością. Rok temu wszystkie rodziny leczyłem Varromedem i przeżyło mi 100% (5/5). W tym roku Varromed podałem tylko dwóm, natomiast reszcie podałem LiCl. Wcześniej nie leczyłem w ogóle i przeżywalność oscylowała mi między 20 a 70% - aż w 2022 dostałem cykora, bo po zimie została mi tylko jedna rodzina, wtedy właśnie postanowiłem a) zacząć leczyć i b) powiększyć pasiekę. W tym roku powinienem dojść do 10-12 rodzin, wtedy zacznę wracać do nieleczenia - ale w sposób dużo bardziej stopniowy i kontrolowany, niż kiedyś.
> A teraz coraz mocniej myślę czy czasy i pszczoły nie zmieniły się tak bardzo, że ksiądz w grobie się przewraca.Wielu warreistom się udaje. Część leczy, część nie. Myślę, że koncepcja księdza jest jak najbardziej aktualna, z drobną tylko poprawką właśnie na dręcza, bo w 1893 r. nie było go w Europie. No i zapszczelenie również się zmieniło. Ksiądz szacował, że w promieniu 3 km może zamieszkać "co najmniej 50 rodzin". Czyli liczmy 2 rodziny na km². Średnia w PL to obecnie 6 rodzin na km², przy czym np. w małopolskim, podkarpackim, lubelskim czy śląskim zapszczelenie sięga 10 rodzin na km². To ma oczywisty wpływ na (nie)dostępność pożytków, a dla rozwoju i rozprzestrzeniania się patogenów - w tym dręcza - jest bardzo korzystne. Dochodzi do tego intensywna gospodarka wędrowna prowadzona przez dużych zawodowców, którzy sieją tym samym spustoszenia wśród amatorskich pasiek. Mateusz
> Zamówiłam nowy varromed, bo tamten jest po terminie.Mój też był, jak pryskałem jesienią. Ale i tak go użyłem - nie za bardzo widzę, co by się mogło w tym popsuć, a to jednak nie są tanie rzeczy.
> I gratulacje zimowli! I siedliska! Bo skoro możesz pozwolić sobie na te minimum ingerencji i doglądania to jest to jest to dobre miejsce:)Tak, miejsce myślę, że mam niezłe. Pożytków co prawda u nas niedużo, a zimy długie, ale poziom zapszczelenia okolicy jest też bardzo niski. W promieniu 3 km chyba tylko ja mam jakiekolwiek ule. No, może jakieś 2 albo 3 by się znalazły gdzieś u kogoś na podwórku, ale to tyle co nic. Mateusz
Wątek zamknięty z powodu braku aktywności od ponad 180 dni.