Chlorek litu przeciwko Varroa
Od dwóch sezonów testuję LiCl w ramach walki z dręczem (w słodkiej wodzie latem lub w syropie jesienią). Póki co z bardzo dobrymi wynikami: 100% przeżywalności. W tym roku kolejny raz powtórzę eksperyment, tym razem rezygnując zupełnie z innych środków (w zeszłym roku w ramach zabezpieczenia leczyłem 2 rodziny Varromedem a 3 litem).
Ale do rzeczy. Absolutnie nie namawiam do tego typu eksperymentów, chyba że ktoś dokładnie wie co robi i dlaczego. Dlatego nie będę podawał żadnych rad ani magicznych przepisów, natomiast polecam ciekawą lekturę do wieczornej poduszki:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC10746590/
Mateusz
Poprawka bo widzę że palnąłem głupotę z rozbiegu: nie testuję LiCl od dwóch, tylko od jednego sezonu. Tzn. za sobą mam dopiero pierwszą zimę na licie (póki co bardzo pozytywną). Natomiast leczenie w ogóle uprawiam od dwóch. W 2022 leczyłem wszystkie rodziny Varromedem, a w 2023 5 rodzin litem i 2 Varromedem.
Przed leczeniem miałem straty zimowy w okolicy 30-70%. Od kiedy leczę 0% (zakładając, że do lata nic mi nie zemrze). W okolicach wielkanocy przejdę się po ulach, wówczas będę miał więcej danych w kwestii minionej zimowli.
Mateusz
Ciekawe. Jeszcze muszę sobie to dokładniej przeczytać z tłumaczeniem. Choć ja na jednym ulu nie powinnam eksperymentować.
Moje doświadczenie wskazuje na to,że leczenie które stosowałam do tej pory było albo nieskuteczne albo za mało skuteczne. Po pokropeniu pszczół varromedem mam osyp warrozy zdecydowanie za duży. Z taką ilością, według literatury, moja rodzinka jest na prostej do upadku. Nie kumam tylko dlaczego rodziny leczone nieprawidłowo mogą wytrzymać do 4sezonów a moje zakończyły życie po pierwszym. Znalazlam u Chorobińskiego zdjecie wypisz wymaluju moje osypane rodziny. Z opisem "jak to działa".
Ciekawe jakie ilości warrozy zawierają ule u Mateusza....?
> Choć ja na jednym ulu nie powinnam eksperymentować.
Słusznie. Ja zresztą zdecydowanie odradzam eksperymentowanie. Sam to robię, ale ja się mało kiedy stosuję do własnych rad (i często tego potem żałuję).
> Nie kumam tylko dlaczego rodziny leczone nieprawidłowo mogą wytrzymać do 4sezonów a moje zakończyły życie po pierwszym.
Przeżycie 4 sezonów bez leczenia ani zabiegów biotechnicznych jest bardzo mało prawdopodobne.
A u Ciebie jak sądzę sytuację pogorszył fakt, że niektóre rodziny przeniosłaś lub podzieliłaś razem z dręczem (tj. przenosząc plastry), więc sumaryczna populacja dręcza w Twojej pasiece była cały czas bardzo duża. Przez to podejrzewam, że te rodziny, które wrzuciłaś na gołe deski i które mogły mieć szansę na zdrowy start niestety podłapały dręcza w ekspresowym tempie.
> Ciekawe jakie ilości warrozy zawierają ule u Mateusza....?
Dobre pytanie. Sam zainteresowany tego nie wie, bo już dawno przestał liczyć osyp. :)
Kiedy nie leczyłem (a jeszcze prowadziłem liczenie osypu), to u większości rodzin miałem latem osyp rzędu 4-10 dręczy dziennie. Wg wzoru, który proponuje Cameron Jack¹ to się przekłada na ok. 200-300 dręczy w ulu. Czyli relatywnie niewiele - ale ja mieszkam na odludziu, nie mam sąsiadów z którymi mógłbym wymieniać się pasożytami, a moje własne ule też nie są jeden przy drugim, tylko rozproszone na kilku hektarach terenu wokół domu żeby właśnie ograniczyć wędrowanie patogenów. Rodziny, u których ten osyp bywał większy i z którymi nic nie robiłem z reguły nie dożywały kolejnej wiosny. To zresztą zgodne z tym, co piszą Kanadyjczycy: ich ministerstwo rolnictwa zaleca leczenie kiedy tylko letni osyp przekroczy 12 osobników dziennie².
Przy czym to zalecenia dla dużych uli, w Warré, jako że rodziny są mniejsze, to ta granica jest pewnie niżej.
W 2022 już niczego nie liczyłem, tylko przeleczyłem wszystkie rodziny trzema dawkami varromedu w odstępach 7 dni. W 2023 też wszystkie przeleczyłem bez liczenia, tyle, że już nie (tylko) varromedem. W tym roku tak samo planuję - wszystkim rodzinom podam NiCl, a w 2025 może wrócę do nieleczenia.
Mateusz
---
¹
https://edis.ifas.ufl.edu/publication/IN1257
²
https://www.ontario.ca/page/varroa-mites#section-3
PS. Artykuł który podlinkowałem w pierwszym poście to ostatnie badania w temacie (grudzień 2023), ale wszystko zaczęło się od tego:
https://www.nature.com/articles/s41598-017-19137-5
To ten powyższy artykuł z 2018 skłonił mnie do tego, żeby zacząć eksperymentu u siebie.
Ciekawostka: dobroczynność litu w kontekście dręcza została odkryta zupełnie przypadkowo, trochę jak penicylina :) badacze chcieli wprowadzić do dręcza zmianę RNA coby spróbować upośledzić jego rozmnażanie i lit był tylko pomocniczym środkiem w aplikacji tej zmiany. Jednak po zetknięciu dręczy z litem z zaskoczeniem stwierdzili, że im nagle pacjenci masowo poumierali.
Jak się szuka o licie dla pszczół w polskich stronach to większość pszczelarzy odnosi się do tego sceptycznie.
A co do nie eksperymentowania na jednym ulu to też nie bardzo mam pole manewru. Amitraza odpada. Leki jej podobne mogą mieć watpliwą skuteczność. Wszystkie zabiegi hodowlane są nie dla warre. Trzeba by coś samemu wykombinować w tej kwestii. Trochę mnie to przerasta.. Jutro wypada mi drugi raz zakropić varromed a chyba będzie dość chłodno.
I tutaj zastanawia mnie czy współcześni leczący warreiści stosują jakieś zabiegi biotechniczne poza wyrajaniem??
> Jak się szuka o licie dla pszczół w polskich stronach to większość pszczelarzy odnosi się do tego sceptycznie.
Bo większość pszczelarzy to tradycjonaliści. :-) Nie żebym zresztą krytykował, bo i ja lubię tylko te filmy, które już widziałem, ale iść z pszczołami w amitrazową tradycję jest mi nie po drodze, Varromed jest nieco upierdliwy w stosowaniu, a nieleczenie (jakkolwiek długofalowo słuszne) jest obarczone znacznym ryzykiem... więc szukam łatwych, tanich i skutecznych alternatyw. Cytując Pana Prezydenta - "nie chcem, ale muszem". A lit swoją drogą bardzo do mnie przemawia, bo to tak czy inaczej naturalny składnik miodu. Poza tym od 50 lat miliony ludzi łyka lit każdego dnia na poprawę humoru, więc to pierwiastek już dobrze znany.
> Amitraza odpada. Leki jej podobne mogą mieć watpliwą skuteczność. Wszystkie zabiegi hodowlane są nie dla warre.
Ja widzę tylko Varromed. Fakt, jest nieco upierdliwy bo trzeba otwierać gniazdo, sprawdzać (liczyć) osyp i powtarzać co 7 dni do skutku, ale DZIAŁA. Nie zawiera żadnych trucizn, jest bezpieczny dla pszczół i pszczelarza, no i stosowanie - choć upierdliwe - jest technicznie bardzo proste. No, plusem ujemnym jest też cena... Ale przy jednym lub paru ulach to raczej pomijalny aspekt.
A skoro widzisz osyp, to znaczy że działa skutecznie.
> Jutro wypada mi drugi raz zakropić varromed a chyba będzie dość chłodno.
Postaraj się działać szybko i sprawnie... A butelkę z varromedem wcześniej lekko podgrzej, żeby pszczołom nie robić zimnego prysznicu. Będzie dobrze.
> zastanawia mnie czy współcześni leczący warreiści stosują jakieś zabiegi biotechniczne poza wyrajaniem??
Tak, głównie tzw. metodą heroiczną, czyli zabiciem czerwiu. Emil Warré wspomina o niej krótko w XII wydaniu Pszczelarstwa dla Wszystkich jako o metodzie pozwalającej zwiększyć zbiór miodu. Dziś jest stosowana przez część warreistów jako narzędzie walki z dręczem. W Polskiej wersji XII edycji Jan przetłumaczył metodę heroiczną jako "metoda pionierska" (tj. tak samo, jak w angielskiej edycji).
Sposób w zasadzie ten sam, co wyrojenie. Różnica polega na tym, że do nowych, pustych korpusów przepędzamy całość rodziny a nie tylko część, a najwyższy korpus, jeśli nie zawiera czerwiu tylko sam miód, oddajemy pszczołom. Korpus z czerwiem dusimy siarką aby zabić czerw oraz wszelkie pasożyty, wypróżniamy i opalamy.
Ja tego nigdy nie robiłem. Nie dlatego, że się nie zgadzam z metodą, tylko zwyczajnie szkoda mi zachodu - jeśli już mam się natyrać to wolę wyroić i mieć dwie rodziny z jednej.
Mateusz
Właśnie myślałam o tym że gdyby moja rodzinka nie miała ochoty roić się, a była średniej siły na sztuczne wyrojenie, to zrobiła bym taki właśnie zabieg z likwidacją czerwiu. To co zostanie bez czerwiu potraktować Varromedem, a reszta do przerobu. Co ze zwiększaniem ilości rodzin nie wiem... Mój mąż jak tak to psioczy ile kosztują pszczoły, ale jak powiedziałam, że jak mi się znowu nie uda utrzymać tej rodziny to rezygnuję to się skrzywił i mówi że on by nie rezygnował z pszczół. A zdecydować raczej mam ja żeby było na mnie;). A ja totalnie nie wiem co robić. Np. Miały moje pszczoły latem kilka pól gryki a żaden plaster który przerobiłam nie był nawet zafałszowany tą gryką, gdzie gryka jest wyczuwalna nawet w małych ilościach. Paskudny lokalny mikroklimat aż tak blokujący nektarowanie????
Na teraz mam inny problem, czy zakropic je za dnia w szczycie temperatury czy po lotach. Ostatnio mamy zimne wschodnie powietrze, gdy słońce schowa sie za lasem błyskawicznie robi się zimno, a w nocy -6. Jak je zakropię za dnia dawka oberwie się mniejszej ilości owadów, po lotach - bedą mieć mało czasu na ogarnięcie się przed spadkiem temperatury.
> Co ze zwiększaniem ilości rodzin nie wiem... Mój mąż jak tak to psioczy ile kosztują pszczoły
Mężowe psioczenie (moja małżonka nazywa to "brzęczeniem") często nie oznacza wcale szczególnej niechęci do czegoś, tylko ma na celu wykreowanie luźno pojętego "poczucia długu", które możemy potem próbować wymienić na różne rzeczy. Nie przejmowałbym się tym. :-)
Istotniejsze jest co Ty uważasz. Po tych dwóch latach główny wniosek można chyba wyciągnąć taki, że w Twojej okolicy dręcz jest istotnym problemem bo jest obecny w dużych ilościach i błyskawicznie pociąga za sobą różne patologie wirusowo-odpornościowe, dlatego w Twojej sytuacji rzetelne i systematyczne leczenie za pomocą sprawdzonych środków wydaje się obowiązkowe. Pytanie, czy bogata tym doświadczeniem chcesz zaryzykować drugą fazę przygody z kolejnymi rodzinami. Na to pytanie tylko Ty znasz odpowiedź.
> Miały moje pszczoły latem kilka pól gryki a żaden plaster który przerobiłam nie był nawet zafałszowany tą gryką
No ale skoro w tych plastrach jednak coś było, to widocznie pszczoły znalazły coś lepszego/bliższego i nie opłacało im się latać za gryką.
> czy zakropic je za dnia w szczycie temperatury czy po lotach.
Po mojemu za dnia, w okolicy 15-16h, tj. w ostatnich ciepłych chwilach dnia. Fakt, mniej pszczół oberwie varromedem, ale one sobie to potem wzajemnie przekazują, więc jak zbieraczki wrócą na noc to też dostaną co nieco. Poza tym zbieraczki są najmniej narażone na dręcza, a i lotów jakoś ogromnie dużo przecież jeszcze nie ma o tej porze roku.
Słyszałem też o warreistach, którzy do takich zimowo-wiosennych zabiegów stawiają jakiś parawan przed ulem albo wręcz namiot, ale to już wg. mnie podchodzi pod pewien stopień ekstremizmu.
Mateusz
Przeleciałem pobieżnie francuskie fora warreistowe w kontekście leczenia. Abstrahując od wszelkiej maści domowych receptur i zaklęć, jedyne rozwiązania handlowe które pojawiają się dość często, mają pozytywny odzew i wydają się w miarę łatwe w użyciu to:
1. Varromed
2. Formic Pro
3. MAQS
Czyli kwas szczawiowy i kwas mrówkowy. Tyle, że w formacie, który gwarantuje ich poprawne użycie. Varromed można używać cały rok, natomiast Formic Pro i MAQS w zakresie temperatur ok. 15-25 stopni. Po poczytaniu ulotek Formic Pro i MAQS wydaje mi się, że to jest to samo, tylko różnych producentów (jak Aspiryna i Polopiryna).
Gdybym był w Twojej dręczącej sytuacji, to pewnie kombinowałbym z ułożeniem jakiegoś rozsądnego protokołu na bazie tych składników. Czyli np - Varromed wiosną i zimą, a Formic lub MAQS latem i jesienią.
W każdym razie na "teraz" nie widzę nic poza Varromedem i liczeniem osypu.
Mateusz
Też pokropiłam. Do poduszki zapoznam się z tym co napisałeś. Dziękuję bardzo za poświęcony czas:)!
Na razie moje pszczoły mają ciężki czas. Dzień: słońce które wyciąga je z ula a tam lodowaty wiatr. Nocą mróz, dziś-6 było a tej nocy ma być więcej. Nie wiem czy zimno czy osłabienie warrozą i leczeniem ale wczoraj i dziś trochę pogubiło ich się w trawie wokół ula.
Pocieszające że przez tydzień wyjadły małą dziurkę w cieście więc chyba nie są bardzo potrzebujące. No i na razie wydaje się ich dużo w ulu.
> Przed leczeniem miałem straty zimowe w okolicy 30-70%. Od kiedy leczę 0% (zakładając, że do lata nic mi nie zemrze). W okolicach wielkanocy przejdę się po ulach, wówczas będę miał więcej danych w kwestii minionej zimowli.
Dziś miałem chwilę to połaziłem po ulach (mam je rozrzucone na kilku hektarach wokół domu, więc mało kiedy zaglądam). Potwierdzam, co mówiłem wcześniej: w tym roku moje straty zimowe wynoszą 0%. Co prawda jeszcze zima się zupełnie nie skończyła, ale przez najbliższe 2 tyg. ma być 15 stopni, a potem będzie już kwiecień, więc uznaję że zima już za mną.
W każdym razie - w moich wszystkich (siedmiu) ulach pszczoły się oblatują, znoszą pyłek i robią mi przed nosem wesołe wywijasy kiedy zanadto zbliżam się do ula. Jako że bez leczenia nigdy nie zdarzyło mi się mieć takiej przeżywalności, to wyciągam z tego wniosek, że LiCl najwyraźniej działa.
Mateusz
Testuj testuj😉 jestem skłonna skorzystać z tej metody ale najpierw niech ktoś choć przez kilka sezonów sprawdzi to na swoich ulach. Najlepiej warre😊
Ano, testuję - przy czym innym odradzam takie zabawy, szczególnie przy niewielkiej liczbie uli. A z kronikarskiego obowiązku będę okresowo zdawał tu relację jak mi ten lit wychodzi. Oby nie wyszedł bokiem (ale nawet jeśli, to też opiszę).
Mateusz
Nie kusi Cię zerknąć czasem na osyp warrozy??
> Nie kusi Cię zerknąć czasem na osyp warrozy??
Teoretycznie powinienem, bo bez tego nie mam żadnej widoczności... Ale rozkładanie tych wsuwek, smarowanie ich, liczenie następnego dnia... zwyczajnie mi się nie chce, a i czasu brak. Robiłem to kiedy nie leczyłem, i pewnie wrócę do liczenia jak wrócę do nieleczenia - może w 2025.
Mateusz, jeśli jednak byś mógł to napisz jak wyglądał Twój eksperyment. Akademicy z Niemiec operowali na kubaturze ula Zander. Jak ty podszedłeś do tematu z ulem Warre? Ciasto czy syrop? 25 czy 50Mm? 5 czy 9 dni? Jedno podanie "preparatu" na jesień przed głównym zakarmieniem?
> Mateusz, jeśli jednak byś mógł to napisz jak wyglądał Twój eksperyment.
Nie chciałem opisywać tu swojego "protokołu" dopóki nie mam wyników na przestrzeni chociaż dwóch sezonów, no ale skoro pytasz... :)
Każda rodzina dostała podkarmiaczkę powałkową z litrem słodkiej wody w proporcji ⅓ syropu i ⅔ wody w której rozpuściłem 2g LiCl. Jeśli dobrze liczę, to wychodzi 47 mmol (przy masie molowej chlorku litu 42.4 g/mol). Takie "karmienie" wykonałem w zeszłym roku dwa razy: 30.06.2023 i 18.07.2023.
Przy czym dwie rodziny (kontrolne) dostały zamiast tego tylko parę dawek Varromedu, a niektóre z rodzin litowych dostały LiCl tylko jeden raz, w lipcu.
Użyłem słodkiej wody zamiast czystego syropu aby pszczoły jak najdłużej suszyły ten niby-nektar, bo susząc go przekazują go sobie wzajemnie i filtrują, wchłaniając przy okazji LiCl, dzięki czemu ten przechodzi przez pszczoły zamiast zostać zamknięty w miodzie.
Początkowo próbowałem poić je wodą z litem, ale pszczoły bardzo powoli piły taką wodę. Po domieszaniu nieco syropu tempo pobierania natychmiast wzrosło.
Osypu ściśle nie liczyłem, ale po pierwszym podaniu sprawdziłem na dwóch rodzinach czy w ogóle coś jest, i jakiś osyp był (coś koło 15-20 dręczy dziennie zamiast naturalnych 5-6). Niby niewielka zmiana, ale LiCl nie działa tak natychmiastowo jak kwasy, bo pszczoły wchłaniają go przez kilka tygodni, więc chyba trudno cokolwiek porównywać.
Czytałem o przypadkach porażenia czerwiu po licie, ale ja tego nie zauważyłem u siebie. Jeśli było, to w stopniu co najwyżej anegdotycznym bo żadnych wyrzucanych larw nie widziałem.
W tym roku planuję wykonać pierwszą rundę pojenia litem na wielkanoc, drugą w trakcie lata i może trzecią z gęstym syropem na koniec lata, żeby pszczoły mogły sobie zaszyć trochę litu i pobrać go w trakcie zimy. Czyli łącznie każda rodzina otrzymałaby maks. 6g LiCl (czyli niecały gram czystego litu, bo lit to tylko 16.4% masy w LiCl).
Mateusz
Mateusz, dziękuję za odpowiedź. Ciekawe rozwiązanie z tym rzadkim syropem.
Ta 7 litrowa porcja syropu którą użyli w eksperymencie trochę mi nie pasowała z gospodarczego punktu widzenia (wolał bym nie fałszować miodu - oczywiście kwestia kiedy wykonujemy kurację). Ale zwróciłem uwagę, że akademicy odstąpili od syropu po pierwszym roku i przeszli w całości na ciasto.
2-2.5 kg placek cukrowo-miodowy na 9 dni jest równie ciekawym rozwiązaniem.
Generalnie jestem bardzo zainteresowany tym podawaniem LiCl, ale nie na zasadzie kalendarzowego "leczenia" każdej rodziny. Bardziej w formie strategii na selekcję pszczół radzących sobie z Varroa, w koncepcji E. Osterlunda. Tylko że interwencyjnie używał bym chlorek litu zamiast tymolu.
Napisałeś że w 2025 r. planujesz wrócić do "nieleczenia". Dlaczego akurat za rok? Czy wtedy LiCl miałby być właśnie takim doraźnym środkiem pomocy?
Akademicy przeszli na ciasto jak sądzę właśnie po to, żeby mieć pewność że wszystko weszło w pszczoły, a nie w plastry. Ja wolę słodką wodę, bo łatwiej ją przygotować. Fakt, jakieś fałszowanie miodu nastąpi, ale czy w znaczącej ilości? W najgorszym wypadku (100% składowania) do miodu trafi 400g cukru. Czyli ok. 3% z tego, co jest w korpusie. Dużo to i niedużo, zależy jak patrzeć.
Ciasto swoją drogą pszczoły też potrafią składować, wbrew temu co piszą w niektórych książkach.
> Napisałeś że w 2025 r. planujesz wrócić do "nieleczenia". Dlaczego akurat za rok?
Przy nieleczeniu traciłem w poprzednich latach między 30 a 70% rodzin każdej zimy - teoretycznie akceptowalnie, ale statystyka słabo działa na małych liczbach. Przy kilku ulach te 70% może łatwo obrócić się w 100% (właśnie tak w 2021 r. straciłem niemal wszystko). Przy 10 rodzinach statystyka powinna lepiej się rozkładać więc ryzyko całkowitej straty z powodu dręcza staje się (przynajmniej u mnie) znikome. A dojście do 10 produkcyjnych rodzin przewiduję właśnie na przyszły rok - ale i to może się zmienić, bo dwa tygodnie temu miałem 7 rodzin, dziś już tylko 6. Jeśli jutro będzie 5, to nieleczenie będzie musiało poczekać do 2026.
> Czy wtedy LiCl miałby być właśnie takim doraźnym środkiem pomocy?
Poniekąd - ale nie tak, jak Ty to opisujesz. Część rodzin byłaby zupełnie nieleczona, ale małą część (2 albo 3) umieściłbym na osobnym pasieczysku i leczył "kalendarzowo" litem. Takie powiedzmy ubezpieczenie. Ale tak czy siak - najpierw muszę dojść do 10 rodzin, no i potwierdzić że lit w moim wykonaniu faktycznie daje dobre wyniki.
Jeśli chodzi o Erika Osterlunda, to bardzo cenię jego pracę, ale nie podoba mi się jego sposób selekcji. Wg. mnie albo leczymy, albo nie - a takie wybiórcze leczenie "kiedy jest potrzeba" daje w efekcie ewolucyjną przewagę słabym pszczołom. Po mojemu to trochę strzał w kolano, ponieważ słabe rodziny mają większe szanse przezimowania niż te, które jakoś radzą sobie z dręczem i nie zasłużyły sobie na dawkę tymolu.
Mateusz
Mateusz jak będziecie tak pisać to zaraz zacznę organizować sobie lit....
A poza tym ja jestem niezmiernie ciekawa twoich osypów i siły rodzin litowych i tych bez leczenia. Ich zachowania. I myślę że prowadzenie eksperymentu z litem powinno trwać dłużej niż 2czy 3lata. Ja bym nie wyrobiła z ciekawości. Ja aż czasem złoszcze się na siebie że tyle czasu spedzam na obserwacji wylotka.
Dziś podałem rodzinom po 2g LiCl w rozwodnionym syropie. A tak wygląda moje "laboratorium":
https://images92.fotosik.pl/714/7b932592cf463eb1.jpg
Mam słoik o poj. 750ml, zapełniam go ciepłą wodą, po czym odmierzam 30 ziaren (granów) LiCl i wsypuję do słoika. Zamykam, wstrząsam żeby dobrze wymieszać i idę do ula. Montuję podkarmiaczkę powałkową w poduszce, wlewam do niej zawartość słoika, dolewam połowę słoika syropu i mieszam chwilę patykiem. I tak dla każdego ula.
Następna dawka latem.
Lit dostały wszystkie rodziny, poza jedną - kiedy doszedłem do niej z moim słoikiem litowej wody spostrzegłem się, że ta rodzina ma dużo poważniejszy problem od dręcza. Ale to temat na sąsiedni wątek. A lit podam jej później, jeśli będzie jeszcze komu. Z nieleczenia od 2025 chyba jednak nici.
Mateusz
Muszę niestety stwierdzić, że patent na lit w słodkiej wodzie nie zdaje egzaminu o tej porze roku. W zeszłym roku podałem go latem, podczas upałów, i w parę dni został pobrany. Ale obecnie pszczoły kręcą nosem.
Tydzień temu podałem lit:
1 rodzinie w roztworze 2/3 syropu i 1/3 wody
1 rodzinie w roztworze 1/2 syropu i 1/2 wody
4 rodzinom w roztworze 1/3 syropu i 2/3 wody
Rodziny które dostały roztwór z większą dawką syropu (2/3 lub 1/2) wciągnęły prawie wszystko. Natomiast te 4 rodziny które dostały roztwór 1/3 syropu i 2/3 wody nie pobrały prawie nic... a w podkarmiaczkach, na słodkiej wodzie litowej pojawiła się pleśń lub mrówki.
Roztwór 1/3 syropu + 2/3 wody -> pleśń i mrówki, a poziom nie zszedł...
https://images89.fotosik.pl/715/ddb45c58367f777f.jpg
https://images90.fotosik.pl/714/6fed7100a444e2c1.jpg
Roztwór 2/3 syropu + 1/3 wody -> prawie wszystko zeszło.
https://images92.fotosik.pl/715/22cc823d13d0e6c7.jpg
Myślę, że wiosną i jesienią lit będę musiał podawać w czystym syropie, a słodka woda będzie tylko na lato.
Mateusz
Ten lit do wody gdzie można kupić??
Dobre pytanie. Ja kupiłem wysyłkowo w jakiejś hurtowni dla laboratoriów. Sklep internetowy był niby francuski, ale przesyłka przyszła do mnie z Holandii, a na niej nalepka "laboratoriumdiscounter.nl".
Mateusz
Ciekawe badanie, które mi wcześniej umknęło:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC9510912/
Wynika z niego, że lit nie tylko zabija dręcza (o tym już wiedzieliśmy), ale ma również działanie antywirusowe, dzięki czemu ogranicza skutki varropochodnych chorób takich jak DWS (w przeciwieństwie do np. kwasu szczawiowego, który zabija dręcza lotnego ale nie ma wpływu na oddręczowe choroby).
Badanie wykazuje też, że lit korzystnie niweluje stres oksydacyjny pszczół (do teraz nie wiedziałem, że coś takiego istnieje).
Przy czym w badaniu nie wykorzystano LiCl, tylko cytrynian litu, i to w bardzo niskich dawkach, bo zaledwie 5 mM.
Mateusz
Obie substancje dostępne na allegro ;) ale artykuł bez google tłumacza nie pójdzie:(
Nie za tanie ale i nie za drogie.
A co to za jednostka mM? Mi wyszukiwarka uznała to za odległość, ale odległością to zdecydowanie nie jest. Mole czy coś podobnego?
Mili mole czy coś takiego. Chemia to moja bardzo słaba strona.
Coś mnie strasznie kusi na ten lit. Przecież...nic nie szkodzi podać pszczołom lit, a w razie za dużych osypów dobowych zastosować inne leczenie.
No to trzeba policzyć ile gramów tejże substancji to jest mol i będziemy w domu.
To chyba cos było z liczbą Avogadro związane. Nie pamiętam bo chemię miałem, aż wstyd się przyznać, ponad 30 lat temu.
Poszukam i policzę.
Edit
Nawet nie trzeba było liczyć - jest na etykiecie :)
281,98 g/mol
5mM cytrynianu litu to będzie 1,4099 grama
https://warchem.pl/pl/p/CYTRYNIAN-LITU-4hydrat-czysty/6100.
Takie cuś. W zakładce opis masa molowa. Ale mój mózg jakoś się zamyka.. Boże... jak ja dostałam 3= z chemii na studiach to nie wiem...
Już na serio o tym myślę:)
Ale zanim lit, to mój ul zapsząta mi głowę swoją ogromną ilością trutni i zapachem miodu na 10m. Huczą, brzęczą, targają pyłek. Jest 16dni po zabraniu czerwiu. Osyp warrozy 1szt na kilka dni. Oby mi nie zwiały..:)
> Nie za tanie ale i nie za drogie.
Za 100 mg LiCl zapłaciłem rok temu 61 euro (48 za LiCl + 13 za przesyłkę). Zakładając 6 mg rocznie na ul (a to już spora dawka), wychodzi że ta puszeczka starcza na 16 ulo-lat. Inaczej mówiąc, 3.81 euro rocznie na ul.
Za Varromed musiałbym zapłacić 35 euro, a starczałby na niecałe 3 ulo-lata. Czyli LiCl ponad 5x tańszy. Ale nie o to chodzi, bo przecież po taniości można by równie dobrze samemu sobie miksować w domu kwas szczawiowy. Lit jest o wiele łatwiejszy w stosowaniu i głównie to mi się podoba - jeśli okaże się długofalowo skuteczny oczywiście. Póki co mam bardzo obiecujące wyniki, ale nie chcę tu nikomu mieszać w głowie ani na cokolwiek namawiać, bo równie dobrze może się okazać, że przeżywalność mi nagle skoczyła do 100% z powodu korzystnego ułożenia planet, a moje czary młodego chemika nie miały na to żadnego wpływu.
> A co to za jednostka mM?
Ilość milimoli na litr roztworu, czyli mmol/l. Naukowcy lubią sobie wszystko liczyć w molach, bo to najbardziej naturalna jednostka, jako że po przemnożeniu przez stałą Avogadra wskazuje ilość elementarnych cząstek danego związku.
Dla nas, normalnych ludziów to trochę science-fiction. Dość wiedzieć, że 1 gram suchego LiCl zawiera 23.59 mmol (dwadzieścia trzy i pół milimola).
Ja podaję 2g LiCl, czyli 47 mmol, bo badania które wcześniej linkowałem wskazywały że optymalna skuteczność jest właśnie w okolicy 50 mmol.
Z tym cytrynianem litu to uwaga, ja tego nie stosuję. W badaniach które do tej pory czytałem naukowcy używali albo chlorku litu (LiCl), albo węglanu litu. Ja wybrałem chlorek litu, bo rozpuszcza się w wodzie, a węglan trzeba rozpuścić najpierw w kwasie. O cytrynianie nic nie wiem.
Mateusz
Mateusz, to mi chyba wyszło inaczej.
Skąd masz, ze 1 gram to 23,59 mM? Jaka znalazłeś masę molową dla tej substancji? Z etykiety odczytałem 281,98 g/mol i za nic mi tyle nie wychodzi co Tobie.
https://warchem.pl/userdata/public/gfx/10364/Litu-cytrynian-4hydrat-czysty-500g.jpg
> Skąd masz, ze 1 gram to 23,59 mM?
Bo mówimy o różnych związkach, które mają różne masy molowe. Ja cały czas o chlorku litu (LiCl), bo to testuję. A Ty o cytrynianie litu.
Mateusz
OK. Teraz się wszystko zgadza.
> https://warchem.pl/pl/p/CYTRYNIAN-LITU-4hydrat-czysty/6100.
>
> Takie cuś.
Sklep wygląda bardzo fajnie. Ceny podobne jak w tym moim holenderskim sklepie, ale warchem proponuje sprzedaż bardzo detaliczną, już od kilku gramów, więc można sobie tanio potestować. LiCl (tego używam) też mają:
https://warchem.pl/pl/p/CHLOREK-LITU-bezwodny-czysty/1426
https://warchem.pl/userdata/public/gfx/10338/Litu-chlorek-bezwodny-czysty-25g.jpg
Mateusz
> Ale zanim lit, to mój ul zapsząta mi głowę swoją ogromną ilością trutni i zapachem miodu na 10m. Huczą, brzęczą, targają pyłek. Jest 16dni po zabraniu czerwiu.
Podnieś korpusy, zajrzyj - jeśli jest jakakolwiek miseczka matecznikowa albo wręcz komórka królewska, to nie zastanawiaj się tylko wyrajaj. Ale to temat na osobny wątek. :-)
Mateusz
Właśnie fajnie że można kupić malutkie ilości za groszowe kwoty. Jednak zanim kupię lit muszę przestudiować te artykuły.
No i jutro chyba zajrzę do nich bo nie wiadomo czego można się po nich spodziewać.
Odświeżam wątek:)
Jak tam Mateusz Twoja warroza? Zachciało Ci się może zerkać na osypy czy jakkolwiek inaczej testować czy lit Twoją metodą działa?
Bo ja po posmarowaniu płytek dopatruję się jakichś pojedyńczych sztuk na dzień więc myślę co mi szkodzi dodać im lit do syropu który i tak podaję, a na jesień skropić warromedem. Jeszcze będę dalej obserwować ten osyp ale chyba przy takim porażeniu taki plan wystarczy.
Czy ktoś jeszcze może stosuje lit oprócz Mateusza??
Ze swojej strony nie prowadzę żadnych pomiarów. Moje wyniki oceniam wyłącznie w długofalowej perspektywie. Póki co, po zastosowaniu litu w zeszłym roku po raz pierwszy wyszedłem z zimowli z zerową śmiertelnością (straty poniosłem dopiero na przedwiośniu, za sprawą rudnic). Przypadek? Być może. Ale jeśli ten przypadek będzie się powtarzał, to mi wystarczy. Okaże się przyszłej wiosny. :-) Póki co podałem każdej rodzinie 2g LiCl późną wiosną i ponownie 2g parę dni temu. Za każdym razem w roztworze wody i syropu. Kolejne 2g podam we wrześniu, tym razem w czystym (gęstym) inwercie.
Jeśli o osyp chodzi, to z litem jest ten dodatkowy kłopot, że trudno ocenić jego doraźną skuteczność bo związki litu mogą być złożone w zapasach i uwalniać się przez długi okres. Nie zmienia to jego całkowitej skuteczności, ale rozciąga ją w czasie. Niemniej, jeśli i tak liczysz okresowo osyp, to warto sprawdzić jak ten osyp się zmienia po podaniu litu. Przy czym ja podaję chlorek litu (LiCl) i pod tym kątem studiowałem dostępne prace badawcze, a Ty masz zdaje się inny związek (cytrynian litu albo węglan litu?) - o nich nic nie wiem poza tym, że sposób rozpuszczenia, dawkowania i podawania może być zupełnie inny niż przy LiCl.
Mateusz
Ja dopiero będę kupować lit. I chyba pójdę na łatwiznę i zgapię z Ciebie. Zanim to zrobię jeszcze spróbuję zmierzyć się z artykułem o cytrynianie litu. Bo może jednak to kupię. Jesienią raczej zastosuje paski z kwasem szczawiowym tak jak radził na wiosnę ktoś z francuskiego forum i zależnie od wyników dokropię warromedem lub nie.
Mateusz pewnie znowu będziesz mówił że za dużo myślę:), ale...
skoro wykazali w tym badaniu
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC10746590/
że stosowanie litu w rodzinie z czerwiem powoduje porażenie larw
to może by zastosować dokładnie takie leczenie jak w badaniu (stężenie i ilość dni leczenia) ale w okresie sam koniec sierpnia, nawet przełom września??? A czemu, bo wtedy nawet jak pszczoły wyrzucą larwy to są to larwy które jako pszczoła teoretycznie i tak zimy nie przeżyją. Choć tu nie jestem pewna patrząc na obecne zmiany klimatu. No ale trzymając się dotychczasowej teorii nam najbardziej zależy na pszczole lipcowej i sierpniowej to jej ma być dużo, więc nie wskazane są zabiegi które odbiorą pszczołom osobniki które będą zimowały.
oczywiście tak można zrobić gdy tej warrozy nie jest bardzo dużo, co chyba mam teraz ja, bo mój osyp naturalny to 1szt/dzień, czasem zer, innego dnia 2sz.
to tyle z teorii moich rozmyślań! Co Wy na to którzy to czytają????
Jeśli podanie LiCl powoduje jakąś śmiertelność czerwiu, to w moich warunkach jest to sprawa anegdotyczna, bo niezauważalna. Z tego co rozumiem, ta śmiertelność została zaobserwowana w laboratoryjnych warunkach, kiedy pszczoły miały do dyspozycji wyłącznie pokarm z LiCl. Zresztą Rein (2022) mówi wprost:
> For artificially reared larvae already, a concentration of 1 mM had significant toxic effects while under colony conditions, 10 mM was well tolerated. (...)
Czyli "jak zakarmisz pszczelą larwę 1 mM LiCl to ona umrze, ale w naturalnych warunkach tak się nie dzieje nawet przy dziesięciokrotnej dawce". Pisze on też, że dopiero chroniczne podawanie LiCl uśmierca czerw.
Wnioskuję z tego, że pszczoły karmią larwy pokarmem innym (może przetworzonym, oczyszczonym?) niż ten, który pobierają z podkarmiaczki. W każdym razie - u siebie nie zauważyłem nigdy masowego wymierania czerwiu po podaniu LiCl (podaję jednorazowo 2g LiCl w litrze rozwodnionego syropu).
Mateusz
No właśnie Ty podajesz jednorazowo, a oni jeśli ja dobrze rozumiem podali przez 8dni 7l syropu po 1.06g LiCl w każdym litrze, użyty przez nich LiCl dawał taką ilością 25mM Li w każdym litrze. A ciasta 4.5kg chyba tylko nie pamiętam ile dni bo ja skupiam się na syropie. Tam było napisane jak przy takim schemacie plus minus kształtował się poziom Li i że wykazli bezsprzecznie odrzucenie czerwiu przez pewien okres po ropoczeciu leczenia. Ja też zrozumiałam że te warunki u nich to było normalnie na dworze, zanaczy w warunkach polowych.
Było też porównanie skuteczności różnych schematów. Bez izolacji matki i tak nie osiągnę takiego wyniku jak u nich, ale podając pszczolom taki syropek przez kilka dni mogę uzyskać nieco lepszy wynik niż podając jednorazowo. To co teraz im podam i tak zjedzą w zimę więc nie mam się co przejmować litem w miodzie. Myślisz że mogę zrobić schemat syropu przez 8dni? I tak je karmię przecież...
A może ja błędnie myślę?? Po co im lit przez 9dni jak warroza pod zasklepem, bo matek nie będę izolować...kto wie ile tego litu będzie czekać na młode pszczoły po tych 9dniach. To może lepszy schemat co 7dni. Muszę to jeszcze raz przeczytać
Ja podaję jednorazowo, ale ten litr rozwodnionego syropu pszczoły pobierają u mnie przez minimum kilka dni, jak nie kilkanaście w zależności od pogody i siły rodziny, więc to też nie jest taki krótki czas. Ponadto, litowy syrop jest złożony w komórkach i przez następne tygodnie przetwarzany i filtrowany przez pszczoły. Dlatego wcześniej pisałem, że okres działania litu jest mocno rozciągnięty w czasie (w przeciwieństwie do np. kwasów czy amitrazy).
Ty sugerujesz wykorzystanie litu jak swego rodzaju "trutki na czerw", czyli de facto leczenie tzw. metodą heroiczną, ale bez przesypywania pszczół tylko zabiciem czerwiu na miejscu. Mam wątpliwości. Po pierwsze to nie wiem, czy takie wytrucie czerwiu nie pociągnie za sobą jakichś przykrych konsekwencji - np. gnicie, zakażenie, itp... A po drugie, to skoro celem jest pozbycie się czerwiu, to czy nie lepiej w takiej sytuacji wyizolować matkę?
Nie wykluczam, że Twoje domysły mogą być podstawne, ale bez danych to trochę zgadywanie. Jeśli rzeczywiście ciągnie Cię ten lit, to sugerowałbym użyć go najpierw jednorazowo i pomierzyć osyp na przestrzeni tygodnia. Będziesz wtedy wiedzieć, jak długo lit utrzymuje swoje właściwości akarycydowe w Twojej konfiguracji, i na tej podstawie zaplanować ew. ciąg dalszy.
Mateusz
>>Ty sugerujesz wykorzystanie litu jak swego rodzaju "trutki na czerw">>
Właśnie tego bym nie chciała!. Obawiam się właśnie takiego efektu. Po angielsku trudno mi dokładnie zrozumieć jak u nich to wyglądało. (kontekst jest ważny w odbiorze co mi ucieka). Oni też nie opisują szczegółów. Stąd moje rozmyślania nad tym, aby jeśli już na to pozwolić -śmierć czerwiu w jakimś stopniu- to w czasie gdy tego czerwiu nie jest tak dużo (ograniczone karmieniem gniazdo, jesień) i tak się ta pszczóła nie przyjda jakoś szczególnie -bo ponoć wejdzie jako pierwsza w osyp zimowy-, a pogoda nadal pozwala pszczolom posprzątać na czas.
Zdarzyłam też zauważyć że takie minimalistyczne działanie Twoim pszczolom pomaga, gdzie moje zachowują się jakbym nie zrobiła nic poza przeszkadzaniem.
Jeszcze taka rzecza że "wytrucie czerwiu" litem nie pomogło by w niczym jeśli chodzi o likwidację warrozy, bo gine czerw otwarty. A ten warrozy nie ma. Stąd kolejny aegument aby tego uniknąć.
Wybiegając wyobraźnią...Gdyby jednak izolować matkę a temat na ten moment dla mnie skomplikwany. Takie coś to najsensowniej chyba tylko jesienią, a weź tu ją znajdź(!) i lit trzeba by dać do inwertu, a nie syropu.
> Właśnie tego bym nie chciała!. Obawiam się właśnie takiego efektu.
Ok, rozumiem. Mogę zatem tylko stwierdzić, że u siebie tego efektu dotychczas nie zaobserwowałem.
> jeśli już na to pozwolić -śmierć czerwiu w jakimś stopniu- to w czasie gdy tego czerwiu nie jest tak dużo (ograniczone karmieniem gniazdo, jesień)
Niby tak, ale z trzeciej strony - w sezonie, podczas pożytków, pszczoły mają duży wybór pokarmu i niekoniecznie będą karmiły larwy litem. Jesienią natomiast wyboru już nie ma i prawdopodobieństwo, że czerw dostanie pokarm litowy jest być może większe. Ale to tylko gdybanie. W tym roku podam ostatnią dawkę LiCl właśnie jesienią, w inwercie, to się dowiem.
> Zdarzyłam też zauważyć że takie minimalistyczne działanie Twoim pszczolom pomaga, gdzie moje zachowują się jakbym nie zrobiła nic poza przeszkadzaniem.
Podejrzewam, że dużą rolę odgrywa tu zapszczelenie okolicy. U mnie pszczół jest niewiele, więc presją dręcza jest relatywnie niska. Zupełnie możliwe, że u Ciebie pasiek jest więcej i stąd rozwój varroa może być dynamiczniejszy.
> "wytrucie czerwiu" litem nie pomogło by w niczym jeśli chodzi o likwidację warrozy, bo gine czerw otwarty.
Jak czerw otwarty zostanie ubity, to czerw zamknięty zwyczajnie nie powstanie, bo nie będzie przecież czego zasklepiać.
Mateusz
Proszę niech ktoś sprawdzi czy mi chłop dobrze policzył, mi się wydaje że dobrze ale nie ufam za nic swoim umiejętnościom obliczeń chemicznych.
Kupiłam LiCl o masie molowej 42,39
Czystość mojego LiCl to 97%.
Wyszło mu że na 1 itr syropu powinnam dać 1,05975 g LiCl żeby syrop miał moc 25mM
Dobrze????
> Kupiłam LiCl o masie molowej 42,39
> Czystość mojego LiCl to 97%.
> Wyszło mu że na 1 itr syropu powinnam dać 1,05975 g LiCl żeby syrop miał moc 25mM
> Dobrze????
Dobrze. :-)
Chcesz otrzymać gęstość 25 mM, czyli 25 milimoli na litr. Skoro dajesz litr roztworu, to potrzebujesz po prostu 25 tysięcznych mola związku. Jeden mol LiCl waży 42,39 gramów (jego masa molowa). Zatem 0.025 mola to zaiste 1.05975 gram.
Ja podaję (jednorazowo) 2g LiCl w litrze roztworu, i przy takiej dawce nie zauważyłem żadnego porażenia czerwiu.
Mateusz
Czyli dajesz im jeden litr który zawiera dwa gramy ale u Ciebie ponoć taki litr pobierają kilka dni? U mnie 0.8 jest wzięte w dwa dni max. Ostatnie słoiki coś wolniej, nie wiem, może coś znalazły.
Myślałam żeby dać im najpierw jeden który będzie zawierał ten 1gram z hakiem a jak zjedzą dostawić drugi. Chyba na to samo wyjdzie?? Syrop zrobie nie 3:2 tylko troche rzadszy, nie za rzadki bo ja karmię słoikiem z dziurkami, po tym zrobię troche przerwy w karmieniu żeby więcej miały z tą dawką do czynienia a nie że ją zaleją.
Jeden litr schodzi mi w ok. tydzień.
Słoiki z dziurkami testowałem dwa lata ale nie zachwyciły mnie, bo część zawartości leciała sama po plastrach, czasem wręcz kapiąc na dennicę. Może złe dziurki miałem. Okrągła podkarmiaczka to koszt paru zł ale przynajmniej jest czysto i działa niezależnie od gęstości pokarmu - nadaje się też do podawania wody.
Do podlitowania pszczół używam przemysłowego syropu z wodą w proporcji 1:1. Czyli wychodziłoby coś koło 35% cukru, bardzo rzadki syrop.
> Myślałam żeby dać im najpierw jeden który będzie zawierał ten 1gram z hakiem a jak zjedzą dostawić drugi. Chyba na to samo wyjdzie??
Nie wiem, ale nie sądzę. Badacze w swoich pracach naciskają jednak na stężenie litu (ilość milimoli na litr). Jako że lit działa kontaktowo, to pewnie musi być w odpowiednim stężeniu aby działał akarycydowo.
Mateusz
Oki. Rozumiem. Czyli dam im dawkę na raz tak jak Ty bo obecnje bardzo zwolniły tempo pobierania syropu więc to i tak sensowniejsze się wydaje. Nie sądzę aby miały taki pożytek. Raczej moje karmienie zawaliło ule czerwiem. Nim to zjedzą co dałam w sobotę mam czas znaleźć kogoś kto mi podzieli mój LiCl na porcje.
A słoik u mnie nie cieknie. Mam kupione gotowe zakrętki. Jak chcą potrafią go wziąźć w jedną noc a jak nie chcą stoi 5dni. Jest do dla mnie wygoda bo jak sobie dobrze wszystko ułoże nie ma kontaktu z pszczołami.
Warroza faktycznie sypie się po chlorku litu ale!! dlaczego nadal żywa????? tak ma być?
Nie, nie powinna być żywa. Z tego co się orientuję, żywe osobniki to są te, które zostały wyrzucone podczas wygryzienia się zainfekowanej pszczoły.
LiCl może działać podczas długiego okresu czasu, jeśli trafi do zapasów. W takiej sytuacji nie ma nagłego osypu, tylko osyp zwiększa się np. dwukrotnie i trwa kilka tygodni.
Jak u Ciebie zresztą wyglądają liczby osypu przed/po LiCl? (bo rozumiem że liczysz?)
Mateusz
Przed podaniem litu osypy było od zera do max 5szt któregoś razu trafiłam. Po podaniu litu jest oo ponad 20 do ponad 50 na jedno liczenie. Jeden ul pobrał podany litr w mniej jak dwie doby i on ma osypy większe , drugi ul z młodą matką (teoretycznie powinien być mniej porażony) pobierał ten litr kilka dni i osypy ma mniejsze. Nie wydaje mi się żeby takie ilości pochodziły z młodej pszczoły która się właśnie wygryza. Poza tym nie wiedzę żadnych innych nowych zachowań u pszczół. Dodam tez że nie liczę jakoś supre dokładnie i raz policze rano i wieczorem a drugiego dnia tylko wieczorem. Nie mam tez idealnego przylepca bo musiałby on być niedostępny dla pszczół, a u mnie jest to tylko płytka posmarowana smalcem aktualnie. Pasowało by poobserwowac czy ta warroza umiera po jakimś czasie czy usiłuje wrócić do ula na co średnio mam czas... no dzis nie liczyłam wcale, zobaczę co znajdę jutro
Dzięki za ciekawe informacje. Osyp z 0-5 do 20-50 to zdecydowanie nie przypadek, czyli wstępnie jest pozytywnie. :)
Czy wszystkie dręcze są żywe, czy tylko niektóre? Bo ok. 5-10% żywych jest ok, to są właśnie te świeżo wygryzione. Jeśli jednak żywych masz więcej, to nie wiem co jest. Nie słyszałem ani nie czytałem nigdy o takiej sytuacji. Skoro spadły na płytkę, to muszą być w słabej formie - pytanie, czy te osobniki w końcu umierają... Może odczekaj parę dni i wtedy sprawdź?
Mateusz
Żywych jest wiekszość, ja bym na oko określiła to jako 90%. Więc to wygląda tak jakby chlorek litu sprawiał że one albo spadaja z pszczół albo z nich uciekają. Wczoraj, niedziela, nie było mnie przy ulach i zerknęłam na płytki dopiero dziś rano i znalazłam tam mniejsze ilości niż ostatnio, powiedzmy że po ok 20szt i większośc była martwa, pojedyńcze żywe. Ponioeważ nie wiem co działo się wczoraj to nie potrafie powiedziż czy ta mniejsza ilość jest dlatego że wróciły do ula czy zdechły i coś je wyniosło z płytki. Chyba że osyp juz słabnie bo dziś jest start 6dnia od podania syropu z litem. i nie wiem czy podać kolejny litr z litem czy przegrodzić zwykłym syropem. fajnie by było żeby ten lit szwędał się po ulu przez min 21 dni. A z drugiej strony jeden ul zjada litr w 2 dni a drugi w 5... wiec ...diabli wiedza co i jak te pszczoły tam przekładają. Innych pożytków mają niewiele bo jest sucho, bardzo sucho.
Ok, czyli 90% żywych to być może był jakiś etap "zaraz po". Zszokowane dręcze odpadały od pszczół i zastanawiały się, co będzie dalej. Obecnie masz 10 dręczy dziennie (20 na 48h). Nadal sporo.
> nie wiem czy podać kolejny litr z litem czy przegrodzić zwykłym syropem.
Jako, że działanie litu jest rozwleczone w czasie z racji częściowego złożenia go w zapasach (w szczególności, kiedy jest podany w syropie) to myślę, że nie ma sensu powtarzać dawki tak szybko. Póki osyp jest zwiększony, to lit działa - a obecnie osyp masz przecież nadal co najmniej 2x większy niż przed podaniem LiCl. Zmniejsza się jak przypuszczam dlatego, że gros dręcza lotnego został skoszony w pierwszych dniach, a teraz spadają głównie osobniki, które parę dni temu były w zakrytym czerwiu i teraz wychodzą, łykają litu i padają.
Wydaje mi się (z naciskiem na "wydaje"), że rozsądne w Twojej sytuacji mogą być dwa podejścia:
1. Okresowe monitorowanie osypu (jeśli masz na to czas, np. raz w tygodniu) i powtórzenie dawki LiCl kiedy osyp zbliży się do wartości sprzed tygodnia (0-5 dręczy dziennie).
albo
2. Odczekać jeszcze z tydzień, podliczyć osyp, i zastosować inny środek akarycydowy (Varromed, paski z kwasem szczawiowym, czy co tam jeszcze istnieje). I znów podliczyć osyp - być może mogłabyś wtedy wyciągnąć z tego jakieś wstępne wnioski.
Z mojej strony planuję w przyszłym tygodniu podać każdej rodzinie 2g LiCl w litrze inwertu, a potem uzupełnić czystym inwertem w zależności od braków w zapasach (choć braki u mnie nie są aż takie ostre jak sądziłem, bo pożytki z jeżyn okazały się w miarę dobre).
Swoją drogą -- miałaś wcześniej obawy dot. porażenia czerwiu, które zaobserwowali niektórzy naukowcy. U siebie niczego takiego nie widziałem. A czy Ty zauważyłaś jakieś masowe wyrzucanie larw po podaniu LiCl?
Mateusz
Czy mój osyp wynosi 20 na 48h to nie wiem bo mogło być więcej tylko ja nie widziałam, a jak dzis spojrzałam na płytke to juz było posprzątane, albo wróciło na pszczoły. Bedę dalej obserwować. Varromedu czy czegoś innego na razie podawac nie będę. Lit wydaje się mniej szkodliwy dla pszczół.
Co do porażenia larw dzis pod tym ulem który pobrał syrop szybko znalazłam kawałek jednej larwy. Prawdopodobnie przypadek o ile zjawisko się n ie nasili, no chyba że pszczoły wynoszą śmieci gdzieś daleko.
A czy warroza opadła na dennice w jakieś chłodnej temperaturze zamiera, tak jak np pszczoła poza kłębem w temp poniżej 8 krzepnie i już nie wstaje??
> Co do porażenia larw dzis pod tym ulem który pobrał syrop szybko znalazłam kawałek jednej larwy. Prawdopodobnie przypadek o ile zjawisko się n ie nasili, no chyba że pszczoły wynoszą śmieci gdzieś daleko.
Jedna czy dwie wyrzucone larwy pod koniec lata to nic niezwykłego. Czyli i u Ciebie brak tego zamierania czerwiu, o którym w 2022 pisała Carolin Rein. To super.
> A czy warroza opadła na dennice w jakieś chłodnej temperaturze zamiera, tak jak np pszczoła poza kłębem w temp poniżej 8 krzepnie i już nie wstaje??
Nie znam się, ale chyba wszystkie stawonogi tak mają - i ogólnie wszelkie zimnokrwiste stworzenia? Pytanie, ile taki wredny stawonóg jest w stanie przetrwać, leżąc samotnie na zimnej dennicy. Pani de Guzman przebadała to w 1993 i podaje, że dręcz bez gospodarza, w temp. 13 stopni, umiera po ok. dobie:
https://www.ars.usda.gov/ARSUserFiles/60500500/PDFFiles/201-300/283-DeGuzman--Longevity%20of%20Varroa%20Jacobsoni.pdf
Mateusz
Nie ujadę... Dziś coś dzieje sie w ulu który szybko pobrał syrop z litem. Od tamtej pory pobrał tez porcję zwykłego i dziś rano poszłam policzyć osyp a pod ulem są martwe i umierające pszczoły. Nie jest tego zastraszająco dużo ale jest nie mało. Roślinność może maskować faktyczną skalę. Cos tez zdążyło zając się pszczołami na ziemi, albo ryjówka albo osy, jeże, nie wiem. Mozliwe że to działo się tez wczoraj ale ja nie byłam tam ani razu w dniu wczorajszym. Rabunek to nie jest na 99%. I co najbardziej mnie zastanawia większość tych pszczół jest z za krótkim odwłokiem. Niektóre pszczoły zachowują się jak przy wyrzucaniu trutni z uli. Więc wygląda to tak jak wyrzucanie wadliwych albo chorych pszczół. Poza tym zbieraczki wydaja się normalnie pracować. Co Wy na to?? Gdyby pszczoły się czymś zatruły to chyba skala była by dość duża. Zepsułam sobie telefon więc nie moge zrobić zdjęcia. Nie wiem czy dziś zdołam ogarnąć nowy.
zapomniałam napisać że dałam im wodę. Tak czy siak upał potworny niech mają lżej.
> wygląda to tak jak wyrzucanie wadliwych albo chorych pszczół. (...) Gdyby pszczoły się czymś zatruły to chyba skala była by dość duża.
Zatrucie to raczej nie jest, bo nie powodowałoby "za krótkich" osobników, a po prostu umierałyby normalne pszczoły. Masowo lub nie, to już w zależności od zatrucia.
Jest koniec sierpnia, zaczyna się czas, kiedy pszczoły wyrzucają wszelkie nieproduktywne gęby z ula. Z reguły zaczynają od trutni i niedorozwiniętych larw, ale skoro masz w populacji jakieś pszczoły-inwalidki to widać i one idą na wygnanie. Sam fakt wyrzucania mnie szczególnie nie dziwi, natomiast bardziej martwiące jest to, dlaczego te pszczoły w ogóle są wadliwe. Mam nadzieję, że to nie znowu jakaś oddręczowa choroba. No chyba że lit spowodował jakąś malformację czerwiu tydzień temu, i z tego czerwiu powstały takie krótkie pszczoły...? Ale ja nigdy czegoś takiego nie zaobserwowałem po licie, ani nie czytałem o takich przypadkach. Inna możliwość, to że czerw był głodujący i pszczoły w wyniku tego powstały karłowate. To się czasem zdarza właśnie o tej porze roku, jeśli rodzina zbyt rozhulała się z czerwieniem i nie przewidziała, że z końcem lata będzie bieda.
Dobrze byłoby wykluczyć DWV. Czy te niedorozwinięte pszczoły mają normalne skrzydełka? I czy są to raczej młode pszczoły, czy już zużyte? Jeśli to nie DWV i ilości nie są duże, to wydaje mi się, że raczej nie ma powodów do obaw.
Mateusz
Poobserwowalam trochę i wygląda mi to na takie dwa w jednym. Wyrzucanie wadliwych pszczół i odpieranie jakiejś próby rabunku. Być może nawet mało nasilony początek rabunku. Gdy coś jest nie tak w rodzinie to rabunek przecież ma większe szanse pojawić się. Dopatrzyłam sie w tych śmieciach dwóch pszczół dopiero co wygryzionych ze zdeformowanymi skrzydłami. Ale z tym nic nie zrobię. Pojawiło się to u mnie raz to już zostanie. Widzialam też jak jedna pszczoła wyniosła drugą naprawdę daleko, zniknęła mi z oczu, więc nie ocenię dokładnie co się dzieje.
A głodujący czerw u mnie teraz nie jest możliwy. Dokarmiam je od dawna. Jak ważyłam je jakiś tydzień przed podaniem litu to jeden ul miał ok 10 kg a drugi ok 8kg. Więc to nie tragedia. Jedyny problem to jeśli one wychowywały się głównie na moim syropie....a tak mogło być.
Szczerze. W mojej lokalizacji nie powinnam mieć pszczół. Po zebraniu obserwacji z tych rodzin które mialam widzę że pożytki są tylko wiosną.
Wczoraj dałam im po słoiku syropu ale bardzo mało wzięły przez noc. Jak to zmęczą kolejną porcję chyba dam z litem. Wrzesień mamy...
Czyli jednak DWV... No trudno. Jest to przynajmniej wyjaśnienie wadliwych pszczół. Istotna informacja jest taka, że dręcz jest u Ciebie nadal obecny w wystarczającym stopniu by powodować pszczołom dolegliwości. Trochę to przerażające, zważywszy na drastyczne kroki które poczyniłaś parę miesięcy temu w ramach walki z warrozą. Widać ma u Ciebie z jakichś powodów świetne warunki, skoro jest w stanie zregenerować siły w tak krótkim czasie.
Swoją drogą - badania z 2022 wskazują, że lit (w przeciwieństwie do np. kwasów) ma działanie wirusobójcze. Tutaj stwierdzono, że po podaniu cytrynianu litu pszczołom zarażonym DWV, wirus DWV znikł (najwyraźniej potwierdzone jakimiś specjalistycznymi badaniami, których zupełnie nie rozumiem):
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC9510912/
Przy czym cytrynian litu to oczywiście nie to samo co chlorek litu, więc trudno wróżyć. Ale jest nadzieja, że pomoże - a zaszkodzić nie powinien.
Czy planujesz później jednorazowe leczenie swoich rodzin jakimś konwencjonalnym środkiem? Mógłby to być dobry sposób na wstępną ocenę doraźnej skuteczności LiCl w Twoich warunkach. Bo gdyby po jednorazowym podaniu jakiegoś "normalnego" akarycydu pojawił się masowy osyp, to warto byłoby rozważyć zmianę strategii.
> Szczerze. W mojej lokalizacji nie powinnam mieć pszczół. Po zebraniu obserwacji z tych rodzin które mialam widzę że pożytki są tylko wiosną.
Pożytki generalnie wszędzie są głównie wiosną (a na pewno u mnie). Później latem (po lipie) pszczoły biedują, ale jakoś tam sobie radzą i posiłkują się czym mogą... Maliny, jeżyny, nieco spadzi, trochę bluszczu... W normalnych, europejskich warunkach wydaje mi się, że dużo ważniejszy od pożytków jest stopień zapszczelenia okolicy.
Mateusz
U mnie sytuacja jakoś się ogarnęła, to było chyba dwa w jednym, jakieś politowe porządki i próba rabunku bo drugi ul też wystawił nerwową wartę. Osypy zmalały choć nie zupełnie do takiego poziomu jak przed litem. Dziś zdecydowałam dać kolejną porcję. Później bliżej połowy września planuję jeszcze trzecią.
> Osypy zmalały choć nie zupełnie do takiego poziomu jak przed litem. Dziś zdecydowałam dać kolejną porcję.
Zastanawiające jest, dlaczego osypy Ci zmalały. Czy dlatego, że populacja dręcza została zdziesiątkowana, czy może dlatego, że się ten wcześniejszy lit "skończył"? Jeśli będziesz jeszcze liczyć osyp, to bardzo byłbym ciekaw Twoich wyników. Powinny nieco rozjaśnić obraz.
Dodam, że na Twoim miejscu serio rozważyłbym jakieś jedno kontrolne leczenie czymś "normalnym", dla sprawdzenia rzeczywistego osypu. Ja jestem chojrak litowy, ale to tylko dlatego że wiem, że nawet bez leczenia nie stracę pasieki bo presja dręcza jest u mnie relatywnie niska - w najgorszym wypadku z ośmiu rodzin zostałyby mi po zimie 3 albo 4. U Ciebie sytuacja jest dużo bardziej napięta i w Twojej okolicy dręcz najwyraźniej świetnie się rozwija. Nie chciałbym, byś straciła te dwie ciężko wypracowane rodziny gdyby okazało się, że z tym litem jest jednak coś nie tak...
Mateusz
Po drugiej dawce litu (odstęp ok 14dni jedna od drugiej dawki) ul który zjadł go szybko (ten pod którym były dziwne pszczoły) osyp ma malutki, a ul drugi który zjadł lit wolno osyp ma umiarkowany, mniejszy niż poprzednio ale nadal sporo większy niż całkiem sprzed pierwszej dawki litu. Nie liczę co do sztuki, bardziej zerwałam na skalę.
Ale to mnie mniej interesuje niż to że te pszczoły mi się nie podobają, ucichły jakoś, jest ich mniej na wylotu..
Stwierdzam że ten lit chyba powinni wytestowac ramkowcy którzy mają możliwość obserwacji co dzieje się w środku.
Możliwe że jednak w ulach zrobiło się miejsce z powodu odrzucenia jajek lub młodziutkich larw. Tak jak pisałam w czasie tych dziwnych "porządków" w tym silniejszym ulu widziałam jak pszczola wyniosła drugą daleko poza moje pole widzenia. Więc mogłam wcale nie zauważyć że jednak lit wywarł wpływ na czerw. Ul który pobiera syrop litowy wolno ma osyp taki prawie ciągły więc możliwe że w nim cały czas wygryzają się pszczoły i przez powolne przerabianie litu warroza cały czas ma z nim kontakt. Ul drugi mógł faktycznie odrzucić czerw i razem z nim wywalić wadliwe pszczoły w ferworze porządków, i może mieć luki w wygryzaniu się pszczół, lub zapuszkował lit na zimę, lub jedno i drugie i kontakt warrozy z litem nie jest ciągły.
Dodam jeszcze że poza tym wysypem dupci w tym jednym ulu nie obserwuje martwych pszczół pod ulem, jakieś pojedyńcze lub wcale. W poprzednich ulach które mi się osypaly już pod koniec lata zaczynały być widoczne martwe pszczoły pod ulami. Więc z jednej strony jest to dobra wróżba na zimę a z drugiej nie mam dobrego przeczucia patrząc na siłę rodzin. Może też tak być że małą aktywność pszczół powoduje susza do granic możliwości, ostatnio jeszcze z silnym suchym goracym wiatrem. Jadą one chyba tylko na moim syropie:(
Osyp faktycznie wygląda obiecująco. Jeśli u Ciebie susza, to może warto postawić przy ulach poidełko, coby pszczoły nie były "skazane" na syrop? Jakaś miseczka z wodą, z pływającymi drewienkami lub czymkolwiek podobnym by się pszczoły nie topiły.
W kwestii LiCl to ja rozdałem cztery dni temu po litrze inwertu z 2g LiCl każdej rodzinie. Jak wczoraj zerknąłem to żadna z ośmiu rodzin jeszcze nie wciągnęła całego swojego litru. Od 10 dni non-stop deszcze, pszczoły już nie wychodzą. Za to mrówki dobrały się do pokarmiaczek... Nie rudnice, tylko te czarne, malutkie. Nie wiem ile te maleństwa są w stanie wynieść, ale kradną na pewno bo topią się w syropie na potęgę. Może jednak warto wrócić do słoików, tam mrówki nie mają jak wejść. Tylko musiałbym zdoktoryzować się ze słoiczych dziurek, bo podczas wcześniejszych prób używania odwróconych słoików syrop lał się po plastrach... Coś w tych dziurkach musiało mi umknąć.
Najlepiej kupić gotowe dekielki. Mi też nie udało się samemu zrobić odpowiedniej konstrukcji. Tylko też trzeba zerkać bo dziurki potrafią się zatykać.
Ja dziś rano zauważyłam znowu większy osyp w ulu który już go prawie nie miał.
Co do wody to one nie korzystają z niczego co im postawię. Jedynie do ula w słoiku woda jest wykorzystywana. Szlam z kaczkowego stawu od razu je przyciąga a moje podła nie. Dałam spokój z poidłami.
Jeszcze o tych pszczołach które są wyrzucane przed ul, jak już coś wyrzucą to na 99% są to pszczoły wadliwe, najczęściej karłowate, choć dziś rano sprawdzając płytki znalazłam zdeformowane. Dwie ale jednak.
> Najlepiej kupić gotowe dekielki. Mi też nie udało się samemu zrobić odpowiedniej konstrukcji.
Czyli jednak potrzebna jest jakaś specjalistyczna wiedza, żeby optymalne dziurki zrobić. Poczytałem pobieżnie francuskie fora pszczelarskie i się za głowę złapałem. Ludziska podają jakieś skomplikowane teorie dot. średnicy dziurek i ich ilości ze wzorami w zależności od pojemności słoika, ciśnienia powietrza, temperatury, gęstości syropu, liczby pszczół.........
Jeden jakiś rozsądniejszy napisał, żeby nie kombinować tylko użyć plastykowego słoiczka i w denku, gorącym gwoździkiem zrobić dziesięć dziurek o średnicy 1mm. Spróbuję tego, bo akurat mam plastykowe słoiczki, a jeśli znów coś będzie nie tak to zrobię tak jak Ty i poszukam czegoś "sklepowego".
> Co do wody to one nie korzystają z niczego co im postawię. Jedynie do ula w słoiku woda jest wykorzystywana. Szlam z kaczkowego stawu od razu je przyciąga a moje podła nie. Dałam spokój z poidłami.
Ha! a myślałem, że tylko moje pszczoły są takie obrzydliwe. :-D
Moim też przestałem dawać jakąkolwiek wodę, bo cokolwiek nie wymyślę to kręcą nosem. Za to poranna rosa zebrana ze świeżej gnojówki za stodołą to dla nich och ach francuskie delicje, masowo siedzą i się delektują.
> Jedynie do ula w słoiku woda jest wykorzystywana.
Ale czy na pewno? Bo jeśli ta woda samoistnie kapie po plastrach, to nie wiadomo czy pszczoły ją rzeczywiście zużywają. Ja dlatego onegdaj przestałem korzystać z odwróconych słoików - miałem spore wątpliwości co do ilości faktycznie pobranego syropu. Równie dobrze syrop (ew. woda) mógł spływać po plastrach, kapać na dennicę i stamtąd być zbierany przez mrówki. Tzn. to zjawisko na 100% u mnie zachodziło, ale nie byłem w stanie ocenić w jakim stopniu.
A czy robisz dziurę w przekładce (kratce od propolisu) jak stawiasz swój słoik? Ja testowałem z i bez dziury. Z dziurą jakoś to jeszcze było, ale trzeba było dobrze (i szybko) celować żeby postawić słoik w dobrym miejscu. Bez dziury natomiast jest niby wygodniej bo pszczoły nie próbują wyleźć w poduszkę, ale za to woda dużo chętniej mi spływała po siatce - chyba za sprawą zjawiska podciągania kapilarnego. Jak jest dziura to tego podciągania nie ma i napięcie powierzchniowe może być wystarczające żeby utrzymać ciecz w słoiku (tj krople "wiszą" pod dziurkami)... Ale może te komercyjne dekielki mają to jakoś sprytnie obmyślone. Masz może jakiś link/zdjęcie do tych Twoich dekielków?
> Jeszcze o tych pszczołach które są wyrzucane przed ul, jak już coś wyrzucą to na 99% są to pszczoły wadliwe, najczęściej karłowate, choć dziś rano sprawdzając płytki znalazłam zdeformowane. Dwie ale jednak.
No to raczej dobrze. Tzn. dobrze że wyrzucają (znaczy, że mają motywację czyli rodzina jest ogólnie zdrowa), i dobrze że tylko jedna-dwie pszczoły od czasu do czasu, a nie dziesiątki.
W kwestii słoików i dziurek w dekielkach.
Nie lepiej ten słoik postawić normalnie bez zakrywki a do środka włożyć kilka patyczków aby pszczoły się nie topiły?
Ja swoje Warre podkarmiam z pudełek po litrowych lodach wypełnionych po prostu szyszkami. Stoją sobie na powałce pszczoły wylizują je do czysta nic się nie marnuje. Po zakończeniu karmienia po prostu zgonię pszczoły dymem zatkam dziurę w powałce i tyle.
> dekielek to taki
Dzięki za linka, bardzo ciekawy wynalazek! W FR niestety nie ma czegoś takiego, więc będę musiał albo sam zrobić, albo sprowadzić. Po zdjęciu widzę, że to wbrew pozorom bardzo przemyślana konstrukcja. Ilość, rozmiar i rozstaw dziurek są na bank wyliczone, a i fakt umieszczenia ich w okrężnych rowkach też jest z pewnością nieprzypadkowy. Ktoś się nad tym musiał głowić.
> Nie lepiej ten słoik postawić normalnie bez zakrywki a do środka włożyć kilka patyczków aby pszczoły się nie topiły?
Czy "lepiej" to kwestia dyskusyjna, aczkolwiek sposób, który opisujesz, jak najbardziej działa (zresztą opat opisywał podobny sposób, tyle że on wstawiał pojemnik z pływakami wręcz do środka ula). Z Kropaśkową kombinujemy nieco pod górę dlatego, że zależy nam na obsłudze podkarmiaczki bez kontaktu z pszczołami. Tj. nie chcemy, by pszczoły rozlazły się po całej poduszce. Inny problem jest taki, że jeśli taką otwartą pokarmiaczkę zostawisz w sezonie o parę dni za długo, to pszczoły mogą zacząć w niej budować plastry.
W każdym razie założenie jest takie, że instalacja podkarmiaczki, jest uzupełnianie oraz usunięcie nie powinno wymagać ani kombinezonu, ani podkurzacza, a pszczoły powinny móc wciągnąć jej zawartość bez wchodzenia do samej podkarmiaczki. Okrągła podkarmiaczka powałkowa zapewnia to w 100%. Sposób ze słoikiem też, ale pod warunkiem, że dajemy sączyć się syropowi przez kratę do propolisu (co w moim doświadczeniu sprawdzało się słabo, ale może te rowki w denkach u Kropaśkowej są właśnie po to, żeby ten problem rozwiązać).
Ale każde rozwiązanie ma swoje wady... Kwestia znalezienia pewnego optimum w kontekście założonych celi.
Mateusz
syrop: Tomku nie pleśnieją ci te szyszki????? moje pszczoły topiły się w takich konstrukcjach, one topią sie nawet w oryginalnej podkarmiaczce do uli warre, tej na wymiar korpusu.
Druga rzecza dla nie użądlenie to nie bombel od komara więc wole metode w której mogę nie byc zmuszona kolidowac z pszczołami które jak poczują jedzonko potrafia szybko się wkurzyć, bo przecież możliwe że ktos chce kraść a nie dać. Kolejna rzecz ja mam zawsze problem z wygonieniem pszczół... cos te moje pszczoły mało kumate.
Ja syrop stawiam na siatke do propolisu, oczywiście siatka nie może być zakitowana, co jakiś czas wymieniam jej pasek, stawiam zawsze w to samo miejsce i nie zabieram pustych słoików, wtedy jak chce dac syrop przy odrywaniu pustego słoika raczej zawsze robi sie miejsce dla pobierania syropu. Syrop z tych dekielków nie leje się po plastrach, potrafi stac nie ruszony kilka dni a jak się słoik ruszy oikazuje sie że dziurki nie sa zatkane, czyli pszczoły chcą to biorą a nie to stoi i na łep im się nie leje, oczywiście po przyniesieni do domu pustego słoika część dziurek zawsze trzeba odetkać, mam do tego gwoździk od snozy i odpowiedniej średnicy. Bywa tez tak że z słoiki zostaną opróżnione w jedna noc. Zdarzyło mi się że coś kapnęło na dennicę ale to przy zdejmowaniu nie zjedzonego słoika. Przy stawianiu nie.
Woda. Woda znika ze słików bardzo wolno, no może n ie jakoś szalenie ale jednak wolno. tempo znikania wody jest zależne od pogody. jak się słoik wstawia to coś sie tam poleje ale poźniej mam wrażenie że pszczoły biora ile chcą.
Ja próbowałam na początku robić samemu dekielek z dziurkami to było tak jak pisze Mateusz, albo dostęp do syropu był żaden albo lało się. Mam tez taką obserwację z zeszłego roku że jak rodzina z jakiegos powodu nie pobiera syropu ze słoika dostatecznie szybko to z podkarmiaczki o dobrym duzym dostępie tez nie pobierze.
>nie pleśnieją ci te szyszki????? moje pszczoły topiły się w takich konstrukcjach, one topią sie nawet w oryginalnej podkarmiaczce do uli warre, tej na wymiar korpusu.
Nie pleśnieją. Mam bardzo łakome pszczoły, podkarmiam zawsze wieczorem 1 l syropu, gęstego 2:1, do rana wszystko jest już pobrane a pojemniki i szyszki wylizane do sucha. W zwykłych plastikowych podkarmiaczkach, które stosuję w ramkowcach na dnie i ściankach zawsze zostaje warstwa scukrzałego syropu, te są wyjadane do czysta.
Czasami widzę podczas nalewania jak jakaś pszczółka jest podtapiana ale zazwyczaj od razu wypełza na szyszkę a koleżanki zabierają się żeby ją wyczyścić.
>Woda. Woda znika ze słików bardzo wolno, no może n ie jakoś szalenie ale jednak wolno. tempo znikania wody jest zależne od pogody. jak się słoik wstawia to coś sie tam poleje ale poźniej mam wrażenie że pszczoły biora ile chcą.
Ja mam na pasieczysku taką zwykłą plastikową wanienkę, została po czasach jak mój syn jeszcze się do niej cały mieścił, woda, keramzyt, od czasu do czasu doleję z konewkę i tyle, biorą jak potrzebują. W zeszłym roku dopadły się oprócz tego do poidełek dla kur.
Słoiki z dziurkami stosowałem w tym roku kilka razy na początku lipca jak chciałem pobudzić pszczoły do czerwienia, niestety leje się z tego pod dennicę czasami i potem prowokuje mi rabunki.
> W zeszłym roku dopadły się oprócz tego do poidełek dla kur.
O, u mnie podobnie, też lubią pić od kur. Ale nie jak woda jest świeżo nalana, bo ta w ogóle ich nie pociąga. Natomiast jak kury naniosą błota i odchodów do poidełka i dobrze wymoczą w nim nogi, to wtedy jest pycha i pszczoły się zlatują.
> Słoiki z dziurkami stosowałem w tym roku kilka razy na początku lipca jak chciałem pobudzić pszczoły do czerwienia, niestety leje się z tego pod dennicę czasami i potem prowokuje mi rabunki.
Miałem identycznie (+najazdy mrówek). Te Twoje dziurki to samoróbki, czy kupne? Bo ja sam robiłem, starym gwoździem, i myślę że to ten prymitywny warsztat technologiczny się na mnie zemścił.
Mateusz
>Te Twoje dziurki to samoróbki, czy kupne?
Oczywiście samoróbki, etap wszystko nowe i firmowe w pasiece mam już za sobą :) Teraz kombinuje z tego co mam pod ręką.
Mogę podsumować że lit z pewnością tłucze warroze. Poza tym poddaję się. Tylko nie wiem czy natychmiast czy jeszcze za jakieś kilkadziesiąt złotych. Moje pszczoły nie są przygotowane na zimę... Ale to powinien być osobny wątek.
Osypy warrozy w rodzinie która wolno pobiera syrop są cały czas duże.
https://zapodaj.net/plik-5dJFbOYwV4
Fotka jest zrobiona po 3dniach brzydkiej pogody, wczoraj. Pod ulem który zjadł syrop szybko wczoraj było prawie tyle samo a za to dziś pojedyńcze sztuki.
Pozostawiam każdemu do przemyślenia skąd tyle warrozy u ulu który wiosną był pozbawiony czerwiu:(
Nowe, ciekawe badanie dot. LiCl (lipiec 2024). Potwierdza m.in. nieszkodliwość litu dla matki oraz larw królewskich.
"From consumption to excretion: Lithium concentrations in honey bees (Apis mellifera) after lithium chloride application and time-dependent effects on Varroa destructor"
https://scijournals.onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1002/ps.8311
W telegraficznym skrócie:
Podano pszczołom syrop wymieszany z LiCl w gęstości 50 mM. Śmiertelność dręczy (lotnych):
po 12h = 38%
po 24h = 78%
po 48h = 95%
Pszczoły wyrywkowo pobierano aby je rozkroić i sprawdzić poziom litu w hemolimfie, śliniankach i przewodzie pokarmowym. Poziom litu zmierzony w śliniankach młodych robotnic okazał się pomijalny, co pozwala stwierdzić że mleczko pszczele nie jest nim skażone.
Poziom litu w pszczole zwiększa się przez pierwsze 12h, potem stabilizuje i po 7 dniach zaczyna się zniżać. Wnioskuję z tego, że zostawianie syropu litowego w podkarmiaczce dłużej niż tydzień nie ma większego sensu.
Badanie wspomina też o innym sposobie podania litu, przez polanie pszczół 40 mL roztworu z LiCl o gęstości 500 mM. Skutkuje to 80-procentową śmiertelnością dręcza lotnego w przeciągu 3 dni, a ponawiając leczenie można osiągnąć skuteczność ponad 97%.
Zastanawiam się więc, czy dobrym protokołem nie byłoby użycie litu latem w formie dwukrotnego kropienia z tygodniowym odstępem, bo wtedy pszczoły niechętnie pobierają syrop. A jesienią podać lit wraz z zapasami.
Mateusz
Ja uprzejmie donoszę że w weekend gdy była ładniejsza pogoda zauważyłam że mój anemiczny ul zabrał się za ...noszenie pyłku. Czyli przypuszczam że zabrał się za czerw.
W wolnej chwili przeczytam sobie powyższe badanie.
Ps. Zadałam pytanie na jednej grupie na fb czy ktoś testował lit. Jedna osoba napisała że też chciała by wiedzieć, jedna żeby nie kombinować a ktoś się śmiał czy pszczoły mają dwubiegunówkę.
Wspomniane badanie jest tez umówionę przez Warrozę i Piotra na tym filmie:
https://www.youtube.com/watch?v=GrG74C0d4jw&t=45s
Polecam zwłaszcza posłuchać od 5:40 czyli o wątpliwościach dotyczącej tej substancji.
Ja na ten moment nie chciałbym stosować chlorku litu.
Hej Maq. Te wątpliwości, czy masz na myśli pozostałość w miodzie czy wpływ na czerw??
Jeśli o miód chodzi, szansa że go zabiorę w nadchodzącym sezonie jest bliska zeru. Nie będę rozwijać.
Jeśli o czerw chodzi to proszę wyraź swoje zdanie. Napisz co myślisz o konsekwencjach dla rodziny wariantu z izolacją matki na 3tyg, gdzie pszczoły i tak odrzucają pierwsze larwy, a wariantu gdzie czerw ginie od od razu od kontaktu z pokarmem zawierającym lit. Jestem bardzo ciekawa Twojego zdania.
I nie że mam zamiar je krytykować czy podważać, śmiało pisz co myślisz. Po prostu to prawdopodobnie będzie bardzo pomocne. Bo Panowie w filmie w zasadzie nie wyrazili swojego zdania.
Ps. Zapoznałam się już wcześniej z badaniem o którym mówią w filmie;)
Jeżeli mogę się wtrącić. Myślę, że z tego komentarza można by wyczytać jakąś opinię.
https://ulwarre.pl/forum/?thread=1724526657#1726475183
> Hej Maq. Te wątpliwości, czy masz na myśli pozostałość w miodzie czy wpływ na czerw??
> I nie że mam zamiar je krytykować czy podważać, śmiało pisz co myślisz.
Nie jestem jakimś ekspertem od chlorku litu, po prostu nie chciałbym stosować ponieważ to taki trochę eksperyment.
Jeśli miałbym podawać powody to chyba nr1 byłby temat pozostałości w produktach pszczelich (i ich potencjalny wpływ na konsumującego). Nr2 to właśnie nie do końca jasny wpływ na pszczoły (chociaż nie oszukujmy się, substancje typu amitraza czy kwasy też mają wpływ). No a to zamieranie czerwiu to w ogóle mnie przeraża.
Czym dłużej mam pszczoły tym więcej widzę.
Wcześniej stosując polewanie 3.5% kwasem szczawiowym mialem wrażenie że nie ma żadnego wpływu na pszczoły.
Ale w tym roku przyglądałem się im uważniej i ewidentnie widziałem że potrzebowały paru dni by dojść do siebie.
Widziałem to m.in przez słabe zainteresowanie podanym syropem.
Więc najlepiej to nic bym nie stosował, ale znów niektóre rodziny potrafią nałapać skądś warrozy "od pieruna".
Pomyślałem że spróbuję z warre bo mam taki jeden ulik o podobnej konstrukcji (miniplus) i tam pszczoły mają się bardzo dobrze.
Kluczem do sukcesu jest że ulik w sezonie jest osieracany ok 2-3 razy (zabieram królową).
> po prostu nie chciałbym stosować ponieważ to taki trochę eksperyment.
Nawet nie "trochę", tylko zupełnie.
> chyba nr1 byłby temat pozostałości w produktach pszczelich
Ten aspekt został akurat już dość dobrze zbadany, przez kilku niezależnych od siebie naukowców.
> i ich potencjalny wpływ na konsumującego
To też bardzo dobrze zbadany temat, bo lit zażywamy (my ludzkość) od 60 lat dla stabilizacji nastroju. W dawkach wielokrotnie przewyższających te 2g LiCl wrzucone do ula. Dużo mniej wiemy o wpływie amitrazy na człowieka.
> Nr2 to właśnie nie do końca jasny wpływ na pszczoły
Ano, jest jeszcze sporo niejasności. Każdego roku pojawiają się wyniki nowych badań. A kto niecierpliwy może testować na własne ryzyko i wg. własnego pomysłu.
> Kluczem do sukcesu jest że ulik w sezonie jest osieracany ok 2-3 razy (zabieram królową).
Ubijanie królowej 2-3 razy na rok to dość ekstremalne podejście. Czy lepsze od ew. zamarcia czerwiu? Na dwoje babka wróżyła. W każdym razie znalezienie matki w Warré to nie taka oczywista sprawa... Być może w miniplusie łatwiej (nie wiem, nie znam tej konstrukcji).
Mateusz
Maq również dziękuję za odpowiedź.
Co do obserwacji ja zauważam bardzo wyraźnie zmiany w zachowaniu pszczół choć moje doświadczenie jest marniutkie. Nie żebym się chwaliła ale do obserwacji zwierząt akurat mam oko o czym się już nie raz przekonałam.
Jeśli chodzi o pszczoły najczęściej z braku doświadczenia po prostu mam nieodparte wrażenie że coś jest nie tak jak poeinnoy. A że to warre to nie obejrzę plastrów,/choć i tu trzeba rozumieć co się widzi/.
Jeśli chodzi o leczenie zauważałam inne zachowanie po varromedzie, (takie jakby właśnie osłabienie, pomijam trupki), ewidentnie inne po KM (jakby dezorientację zapachową, skołowanie, ułatwienie rabunku). Po chlorku litu od razu nie było widać nic. Dopiero po dłuższym czasie ruch na wylotu taki zimowy, bezrobotny, anemiczny. Brak czerwiu to brak tego "wrzenia" i pracy. I różnica w zachowaniu między ulami ewidentnie połączona ze sposobem pobrania syropu i osypem.
Mateusz Maq chyba ma na myśli zabieranie tej matki. Ja tak sobie pomyślałam jak to zdanie przeczytałam. Może niech sam opowie coś więcej o tym uliku;)
> Mateusz Maq chyba ma na myśli zabieranie tej matki. Ja tak sobie pomyślałam jak to zdanie przeczytałam. Może niech sam opowie coś więcej o tym uliku;)
Miniplus to korpus ok. 25x25x17cm do środka wchodzi 6 rameczek.
Korpusy można, jak w Warre, stawiac na sobie, w tej chwili mam rodzinkę na 3 i tak będą zimować.
Został on wymyślony przez pszczelarzy jako alternatywa dla miniaturowych ulików weselnych. Jego wyróżnikiem jest możliwość zimowania w nim pszczół (w przeciwieństwie do mniejszych uli).
> Ubijanie królowej 2-3 razy na rok to dość ekstremalne podejście
Matce nie dzieje się krzywda :) To po prostu moja metoda na leniwą hodowlę matek na własnej pasiece.
Matka pozostaje w korpusie z pustymi ramkami i pokarmem w starym miejscu, pszczoła lotna nalatuje się w ciągu kilku dni i powstaje coś na kształt nowowyrojonej rodzinki.
Stary macierzak z czerwiem i zapasami wędruje na nowe miejsce, pszczoły wychowują matkę ratunkową.
> Matce nie dzieje się krzywda :) To po prostu moja metoda na leniwą hodowlę matek na własnej pasiece.
> Matka pozostaje w korpusie z pustymi ramkami i pokarmem w starym miejscu, pszczoła lotna nalatuje się w ciągu kilku dni i powstaje coś na kształt nowowyrojonej rodzinki.
O matkę się nie martwiłem, nie jestem sentymentalny :) bardziej dziwi mnie to, że rodzina jest w stanie poradzić sobie z takim protokołem. Odchowanie nowej matki to 2 tygodnie, potem unasiennienie... czyli łącznie 3 do 4 tygodni bez czerwiu. Jeśli powtarzać 3x w sezonie, to pszczołom nie zostaje wiele czasu na rozwój.
A jeśli chodzi o leniwą metodę to jest spoko. Przy warre da się nawet jeszcze leniwiej, bez szukania matki. Jeden korpus zostaje na miejscu, drugi wędruje na nowe miejsce. Gdziekolwiek matka by nie była, pszczoły sobie poradzą (byle by oba korpusy miały czerw).
Mateusz
25x25x17 to bardzo bardzo blisko warre. Bardzo pomysłowe rozwiazanie. Wychodzi na to że nie tylko jednego Warre logika i obserwacja doprowadziły do podobnych wymiarów.
Ja się czasem zastanawiam czy na takie biedne okolice jak moje warre nie jest właśnie trochę zbyt ..obszerny. to chyba dobre słowo.
> Ja się czasem zastanawiam czy na takie biedne okolice jak moje warre nie jest właśnie trochę zbyt ..obszerny.
Warreiści z "biednych" (pożytkowo) miejsc używają czasem półkorpusów. Ponoć sprawdzają się. Nie chodzi oczywiście o pszczoły, bo im jest wszystko jedno, tylko o to, żeby pozyskać jakiś miód tam, gdzie pszczołom trudno zapełnić dwa korpusy w sezonie.
Mateusz
> Jeśli powtarzać 3x w sezonie, to pszczołom nie zostaje wiele czasu na rozwój.
3x to przypadek maksymalny. Ulik potrzebuje ok.4-5 tygodni na stabilizację populacji. Ważną różnicą jest że rodziny zazwyczaj mają już plastry. No i nie są to ogromne rodziny.
> Gdziekolwiek matka by nie była, pszczoły sobie poradzą (byle by oba korpusy miały czerw).
Jedyny minus że nie zawsze wywołamy stan bezczerwiowy na czym mi zależało :)
> Bardzo pomysłowe rozwiazanie. Wychodzi na to że nie tylko jednego Warre logika i obserwacja doprowadziły do podobnych wymiarów.
Tu akurat motywacje były inne niż obserwacja pszczół. Zamysł był taki by jedna ramka stanowiła połowę ramki nadstawkowej (jakiejś tam zachodniej wersji Dadanta), tak by je póżniej składać w całe korpusy.
Więc był to czysty pragmatyzm.
> Ja się czasem zastanawiam czy na takie biedne okolice jak moje warre nie jest właśnie trochę zbyt ..obszerny. to chyba dobre słowo.
Powiedziałbym że raczej nie tędy droga. Mała rodzina ma mniejszą "moc sprawczą", poza tym pszczoły nie są głupie, one takie minim czyli 2xwarre zagospodarują optymalnie.
Jeżeli ich będzie mało to zajmą część niecki, optymalizując ułożenie pokarmu i czerwiu by działał efekt komina tj. ciepło idące do góry grzało to co trzeba.
Skąd wniosek że Twoja okolica jest aż tak niekorzystna?
Może to tylko kwestia pojedynczego sezonu
>Skąd wniosek że Twoja okolica jest aż tak niekorzystna?
To już 3 moje lato z pszczołami. Pierwszego lata Mateusz radził nie karmić, jak są coś warte to sobie poradzą, nieco i tak karmiłam, a jesienią trzeba było dokarmić, nie poradziły sobie, do zimy poszły małe. Drugiego lata chciałam zadbać o maksymalny rozwój. Karmiłam ile wlezie, dokarmić jesienią nie musiałam ale i tak nie miałam zbudowane po dwa korpusy. Raczej 1 lub 1 i trochę. W tym roku jeszcze dobrze lipa nie skończyła kwitnąć zważylam ule i się załamałam, prawie puste. Karmiłam całe lato.
No a skoro przy zagospodarowaniu ula jesteśmy. Jak ostatni raz do jednego zaglądałam stwierdziłam, co mnie trochę zdziwiło że pszczoły miały z jednej strony dwa plastry od góry do dołu miodu, następny częściowo, następne puste lub z nieco tylko zapasów na górze a ostatni plaster prawie cały zapasów. Rodzina na jednym korpusie zbudowanym. Wtedy im jeszcze brakowało do 12kg. I zastanawia mnie czy taki układ zapasów nie wynika z tego że zawsze stawiałam 2 słoiki w tym samym miejscu, czyli z boku właśnie nad tymi dwoma pełnymi na maxa plastrami. Czy to możliwe że niechcący wywołałam trochę kiepski układ zapasów??? Może gdybym stawiała słoiki n środku to pszczoły ułożyły by te zapisy bardziej równomiernie od góry na wszystkich plastrach?? Jeśli one tego nie poprzenosily, a tego nie wiem bo im nie grzebalam, to kłąb szybko sięgnie snozy i będzie musiał przechodzi w bok a to ponoć nie każde pszczoły potrafią.
Ps. Dziękuję za objaśnienie mini ulika.
A o pólkorpusach myślę na poważnie ale żeby to zastosować muszę mieć choćby średnie te rodzinki. Tak żeby zabudowanie i zapełnienie tego półkorpusu nie było maksimum na jakie je stać i czymś co.
> Drugiego lata chciałam zadbać o maksymalny rozwój. Karmiłam ile wlezie, dokarmić jesienią nie musiałam ale i tak nie miałam zbudowane po dwa korpusy. Raczej 1 lub 1 i trochę. W tym roku jeszcze dobrze lipa nie skończyła kwitnąć zważylam ule i się załamałam, prawie puste. Karmiłam całe lato.
Jeśli rodzinka jest skromna to przyniesie niewiele i co przyniesie to zje.
A jak często i co konkretnie im dawałaś bo jeżeli były karmione to albo 1. wszystko zjadły (niby dobrze, ale oznacza że miały za mało, pszczoły potrzebują by w ulu była rezerwa pokarmu tzw "żelazny zapas") lub 2. coś im ten pokarm podprowadziło.
Jeżeli 1 to może trzeba dać więcej. Tak na "oko" dawałbym takim pszczołom na jednym i trochę korpusa około 1-2 litra syropu 1:1 (może przesadzam) co tydzień.
Karmić na rozwój trzeba z umiarem bo jak nie będą miały miejsca na wychów czerwiu to rodzina osłabnie.
Dla rozwoju rodziny drugim ważnym czynnikiem jest ilość pyłku.
Dobrze zrobić mały rekonesans pod kątem dostępnej roślinności.
Ja dopiero dzięki pszczołom poczułem nagłą potrzebę zgłębiania okolicznej flory i zacząłem rozróżniać lipę od jesionu ;)
Dobrze by poobserwować wylotek zobaczyć czy dużo i ile noszą (w sezonie). Ja czasem liczę ile pszczół z pyłkiem wróci w minutę :)
> pszczoły miały z jednej strony dwa plastry od góry do dołu miodu, następny częściowo, następne puste lub z nieco tylko zapasów na górze a ostatni plaster prawie cały zapasów. Rodzina na jednym korpusie zbudowanym.
Jeśli dobrze rozumiem to brzmi to jak najbardziej jak idealny rozkład zapasu w pszczelim gnieździe.
Dają zapasy po bokach a środek zaleją dopiero na koniec ponieważ potrzebują przestrzeni na wychów larw etc.
>Jeśli dobrze rozumiem to brzmi to jak najbardziej jak idealny rozkład zapasu w pszczelim gnieździe.
Dobrze rozumiesz. Ja miałam bardziej takie wyobrażenie że miód ma być owszem po bokach ale też dużo nad nimi, a tu środkowe plastry miały u góry naprawdę mało. Ale skoro mówisz że tak jest ok to one prawdopodobnie zoptymalizowaly sobie to jeszcze bardziej.
Pyłku u mnie noszą hmm.. nie wiem, nie mam porównania z inną pasieką. Są okresy że jest więcej, a raczej nawet dużo pszczół z pyłkiem a są takie sobie. Możliwe że bywa że mają go za mało. Tutaj nie podam im ramki z odebranym wcześniej nadmiarem. Ja słaby rozwój widzę raczej w bardzo dynamicznej u mnie warrozie i wirusach z którymi moje pszczoły się zmagają. Ale niedobór naturalnego nektaru też ma ogromne znaczenie.
Moje karmienie w tym roku wyglądało trochę ubożej niż książkowe na rozwój rodziny gdzie zalecane jest średnio pół litra dziennie. Dawałam w dwa słoiki 0,6 co 3-4dni syrop 3:2. Jeśli było nie zjedzone nie dawałam nowego, sprawdzałam tylko czy nie zatkane dziurki. Fakt bardzo dużo dokarmić do zimy nie musiałam to chociaż tyle.
Co do roślin wiem że dla miodu trzeba naprawdę urodzaju. Ale dla odpowiednich zapasów pyłku chyba nie natknęłam się na jakieś wytyczne w hektarach. Nie mam pojęcia czy dwóm rodzinom wystarczy mój ogród i pole lichej gorczycy.
> zalecane jest średnio pół litra dziennie. Dawałam w dwa słoiki 0,6 co 3-4dni syrop 3:2
Pamiętaj tylko że to zależy od rozmiaru rodziny.
W mojej opinii to na prawdę sporo, powiedziałbym że za dużo. Może Mateusz skomentuje jako warreista bo ja teoretyk jeśli chodzi o warre.
Ogólnie rozwojowo podkarmianie takim gęstym syropem to średni pomysł.
3:2 to dobra proporcja do futrowania ich na zimę, ale nie do rozwoju.
Jeśli chcesz je typowo stymulować (do budowy plastrów, czerwiu) to rzadki syrop 2:1 (2l wody, 1kg cukier) jest najlepszy, ale też relatywnie mało z niego zostanie.
Kompromisem jest 1:1 który je stymuluje ale też coś z niego odłożą.
Mam jakieś wrażenie że mocniejszy rój (tak ok 2kg) mógłby zupełnie inaczej się zachować u Ciebie.
Roju jeszcze nie miałam. W tamtym roku miałam odkład bite 2kg, właśnie on zbudował tylko jeden korpus i ani trochę więcej. Miał dużo pszczół i dużą wagę tego jednego korpusu. I on jeden mi przetrwał. I to jego podzieliłam.
Karmienie syropem 3:2 w takim systemie, czyli ile chcą ale z przerwą miedzy ostatnią a następną porcją zgapilam z Marcina który tutaj pisał rok temu. Jego metoda wydawała mi się logiczna. I nie będę mówić co lepsze a co gorsze bo każdy większy stażem pszczelarz ma swoje dopracowane schematy które zapewniają mu dobre efekty. Ja jako poczatkujący trzymacz pszczół (bo nie pszczelarz!!!) muszę od czegoś wyjść. Wybieram to co mnie przekona.
Mam wrażenie że gdybym tak nie karmiła jak karmiłam to przy późno letnim ważeniu miała bym w ulach po 4kg. A w tym.roku to już w ogóle głód. A tak mam prawie zrobione zapasy. Nie muszę podawać ogromnych ilości na raz na sam koniec lata.
Książki też piszą że cukier nie zastąpi naturalnych pożytków i to chyba u mnie widać właśnie po siłę rodzin.
> W mojej opinii to na prawdę sporo, powiedziałbym że za dużo. Może Mateusz skomentuje jako warreista bo ja teoretyk jeśli chodzi o warre.
Tak, to jest bardo dużo. Kropaśkowa sugeruje się literaturą dla hodowców prowadzących intensywną, niemal przemysłową gospodarkę pasieczną. Normą w Warré jest raczej niekarmienie w ogóle, poza symbolicznym dokarmieniem rójek na start, jeśli zdarzy im się akurat zła pogoda. Nie wykluczam, że warunki u Kropaśkowej faktycznie są jakieś niezwykle słabe i może nie zostaje jej nic innego, jak trzymać pszczoły pod kroplówką... Nie wiem. Mi by się nie chciało, ale nie jest to bynajmniej krytyka z mojej strony, bo Kropaśkowa ma generalnie ostro pod górkę już od samego początku. Lejtmotywem jest dręcz, ale nie tylko. Mogę tylko podziwiać upór i konsekwentność, z jaką pragmatycznie radzi sobie z każdym sezonem, kibicować, mieć nadzieję, że dojdzie do optymalnych metod dla swoich lokalnych warunków i że kolejny sezon będzie owocny.
> Mam wrażenie że gdybym tak nie karmiła jak karmiłam to przy późno letnim ważeniu miała bym w ulach po 4kg.
Możliwe. Ale możliwe też, że karmienie rozleniwia pszczoły bo nie odczuwają presji na pożytek. Nie wiem jak jest.
> A w tym.roku to już w ogóle głód. A tak mam prawie zrobione zapasy.
Ja też miałem takie wrażenie w tym roku, i w panice po raz pierwszy rozpocząłem karmienie latem. Koniec końców wcale tego syropu mi dużo nie zeszło, kilka litrów na rodzinę... Żałuję, że się nie powstrzymałem, bo tuczenie pszczół cukrem czy inwertem z pewnością nie jest dla nich optymalne.
Mateusz
> i ich potencjalny wpływ na konsumującego
>To też bardzo dobrze zbadany temat, bo lit zażywamy (my ludzkość) od 60 lat dla stabilizacji nastroju. W dawkach wielokrotnie przewyższających te 2g LiCl wrzucone do ula.
W lekach na receptę według przepisu m.in. od psychiatry. Prawda?
No może i za dużo... jak dotrwam z nimi do wiosny i pogoda będzie bardziej normalna spróbuję mniej. Tylko wtedy będę musiała częściej je ważyć.
Ale to jak przezimują i wiosną się nie wykończą jakąś chorobą.
>A kto niecierpliwy może testować na własne ryzyko i wg. własnego pomysłu.
Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2019/6 z dnia 11 grudnia 2018 r. w sprawie weterynaryjnych produktów leczniczych i uchylające dyrektywę 2001/82/WE (Tekst mający znaczenie dla EOG)
https://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/TXT/?uri=CELEX:32019R0006
Artykuł 4 i 104
https://ezdrowie.gov.pl/portal/home/rejestry-medyczne/dane-z-rejestrow-medycznych
Spytałem o to weterynarkę tutaj:
00:48:13 Leki niezarejestrowane a suplementy
https://warroza.pl/przychodzi-pszczola-do-lekarza/
> W lekach na receptę według przepisu m.in. od psychiatry. Prawda?
W dużych dawkach - tak. Ale ilości, o których mowa w tym wątku są jednak daleko mniejsze. Nawet gdyby ten gram litu trafił w całości do mojego przyszłorocznego miodu, to i tak więcej litu wypijam w wodzie mineralnej (w niektórych wodach, np. Vichy, stężenie litu sięga 5 mg na litr). Przy czym założyłem tu pesymistycznie, że cały lit podany pszczołom trafia do miodu - a wszelkie obecnie dostępne badania wskazują, że tak się nie dzieje.
> Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego
Pod tym kątem patrząc to nawet majowe podanie wody w podkarmiaczce jest zbrodnią. Jakieś regulacje sanitarne oczywiście muszą być, jednak inaczej postrzegam pszczelarza, który produkuje miód i go sprzedaje, a inaczej hobbystę, który tego miodu zbiera niewiele (jeśli w ogóle) i całość sam zjada.
Mateusz
> Pod tym kątem patrząc to nawet majowe podanie wody w podkarmiaczce jest zbrodnią.
Osobiście nie widzę tam nic takiego, co napisałeś. ;)