Wątek zamknięty z powodu braku aktywności od ponad 180 dni.
> Od wczoraj hołduję następującej zasadzie 'Nóż do kebaba w każdej pasiece'. ;)Eee, wystarczy mieć normalne dennice zamiast cudować z wynalazkami i nie byłoby problemu. ;-) A poważniej mówiąc, to gratulacje (dziewczynom) za szybką budowę i piękny rozwój rodziny. Widać baza pożytkowa jest u Ciebie bardzo korzystna i pszczoły potrafią ją wykorzystać mimo zawirowań klimatyczno-meteorologicznych. U mnie tak różowo nie jest, wszystko wskazuje na to że ten rok będzie jednym z gorszych. Jak było piękne słońce, to nie było pożytków, a jak teraz zaczynają się jakiekolwiek pożytki to non-stop leje. Z każdym kolejnym rokiem kalendarz mi się rozjeżdża coraz bardziej. Pszczoły jakoś sobie jeszcze radzą, ale ja już nie nadążam. Wracając do noża: dobrze sprawdza się też struna od gitary na drewnianych rączkach, albo nawet zwyczajny stalowy drucik (np. taki od prowadzenia przewodów elektrycznych w budowlanych peszlach). Rodziny na 4 korpusach to już nie w kij dmuchał. Zakładam, że będziesz je niebawem dzielił lub wyrajał? Nie czekaj za długo, bo ten rok jest nieprzewidywalnie złośliwy i może się okazać, że piękne pożytki skończą się z dnia na dzień i będzie po sezonie. Albo rodziny same dojdą do wniosku, że już najwyższy czas odkrywać nowe horyzonty i spakują walizki. Mateusz
>Eee, wystarczy mieć normalne dennice zamiast cudować z wynalazkami i nie byłoby problemu. ;-)Chciałem mieć chociaż jedną rzecz, która jest ECO nie tylko z nazwy ;) A na poważnie, ciekawe czy przy 'normalnej' dennicy już by mi się wyroiły z powodu braku miejsca?
>Rodziny na 4 korpusach to już nie w kij dmuchał.Dokładnie. 4 korpusy to już spora wieża się robi https://zapodaj.net/images/cf8e6268ce8ee.jpg
>Wracając do noża: dobrze sprawdza się też struna od gitary na drewnianych rączkach, albo nawet zwyczajny stalowy drucik (np. taki od prowadzenia przewodów elektrycznych w budowlanych peszlach).Niestety tylko nóż miałem w samochodzie. :)
>Zakładam, że będziesz je niebawem dzielił lub wyrajał?Planowałem to zrobić w przyszłym sezonie. Plan miałem/mam na pszczoły taki, że rok rodzina się rozwija (tu miało to miejsce w ubiegłym sezonie), kolejny rok (ten sezon) daje miód, i następny sezon rozrajam aby cykl zacząć od początku. Czyli żeby co 2 lata mieć miód (optymistycznie patrząc) a co inne 2 lata nową rodzinę. Pasieka podzielona na 2 części aby część była na miód a część na rozwój nastawiona. Po tym jednak co napisałeś zaczynam się poważnie zastanawiać nad podziałem. Może faktycznie dobrze będzie je nieco osłabić aby głupoty ich się nie trzymały? Z drugiej jednak strony jak to zrobię to czy się pozbierają do zimy jak się pożytki kończą? Dodatkowo czytając w sąsiednim wątku o perypetiach z wyrajaniem, bądź tu mądry.
> Z drugiej jednak strony jak to zrobię to czy się pozbierają do zimy jak się pożytki kończą?Tego nikt nigdy nie wie, bo pogoda jest nieprzewidywalna. Co tam pogoda - nawet okresy kwitnienia są tego roku pomieszane... Ale jeśli nie teraz, to kiedy? Poza tym rodzina na czterech korpusach to gigant, więc skoro masz taki fajny, dynamiczny rozwój, to ja nie miałbym obaw. Ew. możesz osłabić dwa ule za jednym razem: masz ule A i B. A wyrajasz do nowego C. A zostawiasz na swoim miejscu, B przestawiasz na nowe stanowisko a C stawiasz w miejsce B. W efekcie z A ubyło Ci młodych pszczół i nieco zapasów, z B ubyło ci zbieraczek, a C ma luksusowe warunki do rozwoju. Można to zrobić zarówno przy wyrojeniu, jak i przy podziale.
> Ile miodku będzie w takim korpusie 10kg? Więcej?Emil mówi: "3 decymetry kwadratowe plastra obustronnie pokrytego miodem zawierają kilogram miodu." (Pszczelarstwo dla wszystkich, 5 edycja, rozdział "zapasy do zimowli") Czyli w optymalnych warunkach pełny korpus zawiera 16 kg miodu. I to się mniej więcej zgadza z moim doświadczeniem: pobierając korpus i po rozlaniu miodu do słoików wychodzi mi między 12 a 15 kg. Mateusz
> Emil mówi: "3 decymetry kwadratowe plastra obustronnie pokrytego miodem zawierają kilogram miodu." (Pszczelarstwo dla wszystkich, 5 edycja, rozdział "zapasy do zimowli")
> Czyli w optymalnych warunkach pełny korpus zawiera 16 kg miodu. I to się mniej więcej zgadza z moim doświadczeniem: pobierając korpus i po rozlaniu miodu do słoików wychodzi mi między 12 a 15 kg.Czyli nie najgorzej, taka średnią to ja miałem w zeszłym słabym roku z wielkopolskich. Tym bardziej nie widzę sensu babrania się ze zwykłymi ulami przy hobbystycznej pasiece. Przy jakiejś średnio zaawansowanej w sumie też nie. Tyle tylko, że ciężko się jest dokopać do informacji o ulach ludowych więc wszyscy trzymają pszczoły na zasadach wielkotowarowych pasiek.
> Tym bardziej nie widzę sensu babrania się ze zwykłymi ulami przy hobbystycznej pasiece. Przy jakiejś średnio zaawansowanej w sumie też nie.Główna różnica tkwi nie tyle w samym ulu, co w podejściu: jeśli kto lubi otwierać ule co niedzielę i kontrolować w najwyższym możliwym stopniu życie pszczelej rodziny, to towarowe ule ramkowe są idealnym narzędziem. Ul ludowy to "ul dla leniwych". Mało kiedy zaglądam do uli, prac przy nich nie robię prawie wcale, dokarmiam rzadko i w homeopatycznych ilościach, ale za to większość czasu nie mam pojęcia co się w nich dzieje i godzę się z tym, że pszczoły nie zawsze robią to, co ja bym chciał. Taki kompromis między współczesnym pszczelarstwem a dzikim bartnictwem. Mi to odpowiada i w moich warunkach się statystycznie sprawdza, ale różni ludzie mogą mieć różne potrzeby.
> Tyle tylko, że ciężko się jest dokopać do informacji o ulach ludowychCzy ja wiem, czy ciężko? Jest fajna strona w polskim internecie o ulu ludowym, nawet ma swoje mini forum w tej tematyce. ;-) I są też tłumaczenia dwóch edycji książki E. Warrégo. Do tego słyszałem, że za parę tygodni ma się ukazać na rynku praktyczny poradnik młodego warreisty, tłumaczący krok po kroku co i jak. :-) Mateusz
>Tyle tylko, że ciężko się jest dokopać do informacji o ulach ludowych więc wszyscy trzymają pszczoły na zasadach wielkotowarowych pasiek.Ule Ludowe nie są popularne. Powiem więcej, nie są znane. Osoby znające je to raczej jednostki. Jak mówię znajomym, że trzymam pszczoły w takich właśnie ulach to zawsze jest pytanie 'A co to za ule?'. Jak poopowiadam o filozofii to nawet wzbudzają zainteresowanie. Jednak odwagi w większości wypadków brakuje aby spróbować tego ula.
>Do tego słyszałem, że za parę tygodni ma się ukazać na rynku praktyczny poradnik młodego warreisty, tłumaczący krok po kroku co i jak. :-)Gdzie, kiedy, jak??
> Ule Ludowe nie są popularne. Powiem więcej, nie są znane.To prawda. Dlatego od kilku lat staram się popularyzować ten ul w PL. Najpierw prostą stronką www z paroma schematami, później stworzyłem to forum, potem przez dwa lata tłumaczyłem podręcznik... Nie mam w tym żadnego interesu ani zarobku, lecz myśl opata wydaje mi się na tyle interesująca, że warto ją rozpowszechniać. Powoli do przodu.
> Gdzie, kiedy, jak??Gdzie: poradnik dostępny będzie wyłącznie w formie drukowanej w kieszonkowym formacie 5x8", do nabycia na platformie amazon.pl Kiedy: najdalej za jakieś 2-3 tygodnie Jak: to projekt który zacząłem półtora roku temu, we współpracy z miesięcznikiem "Pszczelarstwo" - wspominałem o tym tutaj: https://ulwarre.pl/forum/?thread=1697791546#1706608271 Artykuły z "Pszczelarstwa" są nieco okrojoną/skróconą wersją na potrzeby publikacji w miesięczniku. Poradnik będzie zawierał nieco więcej, ale nie ma na celu powtarzania dzieła Warré. To raczej "tutorial" dla zielonego warreisty, który nie wie za co się zabrać i potrzebuje dowiedzieć się szybko i przystępnie jak ten ul ugryźć. Z pewnością zamieszczę na forum krótką notkę, kiedy poradnik będzie dostępny. Mateusz
> Mogę jeszcze zapytać na ilu korpusach zaimowały te 4korpusowe. Mam bardziej na myśli czy poszły do zimy jakoś bardzo silne i ile zbudowały już tego roku;)Czarek może mnie poprawi, ale on te ule zapszczelał zdaje się w zeszłym roku. Podzielił się wtedy kilkoma pięknymi zdjęciami: https://ulwarre.pl/forum/?thread=1673791412#1687470275 Jak na rodzinki, które w zeszłym roku z końcem czerwca miały ledwie parę niewielkich plastrów, to radzą sobie fenomenalnie. Pozazdrościć pożytków! (i pogody) Mateusz
>Czarek może mnie poprawi, ale on te ule zapszczelał zdaje się w zeszłym roku.Dokładnie tak. Zasiedlałem pakietami.
> Mogę jeszcze zapytać na ilu korpusach zazimowały te 4-korpusowe. Mam bardziej na myśli czy poszły do zimy jakoś bardzo silne i ile zbudowały już tego roku;)Zimowałem na lenia. ;) Znaczy mojego lenia. W ubiegłym roku siedziały przez sezon na 3 korpusach i tak pozostało też na zimę. Nie miałem wtedy podnośnika więc z powodu braku 2 dodatkowych rąk stwierdziłem, że nie będę dotykał. W zimę weszły z zabudową na niecałych 2 korpusach. Powód prosty, późno osadzone w ulach więc i późno zaczęły korzystać z okolicznych pożytków, których już wiele nie pozostało. A co do dynamiki budowania plastrów to w miesiąc zabudowały mi korpus z małym haczykiem, który pokazałem wyżej. Tak wyglądały od dołu 3-cie korpusy 10 kwietnia. https://zapodaj.net/images/d249e30140b34.jpg https://zapodaj.net/images/4084ee9ffb474.jpg https://zapodaj.net/images/9c83779e01ee7.jpg
> Poczytałem o cytrynianie litu i na podstawie tekstu wygląda obiecująco. O tej metodzie właśnie myślę. Może nie przez pokrapianie pszczół ale przez dokarmianie. Różnica w skuteczności na tyle mała, że dla moich potrzeb pomijalna.
> Dodatkową metodą ma być rozrajanie - okres bezczerwiowy a więc też coś, czego waroza nie lubi.Lit wygląda bardzo obiecująco na papierze, przestrzegam jednak przed eksperymentami na tak wczesnym etapie rozwoju pasieki... A przynajmniej przestrzegam przez prowadzeniem ich na całości uli. Rozrajanie też pomaga, ale w zależności od Twoich lokalnych warunków wcale nie musi być wystarczające - tym bardziej, że nie zawsze dasz radę wyroić 100% rodzin. Sugerowałbym jednak "normalne" leczenie co najmniej połowy rodzin. Po roku będziesz w stanie porównać wyniki, i ew. zmienić podejście w jedną lub drugą stronę. I oczywiście nie chcę się tu w żaden sposób wymądrzać czy brzmieć jakkolwiek autorytatywnie, po prostu początkujący pszczelarze, którzy podchodzą do tematu leczenia z niestandardowymi pomysłami i po roku albo dwóch przechodzą załamanie to chleb powszedni na wszelkich pszczelarskich forach... Nie chciałbym, żebyś przez początkowy optymizm wpakował się na minę. :) Mateusz
>Ja w tym procederze nie chcę brać udziału. Ja bym chciał wyselekcjonować pszczołę mogącą żyć bez szkody dla siebie z warozą.W naszych warunkach sporego przepszczelenia może to być wręcz niewykonalne. Nawet jak wyhodujesz pszczołę w miarę potrafiącą tolerować obecność kleszcza to nie ma pewności, że kolejna matka nie unasienni się z trutniem z jakiejś sąsiedniej pasieki kompletnie do takiego współżycia nieprzystosowanym. Moim zdaniem jakąś formę leczenia trzeba będzie stosować im mniej zależną od "chemii" tym lepiej. Ale uważam, że stosowane obecnie metody walki do ostatniego kleszcza w ulu przynoszą więcej szkody niż pożytku i jest to pewnie kwestią kilku lat gdy warroza przestanie reagować na wszelkie specyfiki jakie pszczelarze będą ładować do uli. Na tą chwilę według badań ok 85% hodowców stosuje tylko apiwarol i ramki pracy jako "najskuteczniejsze" fakt że po jesiennym leczeniu na wiosnę mają totalną reinwazję roztocza większości jakoś umyka.
> A znacie może nazwę preparatu - paski z kwasem do zamontowania na wylotek? Do środka nie chcę nic wkładać.Nie widziałem nic takiego. Spróbuj z normalnymi paskami przypnij je takerem tak żeby pszczoły musiały po nich przejść podczas wchodzenia do ula. Zastanawia mnie tylko ich trwałość, normalnie trzymam je w ulu nie dłużej niż 14 dni. Tutaj ze względu na większy dostęp powietrza i słońce trzeba je będzie pewnie wymieniać.
> jeśli okoliczni pszczelarze będą kupowali matki z odległych hodowliWczoraj rozmawiałem z przewodniczącym lokalnego koła pszczelarskiego. Pochwalił mi się że w tym roku jadą gdzieś pod Ukraińską granicę po matki (pewnie też ukrainki). Selekcja jest prowadzona tylko i wyłącznie pod względem miodności i łagodności nic więcej pszczelarzom nie potrzeba.
> Pamiętajmy, że i moje trutnie będą unasienniały matki innych pasiek. Oczywiście, jeśli okoliczni pszczelarze będą kupowali matki z odległych hodowli to Tomek masz racje.Nawet jeśli lokalni pszczelarze nie będą importowali obcych matek, to wyniki pracy Twoich trutni będą marginalne w kontekście ilości okolicznych pasiek (chyba, że mieszkasz na jakimś naprawdę totalnym odludziu, bez pasiek w promieniu kilku km). Do tego pszczelarze nie będą selekcjonowali Twojej genetyki, bo nie będzie spełniała ich oczekiwań. Jeśli będziesz wspomagał rodziny litem, wyrajaniem lub innymi zabiegami biotechnicznymi, to pszczoły nie będą potrzebowały wyewoluować jakiegokolwiek mechanizmu obrony, bo Twoje działania będą niwelować dręcza do wystarczająco niskiego poziomu, zapewniając rodzinom przeżywalność. A żeby ewolucja mogła działać, to muszą być straty - i to możliwie wysokie. Żeby cokolwiek wyewoluować, musiałbyś zupełnie niczego nie robić, tzn. zostawić pszczoły i w ogóle do nich nie zaglądać. Zakładając, że co roku traciłbyś 60% rodzin, i dawałbyś radę uzupełniać te straty łapiąc rójki (własne), to może po kilkunastu latach miałbyś szansę coś fajnego wyhodować... Ale w praktyce, w Polskich warunkach, to zostawiając pszczoły samym sobie, po trzech albo czterech latach nie będziesz już miał czego hodować. Jeśli serio chcesz iść w tym kierunku, to polecam zapoznanie się z polskim projektem Fort Knox, oraz blogiem Bartka (PanaTrutnia). To bardzo budujące lektury. https://bees-fortknox.pl/ http://pantruten.blogspot.com/ Mateusz
>Jeśli serio chcesz iść w tym kierunku, to polecam zapoznanie się z polskim projektem Fort Knox, oraz blogiem Bartka (PanaTrutnia). To bardzo budujące lektury.Fort Knox znam od kilku lat (3). Właśnie to było inspiracją do takiego a nie innego mojego podejścia. Z blogiem się zapoznam bo nie znałem - jakoś tam nie trafiłem co dziwi. A może trafiłem ale nie pamiętam. Na jedno wychodzi. Dzięki za link.
Wątek zamknięty z powodu braku aktywności od ponad 180 dni.