> Tak szybki z plexy. Miałem akurat to pociąłem. Ze szkła pewnie lepsze ale też cięższe korpusy no i trzeba chyba kupić takie na wymiar szybki.Szybę tnie się relatywnie łatwo (przynajmniej małe kawałki), ale tak czy inaczej nie polecam szklanych elementów w ulu. Ziębi od nich zimą, pszczoły od nich uciekają na przeciwną stronę ula, a jak drewno pracuje to szyba może pęknąć. Z pleksą może być tylko lepiej. No ale to opowiesz za 10 miesięcy. :-)
> Ten daszek już zostawię, tylko to jest sama blacha pod kawałkiem betonu i tak się zastanawiałem,czy nie będzie za bardzo ziębić od niej.Pod spodem jest 8-10 cm izolacji, więc spokojnie.
> jak patrzałem na te szczeliny pomiędzy korpusami to i między poduszka i korpusem to stwierdziłem,że to i tak bez znaczenia. Z 2-3mm są szczeliny w niektórych miejscach.Dokładnie dlatego poduszka powinna być większa. Wtedy jej zawartość (sieczka, wełna, stary koc, czy cokolwiek tam włożyłeś) będzie przylegało do całej powierzchni górnego korpusu, chroniąc przed przewiewami z prześwitów.
> Najwyżej przykryję taką matą co u Ciebie Mateusz widziałem. To był parawan z trzciny? On ma za zadanie ocieplić? Czy uszczelnić też?Słomianka ma głównie chronić od deszczu i śniegu. Dzięki temu ścianki ula są suchutkie nawet podczas ulewy, a suche ścianki to ciepłe ścianki. Od wiatru pewnie też w jakimś stopniu chroni, ale na pewno nie uszczelnia. Wycinek z podręcznika współczesnego warreisty: https://zapodaj.net/images/0a55cf6801cb1.png
> Deski były na tyle wygięte,że i tak się cieszyłem,że ich końce jakoś docisnąłem tylko 2 śrubami. Myślisz ,że przez zimę środkowa cześć deski może się odgiąć?U mnie właśnie tak było, kiedy w pierwszych ulach ścianki mocowałem na dwa wkręty z każdej strony. A zimą dokręcałem wszystkie korpusy bo w niektóre szczeliny można było palec włożyć... Mateusz
>Powyginane były w łódki - bardziej w łuk :) Potem szlifowanie z obu stron no i te okienka też troche mierzenia i docinania. Dennice póki co zrobiłem pełne z desek 3 na spodzie i porobiły się też spore szczeliny - byłem szybszy niż wiatr który nie zdążył osuszyć desek :)Zupełnie jak moje :) Korpusy miejscami mam okrąglutkie jak beczki. Szczelinami się nie przejmuj jak im będzie wiało to sobie pokitują. Ocieplać też nie musisz, to nie Alaska, nawet tam gdzie mieszkasz nie zmarzną. Ja też nie szlifuję zbytnio desek od wewnątrz pszczoły bardziej propolisują nierówne powierzchnie a im więcej kitu w ulu tym lepiej dla pszczół. Poza tym bardzo ładny ul :) pozdrawiam Tomek
>Mam jeszcze jeden gotowy ul Warre i chciałby osiedlić w nim rójkę,ale tym razem chciałbym ją złapać z innego terenu. Zbudowałem 2 rojołapki i niebawem je powieszę gdzieś na drzewach dalej od mojej skromnej pasieki żeby nie prowokować moich pszczół do rójek :)Pamiętaj tylko, że rodzina z rojki to tak do końca czerwca. Te późniejsze mogą nie zdążyć do zimy nabrać odpowiedniej siły. No chyba że będziesz intensywnie karmił. Może lepiej jakiegoś zasypańca od pszczelarza z sąsiedztwa?
>Pamiętaj tylko, że rodzina z rojki to tak do końca czerwca. Te późniejsze mogą nie zdążyć do zimy nabrać odpowiedniej siły. No chyba że będziesz intensywnie karmił.Może lepiej jakiegoś zasypańca od pszczelarza z sąsiedztwa? Mam to na uwadze,że został mi jeszcze z miesiąc. Wolałbym wcale ich nie karmić,żeby same sobie radziły. Nie chcę zsypańca bo nastawiłem się na złapanie rójki. Po to zrobiłem 3 rojołapki i kupiłem wabik i jeśli uda mi się coś złapać to pewnie z tego będę miał największą radochę. Jeśli się uda oczywiście. Witam Cię Dawidzie! Tak jest nas mało,ale dzięki forum możemy wspólnie doświadczać i wymieniać się pogladami :)
>Co do rojołapki, to czy nie byłoby prościej łapać roje bezpośrednio do Warré? Odchodzi wtedy problem przesypywania rodziny, wystarczy zabrać ul i postawić na nowym miejscu. Taka specjalistyczna rojołapka to jednak dodatkowy klamot do zbudowania, składowania, naprawiania... No i korpusy z nieużywanej Warré-rojołapki zawsze można w razie potrzeby użyć w innych ulach.Wielokrotnie o tym myślałem,ale żeby mieć większą pewność złapania trzeba wszystko wtargać na drzewo a jak to zrobić przy korpusach warre gdzie one składaja się z 2 części plus dennica,daszek.no i są ciężkie bo z desek a rojołapka jest z płyty wiórowej 12mm . Chodzi o wagę i jak się wspiąć na drzewo jedną reką i drugą podciągać Rojołapkę? Ja tak robię,komary mnie w tym czasie atakują i muszę uważać na kolce na drzewie. Ona jest w wymiarze warre ale nie nadaje się na zimowanie w takiej płycie. Z takich płyt też szybciej się to składa. Przekładam tylko snozy i przy okazji widzę,dokładnie co to za rodzinka,udało mi się nawet znaleźć matkę. Widzę sporo plusów mimo,że jest to dodatkowy klamot :)
> Teraz byłem jeszcze raz popatrzeć i chociaż mam małe doświadczenie to ta rójka wygląda mi na średniaka.Rójka którą pokazałeś na zdjęciu jest bardzo fajnych rozmiarów, nie ma obaw. Miewałem dwukrotnie mniejsze i też dawały radę. W Warré nawet mikrus wielkości grejpfruta sobie poradzi, jeśli zasiedlony w maju przy dobrej pogodzie.
> trzeba wszystko wtargać na drzewo a jak to zrobić przy korpusach warre gdzie one składaja się z 2 części plus dennica,daszekWystarczy spiąć całość pasami, i już mamy ul monolit.
> Chodzi o wagę i jak się wspiąć na drzewo jedną reką i drugą podciągać Rojołapkę?A bo na drzewo to się wchodzi samemu. Tylko po to, żeby obciąć kilka gałęzi i zawiązać rolkę z linką na grubszej gałęzi. Ul zaczepiamy na lince i wciągamy. Na górze przywiązujemy ul do pnia, żeby się nie obijał o gałęzie na wietrze. Kiedy (jeśli) coś się złapie, to wszystko w odwrotnej kolejności. Bezpiecznie, łagodnie dla pszczół, i bez przesypywania wymęczonej rodziny w kolejne pudełko.
> Widzę sporo plusów mimo,że jest to dodatkowy klamot :)Jeśli Twój system Ci odpowiada to spoko, każdy ma swoje ulubione sposoby. Mnie jednak nikt nie namówi na włażenie na drzewo z pudłem na plecach, a potem złażenie jedną ręką i z kilkoma tysiącami pszczół pod pachą. :-) Swoją drogą, jestem nieco zaskoczony, że rójka skusiła się na takie lokum z nowiutkiej płyty OSB. Z mojego doświadczenia wynika, że takie nowiutkie pudełka przyciągają głównie osy. A może wysmarowałeś czymś, jakimś wabikiem? Mateusz
> Rójka którą pokazałeś na zdjęciu jest bardzo fajnych rozmiarów, nie ma obaw. Miewałem dwukrotnie mniejsze i też dawały radę. W Warré nawet mikrus wielkości grejpfruta sobie poradzi, jeśli zasiedlony w maju przy dobrej pogodzie.A to super,ale takie mniejsze rodziny trzeba dokarmiać? Czy one uzbierają sobie pokarm na zimę? Mój pierwszy rok więc,nie wiem jak to wygląda :) Spięty ul to też jakiś pomysł ale jak dla mnie to jeszcze większe kombinacje no i ten ciężar. Jeśli wypakujemy z auta taki spięty ul pod drzewem to ok ale jak trzeba się przejść górami, dolinami gdzieś na zadupiu jak w moim przypadku to nie wyobrażam sobie go nieść po chaszczach nawet kilka metrów a taka rojołapka wygodna lekka można iść na koniec świata :)
>Mnie jednak nikt nie namówi na włażenie na drzewo z pudłem na plecach, a potem złażenie jedną ręką i z kilkoma tysiącami pszczół pod pachą. :-)Może i brzmi hardcorowo ale daję radę,wtedy czuję ,że żyję :) Może nie dosłownie pod pachą, trzymam na pasku i opuszczam,opieram co jakiś czas na gałęziach.
>Swoją drogą, jestem nieco zaskoczony, że rójka skusiła się na takie lokum z nowiutkiej płyty OSB. Z mojego doświadczenia wynika, że takie nowiutkie pudełka przyciągają głównie osy. A może wysmarowałeś czymś, jakimś wabikiem?Płyta była kupowana jakoś w maju więc świeża, ale sprawiłem,że rojołapka pachniała bardziej niż niektóre najmocniej wyperfumowane kobiety krótko przed dyskoteką :) Zrobiłem kilka rzeczy: 1. Na talerzyku podpaliłem próchno i na nim kawałki tego co zeskrobałem z dłuta. Połozyłem na dno rojołapki i wszystko zamknąłem. Zostawiłem na 15-20minut i wszystko się grubo zadymiło zapachem pszczoły. 2. Wysmarowałem potem środek ula melisą,pełno mam w ogrodzie. 3. Powiesiłem też materiał na którym wysmarowałem co miałem zeskrobane z dłuta,podgrzane fajnie się smaruje i nieźle pachnie. 4. Wabikiem też smarowałem wylotki i trochę środek. Kupowałem go na allegro. 5. No i na 2 snozach powiesiłem na drucikach susz jeden świeży jeszcze z kapiącym miodkiem a drugi stary czarny też kapało z niego trochę miodu. Także jak widać trochę się przyłożyłem do tego bo jak mam się tak wspinać to chcę żeby był efekt konkretny :)
> ale takie mniejsze rodziny trzeba dokarmiać? Czy one uzbierają sobie pokarm na zimę?Zależy od pogody. Jeśli jest znośnie (pożytki + loty) to wg mnie nie ma sensu dokarmiać. Większość rodzin sobie poradzi. A jeśli sobie nie dozbierają, to dokarmić zawsze możesz w sierpniu. Chyba że pogoda jest pod psem, to wtedy nie ma się co zastanawiać, tylko wlać im z litr albo dwa syropu.
> Jeśli wypakujemy z auta taki spięty ul pod drzewem to ok ale jak trzeba się przejść górami, dolinami gdzieś na zadupiu jak w moim przypadku to nie wyobrażam sobie go nieść po chaszczach nawet kilka metrówMoże samochód masz lichy? Moim mogę dojechać wszędzie. :-P https://zapodaj.net/images/0c4f5dc65a179.jpg
> drugi stary czarny też kapało z niego trochę miodu.Ok, no to jasność. Staremu, czarnemu i podgniłemu plastrowi żadna skautka się nie oprze. Mateusz
> Dobrym pomysłem na początku jest okresowe ważenie uli. Dzięki temu bardzo łatwo oszacować kiedy i ile przybywa - a jesienią ułatwia to określenie stanu zapasów.Na początku mogłem je poważyć bo teraz to nie ma jak chyba tego zrobić. Rozdzielać korpusy i każdy osobno? Wcześniej dałem radę na chwilę podnieść 4 korpusy sam ale teraz jak się pomnożyły i pobudowały to ciężko tyle dźwigać :) Planuję je zostawić i nic nie robić z dokarmianiem. Nie zabierałem im pokarmu. Przeżyją?
>Jak widać miesiąc różnicy w zasiedleniu robi ogromną różnicę.Nie tylko czas ale śmiem twierdzić,że jeszcze większe znaczenie ma wielkość rójki. Liderki w momencie złapania zajmowały prawie 1,5 korpusa a więc było ich prawie 3 krotnie więcej i w około 8 dni zbudowały cały korpus plastrów.
> Teoretycznie w pierwszym sezonie po zasiedleniu warroza nie powinna być problemem, ale im żwawsza rodzina, tym silniejszy dręcz... a ta rodzina wydaje się mocno dynamiczna.Planuję wszystkie ule za jednym zamachem zacząć oczyszczać z warrozy w ciągu 2 tyg. Mam plan je odymić ziołami w których skład wchodzą ( sumak octowy,piołun,wrotycz i huba z brzozy). Widziałem super efekty po tym. Będę to powtarzać kilkakrotnie i kontrolować jaki jest osyp na kartce. Znajomi pszczelarze uzywają apiwarol ale ja nie chcę tej chemii w ulu. Widziałem 1 pszczołę u dzikusek półmartwą którą jeszacze szarpały mrówki na desce wylotowej na której siedziały 2 osobniki warrozy takie brązowe,pierwszy raz je widziałem na żywo więc tutaj szcególnie chcę im pomóc. Dzikuski - wydaje mi się,że odbudowanie plastrów to dla nich mały pikuś :) bo kiedy przesunąłem snozę z plastrem i zostawiłem jedną pustą to w ciągu kilku dni zbudowały nowy plaster żeby zapchać dziurę ale i tak siedzą na 5. Jeśli pomnoży się ilość pszczół to w szybkim tempie i plastry dobudują żeby na nich siedzieć . Teraz się mnożą i widzę,że zaczynają obsiadać już 6 plaster. Wolałbym ich nie łączyć bo liderki to i tak już jest duża rodzina i jeszcze może bym musiał dokładac 5 korpus. Nie wiem czy to nie za dużo :) Prawdopodobnie je dokarmię ale jeszcze przeciągam i obserwuję, doświadczam,chcę widziec jak to wygląda. Dokarmianie pewnie i pomaga ale w pewnym sensie zaburza naturalny rozwój i zaradność.
> dokarmić rzadkim syropem aby się dobudowały, a za miesiąc zalać gęstym syropem. Jeśli dobudują pełny korpus i nie będzie jakiejś zimy stulecia to powinno być okDlaczego teraz rzadkim syropem a potem gęstym? Szybciej przerobią rzadszy który jest potrzebny na teraz? No i mam jeszcze trochę api ciasta w formie bryły. Gęsty pokarm ale czy mogę dzikusom trochę dorzucić do ula? Położyłbym na snozy dolnego korpusa.
> Na początku mogłem je poważyć bo teraz to nie ma jak chyba tego zrobić. Rozdzielać korpusy i każdy osobno?Cały ul razem. Delikatnie podnieść z jednej strony za pomocą wagi bagażowej i pomnożyć wynik x2. Odjąć wagę korpusu (tj. drewna), pszczół i wosku (jeśli dobrze pamiętam to opat podaje stosowne wyliczenia w swojej biblii). To, co zostanie, to optymistyczna wizja zapasów. Optymistyczna dlatego, że obecnie jeszcze niedosuszona.
> Planuję je zostawić i nic nie robić z dokarmianiem. Nie zabierałem im pokarmu. Przeżyją?Jeśli mają wystarczająco zapasów do zimowli i jeśli dręcz ich nie załatwi, to przeżyją. W przeciwnym razie... nie. Niezabieranie pokarmu nie wiąże się automatycznie z tym, że rodzina sobie poradzi. Szczególnie młoda, tegoroczna rodzina. Wszystko zależy od bazy pożytkowej i pogody.
> Dzikuski - wydaje mi się,że odbudowanie plastrów to dla nich mały pikuś :)Optymista :-)
> Dokarmianie pewnie i pomaga ale w pewnym sensie zaburza naturalny rozwójNaturalnym porządkiem rzeczy jakieś 50% rodzin nie przeżywa zimowli. W tych 50% zakładam, że w dużej mierze zawierają się m.in. rójki czerwcowo-lipcowe.
> Dlaczego teraz rzadkim syropem a potem gęstym? Szybciej przerobią rzadszy który jest potrzebny na teraz? No i mam jeszcze trochę api ciasta w formie bryły.Rzadki dlatego, że w małych i częstych dawkach symuluje napływ nektaru. Może to pobudzić matkę do składania większej ilości jajeczek, co w konsekwencji stymuluje woszczarki do pracy. Ale i tak nie ma cudów - u mnie od drugiej połowy lipca żadna magia ani zaklęcia nie skłonią pszczół do budowy. U Ciebie może być inaczej, pszczelarstwo jest lokalne. Jeśli chodzi o ciasto, to jest to dobry pokarm dla wegetujących pszczół, aby doraźnie przeżyły. Do rozwoju nie nadaje się zupełnie. Zostaw je sobie na zimę / wczesną wiosnę, wtedy ciasto ma największy sens. Chyba, że koniecznie chcesz się pozbyć tego ciasta (np. bo stare, wykipiało czy coś), to czemu nie. Ale kładąc je teraz pod rodziną ryzykujesz, że przyciągniesz mrówki. Mateusz
> Moim zdaniem warto rozróżnić sytuację, kiedy jakieś dziko żyjące pszczoły się roją i później te rójki giną, od sytuacji kiedy jakieś rójki są po części siłowo osadzane w jakimś ulu.Można rozróżniać, zależy jaki mamy w tym cel badawczy. :-) Ja daleki jestem od naukowych ambicji. Wspominając o naturalnym porządku rzeczy chciałem tylko zauważyć, że symulowanie przyrodniczych trudności (czy poleganie na "naturalnej zaradności" jak to określa kolega Bzyk) może stać w sprzeczności z naszymi pszczelarskimi celami, przynajmniej jeśli za cel stawiamy sobie przeżycie rodzin. Naturalna zaradność pszczół polega bowiem na tym, że statystyczna większość dzikich (właśc. feralnych) rójek zwyczajnie ginie. Przy czym nie krytykuję darwinistycznego podejścia do hodowli - a nawet wręcz przeciwnie - ale sądzę, że przy zaledwie dwóch pniach jest na nie o wiele za wcześnie. Tym bardziej, jeśli mowa o małej, słabej i późnej (czerwcowej) rójce. Mateusz
> Moim zdaniem warto rozróżnić sytuację, kiedy jakieś dziko żyjące pszczoły się roją i później te rójki giną, od sytuacji kiedy jakieś rójki są po części siłowo osadzane w jakimś ulu.Nie tak siłowo,do rojołapki same przyleciały,nie uciekły,są na tych samych snozach a ul też nie jakiś tam tylko z idealną gabaturą jak w dziupli w naturalnych deskach bez malowania farbami. Żyć nie umierać :)
>Naturalna zaradność pszczół polega bowiem na tym, że statystyczna większość dzikich (właśc. feralnych) rójek zwyczajnie ginie.A jednak przetrwały już około 100mln lat bez naszej pomocy :) Wręcz przeciwnie bo to chyba one nam pomagają przeżyć.
> Przynajmniej jeśli za cel stawiamy sobie przeżycie rodzin.Oczywiście chcę żeby przeżyły ale moim celem jest też kontakt z tymi stworzeniami,poznanie je i choćby cały świat twierdził,że coś powinno być w taki sposób zrobione ja jak na przekór czasami chcę sam tego doświadczyć. Takim już jestem pokręconym indywidualistą :) Moim głównym zainteresowaniem jest medycyna naturalna oraz ziołolecznictwo i mam swoje spojrzenie na świat. Po za dentystą raz w roku nie uczęszczam do lekarzy,nie jestem nawet ubezpieczony. Ufam swojej intuicji chociaż nie zawsze ją rozumiem :) Chociaż tak jak wspomniałeś Mateusz na eskperymenty jest pewnie za szybko przy 2 ulach Warre. Opat opisywał,że rójki złapane po głównym pożytku trzeba będzie dokarmiać jednak ja chcę widzieć różnicę już teraz - ich tempo rozwoju między rójką niedokarmianą i dokarmianą . ( dokarmiana będzie nastepna od samego początku ) - jak złapię oczywiście taką samo w tym samym mniej więcej czasie :) Czy u Was rójki mniejsze złapane tak późno i dokarmine zbudowały do zimy cały korpus plastrów lub więcej ?
> A jednak przetrwały już około 100mln lat bez naszej pomocy :)Pszczoły jako gatunek - tak, oczywiście. Ale poszczególne rójki mają więcej szans zginąć, niż przeżyć. A gatunek trwa dzięki temu, że zdziczałe rodziny robią 2 albo 3 rójki na sezon. Seelay to dość dobrze opisał. Jeśli dobrze pamiętam, to było jakoś tak, że rodzina żyje statystycznie 2-3 lata, strzela 2-3 rójki na sezon, każda rójka ma ok. 30-40% szans przeżyć zimę a macierzak ok. 70%. Mogłem nieco pomieszać wartości, ale rząd wielkości na pewno dobry.
> ja jak na przekór czasami chcę sam tego doświadczyćJasne, doceniam i szanuję empiryczne poznawanie świata. W końcu na żadnych błędach nie uczymy się tak dobrze, jak na naszych własnych. :-)
> Czy u Was rójki mniejsze złapane tak późno i dokarmine zbudowały do zimy cały korpus plastrów lub więcej ?Rójki wczesno-czerwcowe, rozsądnych rozmiarów i dokarmione lekkim syropem przeważnie dają radę zabudować korpus. Mateusz
> Moim zdaniem warto rozróżnić sytuację, kiedy jakieś dziko żyjące pszczoły się roją i później te rójki giną, od sytuacji kiedy jakieś rójki są po części siłowo osadzane w jakimś ulu.
> Nie tak siłowo,do rojołapki same przyleciały,nie uciekły,są na tych samych snozach a ul też nie jakiś tam tylko z idealną gabaturą jak w dziupli w naturalnych deskach bez malowania farbami. Żyć nie umierać :)Użyłem tego słowa jako pewnej metafory. Niemniej zostały zabrane do innego miejsca niż to, które same wybrały. Poza tym do robienia rojołapek wykorzystuje się wiedzę na temat tego co pszczoły nęci. To, że np. wiemy, że jakiś zapach je zachęci, aby osiedliły się tam same, nie musi automatycznie oznaczać, że będzie to najlepsze miejsce do ich życia. Przecież może to być rojołapka z kartonu owiniętego folią równie dobrze. Są takie przypadki. Moim zdaniem nie jest to więc argument rozstrzygający. Podobnie w przypadku snóz i ramek. Mniej wiemy jakie pszczoły mają instynkty pod względem odstępów przestrzeni w sprawie budowy plastrów i możemy je do pewnego stopnia zachęcać czy kierować nimi w określonym kierunku, jaki uważamy za pożądany. Nie piję do Ciebie konkretnie, a opisuję zjawisko. To działanie "na siłę" jest oczywiście na pewnym spektrum. Czyli powiedzmy tak: za sytuację dążącą do zera uznałbym, to, że pszczoły same zupełnie spontanicznie wybrały miejsce, czas i pomieszczenie do życia, a za sytuację dążącą do jedności, kiedy pakowane są siłowo do pakietu, podawana jest im inna matka i wędrują setki czy tysiące kilometrów, aby zamieszkać, gdzie indziej na życzenie pszczelarza i przemysłu towarowego. Inną jeszcze sprawą jest pytanie: skąd się wywodzą te rójki. Gdyż można by traktować inaczej (to znaczy spotkałem się z taką argumentacją) pszczoły powiedzmy w jakimś stopniu lokalne czy rodzime zaadoptowane do danego miejsca do życia, a inaczej pszczoły, które np. wiemy, że wyroiły się z okolicznej pasieki, w której królują pszczoły towarowe z zupełnie innych linii niedostosowanych do lokalnych warunków, aby miały szanse sobie z nimi poradzić w pierwszy pokoleniu. W tym drugim przypadku w skrajnej formie można to porównać np. do najpierw uratowania brutalnie traktowanej kury z hali masowego chowu należącej do rasy hodowlanej typu broiler, a później wypuszczenia jej na zasadzie: niech sobie radzi. Znam takie przypadki osób, które przygarnęły takie kury, ale jednak jakoś otaczały je większą troską, bo wiedziały, że sobie nie poradzą tak jak inne kury pałętające na wolnym wybiegu. Np. w zimie. Takie broliery uratowane z hali potrafiły sobie odmrażać na śniegu łapy. Te osoby pozyskiwały z nich nawet jajka. :) Oczywiście w znacznie mniejszej ilości niż od ras niosek, ale przecież nie o to tu chodziło.
> W końcu na żadnych błędach nie uczymy się tak dobrze, jak na naszych własnych. :-)Jest też inna złota myśl. Konkurencyjna. Można jeść wszystkie grzyby, ale np. muchomora sromotnikowego tylko raz. A zatem to wcześniejsze powiedzenie może być prawdziwe pod warunkiem, że przeżyjemy sprawni umysłowo swój błąd i będziemy zmotywowani do nauki. W świecie można spotkać wielu ludzi, którzy jednak wciąż popełniają ten sam błąd.
> Moim zdaniem warto rozróżnić sytuację, kiedy jakieś dziko żyjące pszczoły się roją i później te rójki giną, od sytuacji kiedy jakieś rójki są po części siłowo osadzane w jakimś ulu.
> Można rozróżniać, zależy jaki mamy w tym cel badawczy. :-) Ja daleki jestem od naukowych ambicji.To raczej kwestia filozoficzna oraz no cóż: etyczna moim zdaniem, a nie naukowa. Przynajmniej w tym klasycznym rozumieniu słowa nauka. W związku z tym tezy w tym zakresie nie mogą być obalone przez: nie wiem: np. jakieś dowody, analityczne wyliczenia, własne doświadczenia czy rzeczywistość, a wewnętrzną niespójność. Chciałem tylko wskazać, że można argumentować, że jest to inna sytuacja pod kątem sprawczości człowieka na pszczoły, a więc inne mogą być emocje do danej sytuacji pszczół ot np. współczucia, czy tych filozoficznych założeń dotyczących życia pszczół.