W kontekście "ciepłego grudniowego dnia" też coś kojarzę, i też nie wiem czy to ja pisałem czy było w książce. W każdym razie ja sam tego nie robię, tj. nie zaglądam do pszczół zimą. Na jesień pszczoły są szczelnie zawekowane od góry propolisem i nie chcę im tego psuć, a jeśli mają zemrzeć to trudno, mnie interesują tylko silne pszczoły. Jedynym wyjątkiem są naprawdę młodziutkie (bardzo późne) rodziny, takim zdarza mi się dawać trochę ciasta w grudniu albo styczniu, ale to sytuacje naprawdę bardzo rzadkie.
Jeśli o ocieplenie wiosną chodzi, to nie dziwi mnie to, bo ocieplenie, takie w konwencjonalnym rozumieniu (wata, koc, itp) wiąże się z kondensacją, czyli wilgocią, o czym przestrzegałem właśnie Jolę. Warré pisał zresztą, że ocieplenie nie jest potrzebne, a może wręcz być szkodliwe. I dlatego przekonuje mnie ta cała słomianka, bo nie ma na celu ocieplać pszczół, jak by to były jakieś ssaki czy inne stałocieplne stworzenia, tylko chronić je przed wodą i wiatrem, jednocześnie pozwalając ściankom wyschnąć w razie potrzeby.
O słomiance Warré pisał "Paillasson":
http://ruche.populaire.free.fr/apiculture_pour_tous_5eme_edition/076.jpg
"Paillasson" to jest słomianka, ale znaczy również wycieraczka albo plecionka. Kiedyś jako wycieraczek używało się plecionek z trzciny, stąd taka wieloznaczność. Francuski to durny język, akurat przypadek wycieraczki jest dość niewinny, ale takich cyrków jest dużo, do tego ortografia i gramatyka są ostro przekombinowane... Polski jest wg mnie wielokrotnie prostszy, mimo posiadania deklinacji (której Francuski nie zna, ale za to spokojnie nadrabia koniugacją w pięciu trybach i dziesięciu czasach).
Plecionka jest praktycznie nieznanym elementem wśród francuskich Warreistów, więc raczej nic nie znajdziesz w temacie. Chyba dlatego tak jest, że niemal wszyscy opierają się na dwunastej - czyli skróconej - edycji "Apiculture pour Tous", w której na słomiankę nie starczyło miejsca. Mi w ogóle ta 12 edycja się niespecjalnie podoba, bo na siłę stara się uprościć przekaz, przez co różne szczegóły poznikały (np. słomianka), no i całość brzmi przez to nieco pretensjonalnie. Ojciec Warré wydał 12-tą edycję jesienią 1948 r., czyli w czasach powojennej biedy, głodu i ogólnego niedostatku. Chciał zaproponować gospodarstwom sposób na samowystarczalność miodu oraz zastąpienie cukru, który jest szkodliwy i którego poza tym i tak nie było. Papier był bardzo drogi, musiało więc być krótko - dlatego wyciął ile się dało. Dla nas to może dziś być jakaś abstrakcja, ale w powojennej Francji (i nie tylko) normą były wiejskie rodziny wracające do swoich ruin w ten sposób:
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/a7/Frenchciviliansburon.jpg
Poza tym, opat miał wówczas 81 lat, być może też nie chciało mu się już enty raz tłumaczyć rzeczy dla niego oczywistych... Jakkolwiek by nie było, nie lubię dwunastej edycji. Piąta jest moim zdaniem pełniejsza i bardziej wartościowa, choć wydana w podobnym, powojennym kontekście - ale pierwsza wojna miała jednak dużo mniej katastroficzne skutki ekonomiczne we Francji, niż druga. No i Opat był 25 lat młodszy.
Mateusz